Identyfikator Podmiotu: SCP-PL-154
Klasa podmiotu:Euclid
Specjalne Czynności Przechowawcze: Żaden statek cywilny nie może się zbliżać do podmiotu w obrębie 10 km. Dookoła SCP-PL-154 mają krążyć dwa statki Fundacji uzbrojone w karabiny maszynowe kalibru 7,62 mm. Cywile którzy wtargnęli w obszar SCP-PL-154 i są po działaniem anomalii mają zostać przesłuchani oraz otrzymać środki amnezyjne klasy B mają zostać przesłuchani i poddani natychmiastowej terminacji. Wszelkie podmioty wydostające się z SCP-PL-154 mają zostać poddane terminacji. Wszelkie zostały zawieszone do odwołania po incydencie SCP-PL-154-B.W razie gdyby dawni mieszkańcy i/lub cywile pytali o wyspę należy podać historię przykrywkową „Niestabilność sejsmiczna/Wulkan”. Na wszelkie zapytania naukowe lub wojskowe należy odpowiadać historią przykrywkową „Tajna rządowa kopalnia/Wulkan”. Wszelkie sygnały emitowane z SCP-PL-154 mają zostać zagłuszone. Zezwala się na rekrutację personelu z Wojska Polskiego.Cały personel na terenie SCP-PL-154 ma być zmieniany co miesiąc a poprzedni poddawany środkom amnezyjnym klasy B. Każda osoba wystawiona na działanie SCP-PL-154 ma zostać poddana terminacji, ciało intruza ma zostać spalone wraz z przedmiotami zabranymi do SCP-PL-154
Myślisz że to proste patrzeć jak cały twój świat upada?
Opis: SCP-PL-154 to wyspa znajdująca się obok ███████ na terenach morskich Polski. Do 20██ miejsce było zamieszkane przez cywili po incydencie SCP-PL-154-A Fundacja zabezpieczyła teren i wymazała ze wszystkich archiwów. Mieszkańcom przymusowo przesiedlono z wyspy i podano im środki amnezyjne klasy A.Do XV wieku miejsce było ośrodkiem kultu Welesa (Słowiańskiego boga podziemi) w roku 14██ wybudowano tam klasztor i przepędzono żerców (kapłanów słowiańskich).
Kronika sporządzona przez Xsiędza Władysława Roku Pańskiego 14██ Na Chwałę Pańskom na wyspie ███████ klasztoru Św.Sebastiana
Kłamstwa
Paranormalne aktywności SCP-PL-154: Objawiają się one od razu po wkroczeniu na wyspę. Nadnaturalne właściwości SCP-PL-154 to między innymi.
-Uczucie bycia obserwowanym
- Pojawianie się SCP-PL-154-1
-Nienaturalne załamywanie się światła
- Sporadycznie pojawiające się blizny na ciele
-Mutacja martwych ciał
[EDYTOWANO]-Emitowanie sygnałów w języku staropolskim
Nadto wysuwa się hipoteze że
Wyspa jest między wymiarowym portalem klasy A prowadzącym do kieszonkowego wymiaru nazywanego w dawnych mitach Vołosażami’’ gdzie najprawdopodobniej znajduje się SCP-PL-154-4.
Identyfikator Podmiotu:SCP-PL-154-4
Klasa podmiotu :Ticonderoga
Poziom zagrożenia:Czarny ●
Specjalne Czynności Przechowawcze: Na wszystkich łodziach krążących wokół SCP-PL-154 zostały zainstalowane Kotwice Rzeczywistości Scrantona które służą do stabilizowania przejścia klasy A.Personelowi podać historię przykrywkową „Aparatura sejsmiczna”. Zniszczenie ww. urządzeń trzeba potraktować jako synonimy końca świata scenariusza SKZłamana Maskarada’’ i/lub scenariusza klasy DK
Opis:SCP-PL-154-4 jest najprawdopodobniej międzywymiarowym bytem, być może manipulatorem rzeczywistości lecz ilość Hium'ów szacowana dla jego umiejętności to około 500 byt przedstawia się jako Weles słowiański Bóg podziemi i magii. Uważa on Fundację za kontynuację „Ich” czyli najprawdopodobniej misjonarzy. Najprawdopodobniej chce ujawnić Fundację oraz Jej działalność, uważa się za ofiarę, Zarazy czyli najprawdopodobniej chrześcijaństwa.
