Ciekawość

Był zimny i deszczowy listopad, królował krajobraz nagich drzew, co na po niektórych trzymały się jeszcze żółtobrązowe liście, które z jakiś powodów nie spadły jeszcze z gałęzi, mimo nieustanych prób uderzającego w nich wiatru. Zięba, młody i jeszcze nowy (bo dopiero od 3 lat w placówce), przesiadywał w swoim służbowym mieszkaniu, przyglądając się temu jesiennemu krajobrazowi, rozmyślał, przy okazji głaszcząc swojego czarno-brązowego psa, Baltazara. W ostatnich miesiącach do organizacji zatrudniali się jacyś dziwni ludzie, takich widywał już wielu, ale ci mieli coś w sobie niepokojącego. Byli wręcz identyczni, nie było rozróżnić który to który. Wzrost mieli na oko 1,75m byli niezwykle dobrze zbudowani i diabelnie silni, Zięba widział jak jeden z nich, sam uniósł naraz 2 opony od wozu pancernego AMZ tur 2. Chodzili zawsze w mundurze bojowym a twarz często zakrywali kominiarką, nawet na przerwach! Rzadko co się odzywali, a jak już to tylko w sprawach dotyczących organizacji, a i wtedy skąpili słowem. Początkowo nie byli aż tak podejrzani, ot po prostu nowi rekruci, ale później zaczęło być ich więcej i więcej. Coraz więcej nieróżniących się od siebie niczym agentów. Przerzucił wzrok na otwartą stronę na laptopie który grzecznie czekał aż jeszcze raz zamyślony Bartek przypomni sobie o jego egzystencji i o stronie, którą zostawił otwartą zanim wpadł w swoją melancholię. Strona poświęcona była rożnym odkryciom ich opisom, różnym odkrywcą, wyprawami ekspedycyjnymi, badaniami etc., Zięba bardzo fascynowały takie historie, pamiętał że od maleńkości zaczytywał się takimi historiami. Pewnie ta chęć odnalezienia czegoś czego jeszcze nikt nie odkrył zaciągnęła go do tej placówki. ”Gdybym tylko mógł odkryć skąd się biorą te dziwactwa”- myślał sobie. Rozmyślania Zięby przerwał nagły dzwonek telefonu:
-Halo?- Spytał zaskoczony niespodziewanym telefonem.
-Zięba potrzebna jest mi twoja pomoc w przeniesieniu paru rzeczy, czekam na ciebie w stołówce na piętrze.- Pośpiesznie odpowiedział mu Cieśla. A konkretnie Andrzej Cieśla, trochę już podstarzały lecz wciąż bardzo sprawny, agent CBSP który dosłużył się rangi podoficera, przełożony naszego Zięby jak i jego przyjaciel.
-Dobra, zaraz będę- odpowiedział Zięba, trochę zirytowany, gdyż nie za bardzo mu się widziało noszenie rzeczy po placówce, zwłaszcza, że już skończył zmianę.
„Czemu się zgodziłem” mówił z wyraźną urazą do siebie odkładając telefon na biurko. Ospale wstał z sosnowego krzesła, i rozciągnął się. Baltazar, który od momentu odebrania telefonu odsunął się od właściciela kładąc się za krzesłem, widząc że on wstaje, domyśliwszy się , że ten go zaraz odpuści, jakby na znak protestu podbiegł do drzwi i się przed nimi usiadł zagradzając drogę. Dosyć nieudolnie bo wystarczyło nad nim przejść by się wydostać z mieszkania.
- Balti - powiedział czule, głaszcząc swojego pupila po jego kudłatym łbie -, przecież zaraz wrócę, to tylko chwilę mi zajmie. Przecież nie przepadnę na wieki -dodał żartobliwie.


Bartosz Zięba, wchodząc do placówki , cały przemoknięty, wdrapał się po schodach do stołówki, gdzie oczekiwał na niego Cieśla, który serdecznie go przywitał i zaprowadził do laboratorium, gdzie znajdowały się akwaria z A-##.