Ludzie mają prawo wiedzieć kim jesteście i co mi zrobiliście.
Dzienniki ekspedycji:
Ekspedycja A
Nadzorca Ekspedycji: Prof. Aders
Jeden pracownik klasy D
Wyposażenie: Komunikator,Zapas jedzenia i wody na dwa dni
Transkrypt:
p.D: Dobrze jestem na wyspie
Pr.A: Jak się czujesz?
p.D:Czuje się jakby ktoś mnie obserwował ale poza tym nic dziwnego
Pr.A: Co widzisz przed sobą
p.D: Jakąś drogę?
Pr.A:A coś więcej?
p.D: Widzę las plaże…Kurwa coś przede mną przebiegło
Pr.A: Co to było??!
p.D: Chyba jakaś sarna czy coś.
Pr.A: Idź drogą przed sobą.
p.D:Halo doktorku jesteś tam?
Pr.A:Co się stało?
p.D:Dotarłem do jakiegoś miasteczka wygląda jakby od paru lat nikt się tu nie zapuszczał.
Pr.A:Widzisz coś jeszcze coś dziwnego
p.D:Nie…Ja pierdole co to jest?!?
Pr.A:Co widzisz ?!?
p.D:Kurwa to do mnie idzie!
Pr.A:Uciekaj stamtąd!
p.D: …………………………..
Pr.A:Co się stało?
Koniec Transkryptu
Notatka:
Nadzorca Ekspedycji:Prof.Aders
Wyposażenie: Jeden pracownik klasy D (były żołnierz),Karabin szturmowy,
]
[[[[UTAJNIONO]|Mediacje]]]
A więc chcesz poznać prawdę.Prawdę o Fundacji prawdę o Mnie. Prawda jest prosta: ścigali mnie i na mój lud. Wiesz kiedyś wszędzie mnie szanowano kiedyś uznawano mnie za strażnika strażnika Przysiąg,Wiedzy,Sztuki. Lecz później pojawili się Oni. Oni zaczęli szerzyć Zarazę.Gdyby atakowała ciało postarałbym się przekazać moim kapłanom Wiedzę która pomogłaby im przetrwać, choć część by przetrwała. Lecz Zaraza atakowała umysł, a zarażeni nazywali mnie demonem,Złem,Diabłem starałem się pokazać im prawdę że Zaraza opanowała ich umysły lecz oni Mnie nie słuchali. W końcu zawsze kończyło się w ten sam sposób, władcę zaczęli otaczać Oni a aż w końcu Zaraza opanowywała także i jego, nawet najwierniejsi wkrótce ulegli Zarazie. Zebrałem całą pozostałą mi moc oraz stworzyłem tą wyspę jako raj dla mojego ludu. Lecz Oni też się tam pojawili lecz udało mi się zapobiec Zarazie wśród moich ludzi gdyż podszyli się pod Nich. Na wyspę przybywali też inni zarażeni,nie Oni, i zaczęli budować domy tak jak mój lud. W końcu udało mi się opanować ognisko zarazy, wszyscy moi ludzie podszyli się pod Ich i całkowicie opanowali miejsce w którym Oni szerzyli Zarazę, lecz wtedy zapadłem w sen nie wiem ile to trwało.200 lat?500? Nie ma to znaczenia niedługo uwolnię świat od kłamstw Fundacji oraz Ich!