-Nikt inny nie chciał ci z tym pomóc?- Rzucił pytaniem Bartosz
-Wiesz , że wszyscy mają tu innych w dupie i nawet jakby człowiek umierał, to jedynie co zrobią to będą narzekać na to , że będzie trzeba napisać raport. -Odburkną Cieśla, lecz po chwili namysłu odrzekł- wybacz Bartek, zdenerwowany jestem przez całe dzisiejsze popołudnie, wczoraj poleciłem żeby je odnieść do laboratorium dr.* lecz jak widzisz wszyscy mieli „ważniejsze sprawy”. Dobra nie ważne. – Mówił kładąc akwarium na wózek paletowy i kierując się w stronę windy towarowej. Zięba poszedł jego śladem, kierując wózek w stronę windy. Gdy znalazł się koło Cieśli ten przyłożył kartę do czytnika. Drzwi zamknęły się z metalicznym trzaskiem, winda zaczęła zjeżdżać. Obaj przyjaciele nie wymienili między sobą żadnego słowa, przed niezręczną ciszą powstrzymywał tylko ruch mechanizmu windy. Gdy dotarli na piętro Barek zauważył, że są w strefie o wyższym upoważnieniu, „Nigdy nie byłem na tym piętrze, wygląda na to że ten dzień nie będzie taki beznadziejny jak mi się wydawało”. Nie minęło dużo czasu jak dotarli na miejsce, po drodze minęło ich tylko parę osób: dwóch naukowców, jeden ochroniarz i woźny w czerwono-żółtym stroju ochronnym, przed tymi ostatnimi ostrzegli go jego koledzy mówiąc że to nie taki zwykły woźny ze szkoły, i że tą specjaliści w usuwaniu anomalnych substancji i mają swój wyspecjalizowany trening. Shlululluluu….. śluza się otwarła, za którą zaraz znikną Andrzej z ładunkiem, chowając kartę do kieszeni swoich spodni, którą ewidentnie użył by otworzyć śluzę. Bartek jak tylko drzwi się otworzyły, i po krótkim prysznicu chemikaliami znalazł się w laboratorium. Laboratorium nowoczesne, hojnie wyposażone, sporych rozmiarów pomieszczenie z zewsząd rażące bielą ścian i czystością wszystkich szafek stołów i zlewów, a zewsząd było czuć ostry zapach płynów dezynfekcyjnych, który obudził w Ziębie wspomnienia z wizyt u dentysty.
-Witajcie – przywitał, ich głos Doktora Litewskiego, starszego już profesora, który oderwał na moment wzrok od mikroskopu by sprawdzić kto przyszedł. – Akwaria, odłożyć możecie na stanowisku 2B.
Stanowisko znajdowało się za blatami laboratoryjnymi , które oddzielały go od reszty pomieszczenia, znajdowały się tam ogromna ilość urządzeń, powiązanych z dziedziną weterynarii. Bartosz przyglądał się znajdującej się tam srebrzystej wadze z antypoślizgową powierzchnią, czy wannie o czarnej barwie, która przypominała kocioł wiedzmy. Zajechali koło klatek (ale bardziej wyglądało to na akwaria) do których, przełożyć musieli „załadunek”, niebyło nic w tym trudnego, otwierasz klatkę przysuwasz akwarium za pomocą kija przepychasz odrobinę do przodu obiekt ten wbiega do środka i nie odsuwając akwarium zamykasz klatkę i BUM…. Skończyłeś. Niestety gady nie były zainteresowane zmianą lokum i uparcie siedziały na swoich DUPACH!! Podoficer w końcu przepchawszy pierwszego gada z klatki, który serdecznie podziękował mu za to wrogim sykiem. Zbliżył się do niego litewski prosząc go na stronę o omówienie pewnego „problemu”. Cieśla nieufnie, zgodził się i odeszli.
- W sektorze poszukiwaczy – (często używana nazwa na agentów i formacji mobilnych ) - też doszło do zmian kadrowych i priorytetów?
- Czyli w sektorze odkrywczym (nazwa na naukowców i doktorów) też się już dopchały „mrówki”?
-No…..- Pesymizm Cieśli, udzielił się Litewskiemu.
-Gdybym to ja wiedział że tak będzie…. Nie powinniśmy im pozwalać na taką samowolę na początku, teraz, to już musztarda po obiedzie.
-Jeszcze sobie „mrowisko” zrobili w piwnicy!- Rzekł z poirytowaniem doktor.


Bartek odsunął się od ściany i wielką ostrożnością na palcach, powrócił do klatek , zwyciężyła jego ciekawość , podsłuchiwanie rozmów stało się jego nawykiem, koledzy chwalili to na akcjach, (zawsze więcej informacji o misji, terenie, i anomalii od tych co mówić agentom nie chcieli lecz w domowym zaciszu pewni swojego bezpieczeństwa wyjawiali wszystko) , ale przy stole w kafeterii przeklinali. Może to tak powinno być, że on poznał ten skrawek prawdy i może jego przeznaczeniem będzie odkryć ją całą, przynajmniej dla siebie, aby być spokojny, a może później gdy kto będzie chciał sięgnąć po więcej niż powinien; rozpowiedzieć i uciąć mu chęć do używania tego najbardziej uzależniającego narkotyku, jakim jest władza nad innymi. Nie mógł ustać w miejscu z ekscytacji jak małe dziecko gdy jedzie do wesołego miasteczka. Gdzie jest ta piwnica? Jak się do niej dostać? Czy da się do niej dostać!? Drżały mu ręce. Kto tam może iść? Zastanowił się, jeżeli to ściśle tajne miejsce to tylko najwyżsi w hierarchii CBSP. Cieśla wie o klonach i nie brzmiał na zdziwionego gdy mówiono mu o jakimś „mrowisku”. Może mieć dostęp! Potrzebuje tylko jego karty! Aż poczerwieniał z pobudzenia. „Dobra, dobra, uspokój się bo się połapią, że wiesz”. Wziął parę razy głęboki oddech, i próbował się wyciszyć. Udało mu się trochę uspokoić i w miarę normalnie wyglądać, jak powrócił Andrzej nie było po Bartoszu widać , że w ogóle coś słyszał i tylko cały czas walczył z upartością A-##:
-Coś chciał, od ciebie?- Pytał Bartek, próbując nawiązać zalążek normalnej rozmowy.
-Nic, tylko dowiedzieć się chciał co się dzieje poza laboratorium, nie dziwne siedzi tu jak norze, miedzy probówkami, ciągle jakieś badania i brakuje czasu na sprawdzanie wiadomości z świata wokół.
-Aha….-Zamyślił się Zięba. Doszedł do wniosku, że jak poprosi Cieśle o kartę to ten raczej mu jej nie da więc będzie musiał ją mu ukraść, ale jak? Miał ją przecież schowaną w kieszeni swoich bojówek, jakby chciał on mu ją wyciągnąć to ten na pewno by to zauważył.