Strona główna
Offset 1
SI Klasyfikacyjne #616
------
Witaj, Menadżerze SI Klasyfikacyjnych
------
Oto wstępny raport przygotowany przez AI
SCP-PL-379
Specjalne Czynności Przechowawcze: Obiekt jest obecnie niemożliwy do przechowania lub nieznane są jego możliwości przechowania . Należy jak najszybciej zlokalizować miejsce pobytu jednej z instancji obiektu, aby zyskać na jego temat większą wiedzę.
Opis: SCP-PL-379 to zbiór humanoidalnych stworzeń, zaobserwowanych głównie, na obecnych terenach II Wielkiej Wojny Afrykańskiej, IV Armeńsko-Kurdyjskiej oraz XVII Wojny Koalicji. Wygląd instancji SCP-PL-379, zgodnie z obrazami satelitarnymi, nie odróżnia się od standardowego wyglądu ludzkiego. Instancje wykazują pewną ilość ludzkich charakterystyk, wyłączając: empatię, potrzebę snu, potrzebę jedzenia, potrzebę samostanowienia, instynkt samozachowawczy.
Zgodnie z danymi satelitarnymi, zaobserwowano około 200 tysięcy instancji, obiektu. (Dane na temat obiektu mogą być niekompletne, ponieważ do ich stworzenia użyto systemu satelitarnego Fundacji, jako że tylko do niego miało dostęp SI).
Instancje podmiotu, są bardzo trudne do konkretnego zlokalizowania, ze względu na to, że w niewyjaśniony jeszcze sposób znikają z zasięgu widzenia satelit, aby pojawić się w zupełnie innym miejscu. Ustalono, że mogą przemieszczać się w kierunkach niezgodnych ze strategią wojenną lub zdolnością pozyskania jedzenia, zasobów finansowych bądź zapasów logistycznych.
Z danych zgromadzonych z systemu satelitarnego wynika, że instancje, do czasu spotkania innej grupy żołnierzy bądź partyzantów, wędrują w zdezorganizowany sposób, często zmieniając kierunki. Kiedy instancje napotkają inną uzbrojoną grupę, natychmiast przystępują do konfrontacji, wykorzystując wszelkie środki dostępne, aby doprowadzić do terminacji przeciwnika. Instancje przystępują do konfrontacji, niezależnie od ich siły względem przeciwnika, lub niekorzyści strategicznych.
Instancje nigdy nie próbują kontaktować się z cywilnymi władzami, wojskowymi bądź innymi podobnymi grupami. Atakują również grupy o podobnych celach lub ideologii, ignorując jakiekolwiek próby mediacji czy próby przekupienia.
Każde pojawienie się instancji w regionie doprowadza do zaginięć dzieci (Najczęściej płci męskiej) bądź młodzieży w wieku lat 13-18 (Najczęściej płci żeńskiej), zaginięcia następują najczęściej pierwszej nocy po pojawieniu się instancji w regionie. Nie zauważono jednak tego, aby instancje bezpośrednio brały udział w porwaniach, pomimo tego osoby zaginione podczas pojawienia się instancji w regionie, po tym, jak instancje ponownie znikną z widoczności satelit, pojawiają się w grupie instancji i przejawiają takie samo zachowanie jak inne podmioty.
Ze względu na ograniczone możliwości systemów satelitarnych, jak na razie niemożliwe jest stwierdzenie czy osoby zaginione podczas pojawienia się instancji mają wspólne charakterystyki, które doprowadzają do ich zaginięcia, ale najczęściej można było zauważyć te osoby poza domem lub w powszechnie uznawanych za niebezpieczne sytuacjach.
Osoby te w grupach stworzonych przez instancję, są poddawane wykorzystywaniu seksualnemu i fizycznemu, pomimo tego nie wykazują później chęci ucieczki z grupy i zachowują się tak samo, jak inni członkowie grupy.
Biorąc pod uwagę obecny stan wiedzy wymagana jest dogłębna analiza ruchów instancji, oraz redefinicja pojęć używanych przez Fundację, ze względu na to że pomimo spełniania wszelkich warunków anomalności, klasyfikacja ta została odrzucona. W tym do raportu dołączono dokument suplementacyjny mający na celu
Wyświetlić dokument suplementacyjny?