Reszta załadunku jakoś szybciej minęła, widocznie anomalie dały spokój albo się zmęczyły i udało się je spokojnie przenieść. Doktora Litewskiego Cieśla pożegnał machnięciem ręki Zięba był zbyt zamyślony i wyleciało mu z głowy by się pożegnać. Cały czas korciła go myśl jak zdobyć tą kartę. A jak często się zdarza jest pokusa to musi pojawić się do niej okazja, i przyszła, tak najzwyczajniej w świecie a jednak tak nagle, że prostota zdobycia karty na chwilę wydała się Bartkowi niemożliwa. Andrzej wyciągnął kartę by otworzyć drzwi, Zięba miał ją wprost na wyciągnięcie ręki. Wahał się, „czy na pewno”, „może nie „. Ale wszystkie jakby organy w jego ciele krzyczały ”BIERZ KARTĘ !”. Czuł jak leci po nim dreszcz. „Co Ty Robisz!!!!!” Głos w podświadomości do niego krzyczał: „On już ją chowa!!”, „Śluza otwarta!!!”. „Weź zabierz mu ją i zamknij drzwi za sobą!” Bartek uczuł niesamowitą energie i siłę że tylko skoczył. Wyrwał Cieśli z ręki kartę. Zamknął za sobą śluzę . Zablokował ją. I pobiegł szukać mrowiska. Zięba słyszał jak jego przyjaciel coś do niego krzyczy, lecz co dokładnie już tego nie wie, może to przez stres i adrenalinę i skupieniu się na ucieczce sprawiło że słowa które do niego powiedział rozmyły się z jego pamięci. Biegł przez korytarz zupełnie zagubiony nie wiedząc gdzie ani dokąd biec. Przewijał się przez korytarze nie wiedząc gdzie zmierza, często stając w miejscu aby się zastanowić czy aby na pewno nie mijał tego miejsca. „Czemu te korytarze wyglądają ku#wa tak samo”, rozgniewany bełkotał pod nosem, jednocześnie próbując nawigować się znakami. Po ponad 20 minut łażeniu znalazł cel podróży, cel jego poszukiwań i miejsce skrytej prawdy. Były nim ciężkie, pancerne ciemnozielone drzwi, koło których znajdował się panel dostępu i przy , których stały na straży dwa klony dzierżąc w rękach PMM-y. „Dobrze podejdź tylko do panelu otwórz drzwi i wejdź”, powtarzał sobie lecz nie ważne z jak kamienną twarzą podszedł tam pożerał go strach. Przyłożył kartę do czytnika. „Odmowa Dostępu” ten tekst pojawił się na ekranie czytnika wraz z głośnym sygnałem oznajmującym mu jak i klonom, że wejść nie może. Uczuł jak krew uchodzi mu z twarzy, zerknął na klony nie ruszyli się. Spróbował jeszcze raz. „Odmowa Dostępu” przeszedł go zimny dreszcz. Ochroniarze zaczęli spoglądać na siebie. Spróbował trzeci raz. Jego pewność siebie gdzieś się ulotniła. Dzyyyy… sygnał odmowy znowu się odezwał. Tym razem jeden z ochroniarzy podszedł do niego. Bartosz zamarł, zbladł na twarzy, nogi mu się jak z waty zrobiły. Czuł że to chyba jego koniec, że go złapią albo co gorsza zabiją! Strażnik tylko spokojnym monotonnym głosem odpowiedział:
-Musisz mocniej przycisnąć, czytnik się ostatnio ścina.
-…A-aha…..-Zięba chciał dopowiedzieć coś jeszcze ale jakby mu słów zabrakło.


Idąc przez pół oświetlone korytarze tajemniczej piwnicy , i po ostygnięciu z zapału Bartosz zaczął się zastanawiać nad tym co zrobił, zaczęło go gryź sumiennie które dosyć długo tłumił, zaczął zdawać sobie sprawę że jest tu na karcie swojego przyjaciela i jak on coś to odwali to tamten oberwie.
-Kurde co on mi chciał wtedy powiedzieć, co on wtedy krzyczał?, Czy on może podejrzewał , że ja będę szukał tego miejsca, raczej nie….. a jeśli, to czy chciał mnie ostrzec przed co tam czeka.-Bartoszowi zrobiło się nieznośnie ciężko sumienie go przygniatało jakby ważyło z tonę, - ale teraz raczej jest za późno by zawrócić, teraz muszę iść dalej, za daleko zaszedłem by teraz zawrócić. Muszę teraz brnąć w tym bagnie. „Co on wtedy do mnie krzyczał…..?”
Długie, wąskie, przecinające się niczym w labiryncie, po których zawsze któryś z klonów łaził, tak wyglądały korytarze podziemnego piętra nr.7, nie dziwne że ochrzczone zostało nazwą ”Mrowisko”. Ziębie wydawało się że chodzi w kółko. Pamiętając ze swojego szkolenia że jednym z sposobów na wyjście z labiryntu jest trzymanie się prawej strony ściany. Przechodząc korytarza do korytarza Bartosz dokładnie przyglądał się każdemu omijającemu go klonowi, wyglądali tak jak zawsze, tylko jedyną różnicą było to, że niektórzy z nich mieli kolorowe naramienniki, widocznie to tylko oznaczenie hierarchii. Nie myślał nad tym zbyt długo ponieważ jego oczom ukazał się inny korytarz który w przeciwieństwie do reszty był ogromny. „To musi być to” przemknęło mu przez głowę po czym skierował się w tamtym kierunku. Co dziwne nikt nie pilnował tego wejścia, a pancerne wejście było otwarte. Nie wiele myśląc przemknął się przez nie, przebiegł przez krótki tunel otworzył drugie drzwi na jego końcu. To co za nimi się znajdowało, Zięba się nigdy nie spodziewał zobaczyć. W pokoju 3x6m który poza ścianą z drzwiami i podłogą, składał się praktycznie wyłącznie z ciemnobrązowych rur w różnych wielkościach, dostęp do tych rur umożliwiało metalowe rusztowanie a mniej więcej na środku bocznych ścian znajdowały się dwa duże zbiorniki z jasno-zielonkawym płynem a pod nimi znajdowały się metalowe owale, nie wiadomo do czego służyły. Lecz najważniejsze znajdowało się naprzeciwko Zięby. Była tam zawieszona tak ok.2.5m nad ziemią komora z przeszklonym przodem przez który widać było człowieka! Pływał on w tym samym płynie który znajdował się w bocznych zbiornikach. Istota ta była bardzo szczupła, twarzy nie było jej widać gdyż na usta i nos zasłaniała czarna maska tlenowa, a oczu nie posiadała tylko miała włożone w oczodoły kable, część rur miała przytwierdzone do pleców i do potylicznej części głowy, jedyny strój jaki posiadał to duże ciemnoniebieskie spodenki. Wokół kapsuły znajdowały się różnej wielkości zbiorniki z różnokolorowymi płynami jak: krwisto-żółty i ciemno czerwony który wyglądał jakby z kogoś wypompowano krew. Wszystkie te zbiorniki łączyły się z mechanizmem pod kapsułą który wyglądał jak metalowa szafka z którego to dopiera do kapsuły i zbiorników wychodziły rury z tym zielonkawym płynem. Zięba zaczął zbliżać się do kapsuły, towarzyszyło mu uczucie że ktoś go cały czas obserwuje, zaczął się rozglądać przykuło jego uwagę ruch kamer, które podążały za nim. Poczuł jak mu się ścisnęło gardło, uznał że pora stamtąd się zabierać, zaczął się wycofywać. Złapał klamkę i usłyszał metaliczny trzask zamka. Drzwi zamknęły się. Nie mógł już ich otworzyć! Bartoszowi zrobiło się gorąco w piersi, jego serce zaczęło tak szybko walić jakby miało wyskoczyć z jego piersi. Odwrócił się jeszcze raz w stronę kapsuły by usłyszeć głośny dźwięk mechanizmu dochodzący spod niej. Z zbiorników z bocznych ścian płyn zaczął spływać do metalowych owalów. Ziębie włosy stanęły dęba a twarz zbielała, i zaczął z całej siły próbować otworzyć drzwi. Owale się otworzyły i wyszły z nich 2 klony. Były jakby nie do końca zrobione, posiadali bardzo przeźroczystą skórę przez którą widać było ich niezbyt poprawnie zrobione wnętrzności i rzucili się w jego stronę. Bartek mimo że przerażony bojąc się o swoje życie chwycił vis- a setkę, którego miał w kaburze. Wystrzelił cały magazynek w jednego z klonów, rozwalając mu wątrobę i przestrzelając mózg przez oko, padł na ziemię tworząc wokół siebie kałużę krwi. Zięba próbował przeładować, lecz na jego nieszczęście drugi zdążył do niego podbiec i powalił go na ziemię. Bartosz próbował się wydostać z żelaznego uścisku klona, który złapał jego głowę i zaczął ją uderzać o ziemię. Ziębie zaczęło szumieć w głowie jak po wódce, a za chwilę poczuł jak coś ciepłego zaczyna spływać mu po włosach. W przypływie adrenaliny , uderzył swoją bronią klona w twarz, który z bólu zasłonił ją rękoma, wtedy to zięba przeładował vis-a i sprzedał mu parę kul w łeb po czym ten padł bez ducha na niego. Bartoszowi kręciło się w głowie i czuł z tyłu czaszki ogromny ból, a olbrzymie cielsko klona utrudniało mu oddychanie. Z trudem zrzucił go z siebie, i próbował wstać. Na nic. Nogi miał jak z waty i bolał go kręgosłup próbował dopełznąć do drzwi. Syczał z bólu, oparł się o ścianę. Zamek w Drzwiach znowu się poruszył i do wnętrz weszło 2 umundurowanych klonów.


Zięba był ciągnięty przez dwóch typów, nie wiedział gdzie się znajduje, na głowie miał założony worek. A na walkę brakowało mu sił. Ciągnięto go już jakiś czas, cisza była nieznośna. Nagle rzucili go na jakieś krzesło zapieli mu ręce i nogi, zdjęli worek i w zamian założyli mu hełm. Pomieszczenie do którego go przeniesiono było bardzo małe znajdowało się w nim tylko to krzesło do którego był przywiązany, a z jego lewej strony znajdowała się przeszklona ściana z przyciemnianym szkłem pancernym, jak z pokoi do przesłuchań. Bartosz żałował że porwał się na tą akcje myślał że lepiej mu ona pójdzie. Teraz nie wie co się z nim dzieje. „Kurde pewnie narobiłem Andrzejowi sporo problemów gdybym mógł mu wszystko wytłumaczyć, przeprosić…” Nagle ogromny ból poczuł na całym swoim ciele, uczuł ja do ciała wbijają mu się igły wzdłuż kręgosłupa, w nogi ręce i głowę. Krzyczał z bólu! Próbował się wyrwać, na nic mocno był przywiązany i wstać nie mógł. Wysysane z niego były jego płyny ustrojowe. Zaczął słabnąć, robił się coraz bardziej senny, a ból mu coraz mniej przeszkadzał w pewnym momencie już go nawet nie czuł. Zięba mając coraz większe trudności z wzięciem oddechu, przypomniał sobie co krzyczał wtedy do niego Andrzej, „Dlaczego!”, Poczuł wstyd lecz już było za późno popatrzył tylko na swoje dłonie które, wychudzone na jego oczach zmieniły się w pył, później niczego już nie widział……


Baltazar stał przed drzwiami w oczekiwaniu na swojego właściciela, stał tak od czasu jego wyjścia, ostatecznie był już zmęczony staniem w tym samym miejscu od ponad 2 godzin. Poszedł do pokoju gdzie zaczął ciągnąc swój kojec przeniósł go aż pod drzwi, położył się na nim wciąż nie odrywając wzroku od drzwi aby nie przespać powrotu swojego pana. Ostatecznie senność wygrała i usnął na posłaniu, śniąc o tym jak się bawi ze swoim panem piłką w parku, mając nadzieje że jeszcze raz będzie mógł to zrobić.

Nota od dowództwa:
Wraz z dniem dzisiejszym w życie wchodzą zmiany w dostępie do stref, i techniki działania ochrony, odpowiednie instrukcje zostaną wydane za 2 dni.

Z smutkiem zawiadamiamy o rezygnacji ze stanowiska Andrzeja Cieśli i jego przejściu na emeryturę, zawsze będziemy pamiętać o jego zasługach dla Państwa w walce z anomaliami. Agenci z 14 oddziału ślą mu pozdrowienia.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License