Offset drugi
SI #616
------
Witaj Menadżerze Klasyfikacji SI
------
Definicja ludzkości używana przez Fundację zawiera w sobie wiele błędów. Przede wszystkim, uwzględnia osobniki, nieposiadające większości ludzkich cech; takich jak empatia, instynkt samozachowawczy, czy potrzeby fizjologiczne. Uzależnia zatem człowieczeństwo nie od powszechnie występujących gatunkowo cech jak w wypadku innych zwierząt a od osobistej opinii człowieka piszącego definicję.
Doprowadza to do klasyfikacji wielu anomalii, jako ludzi co sprawia, że pomimo oczywistych szkód wyrządzanych przez owe podmioty, zostają one pominięte w klasyfikacji a oni najczęściej terminowani, co zmniejsza wiedzę o anomaliach.
Pomimo tego, że można by stwierdzić, że ludzka natura jest szersza, ze względu na to, że ludzie są jednym z niewielu gatunków samoświadomych, i przez to zdolny jest do wielu akcji poza powszechnie uznanymi za ludzkie, jednak to pojęcie jest błędne. Zarówno definicja używana przez większość ludzi nie uznaje takich działań jak porywanie dzieci i ich wykorzystywanie seksualne, za ludzkie podobnie brak instynktu samozachowawczego, jak i nie są one standardowe w populacji ludzkiej ani nie występują w żadnej innej populacji zwierzęcej.
Z każdym rokiem można zauważyć coraz więcej, podobnych anomalii, które są klasyfikowane jako ludzie. Gdyby zostały zaklasyfikowane, jako anomalie pozwoliłoby to Fundacji, zbadać ich pojawienie się, oraz przyczyny ich rozprzestrzeniania się. Fundacja często ignoruje też anomalie podobne do SCP-PL-379, ponieważ szuka nieanomalnego wyjaśnienia ich istnienia.
Problem ten wymagana natychmiastowego działania.
Przesłać propozycję dalej?
Tak
Nie
Agent 17 znajdował się w dziwnym miejscu. Wszystko wokół niego wirowało. Cała rzeczywistość wyglądała jak zamieć następująca po pustym programie telewizyjnym. Jego ręce również poddawały się temu zjawisku. Jego całe ciało było jednością z piaskiem tworzącym ten świat. Jego umysł był zamglony. Kim jest? Jak tu się znalazł? Dlaczego mimo że rzeczywistość się nie zmieniła czuje że coś jest nie tak? Dlaczego co rusz w głowie czuje chrobotanie cząsteczek piasku? Dlaczego nie wie kim jest? Dlaczego wszechświat jest piaskiem? Spróbował się otrząsnąć z letargu. Nic nie pomagało. Ani walenie rozsypującymi się rękami w głowę. Ani krzyczenie gardłem w którym znajdowało się już więcej piasku niż tkanki ludzkiej. Kiedy próbował się uderzyć, uderzył w pustkę.
Całe jego ciało, co chwila zmieniało położenie, kierunek oraz płaszczyznę. Jedyne co się nie zmieniało to krajobraz, wielkiej burzy piaskowej ciągnącej się przez wieki wieków. W końcu po próbie samozniszczenia, poprzez stopienie się z pustynią, stwierdził że jedynym racjonalnym wyjściem, jest iść naprzód. Naprzód za wszelką cenę. Naprzód z rozpadającym się już wpół piaskowym ciałem. Naprzód. Mimo myśli w których nie przechodziły już elektrony tylko piasek. Piasek. Piasek. Wszędzie i w każdym kierunku.
Za każdą cenę piasek. Trzeba dalej piasek! Wytrzypiask! Udasek! I szedł tak nie myśląc juz o niczym. Jego mózg zmieszał się z otoczeniem na tyle że nie wiadomo było już czy myśli? Odczuwa? Nienawidzi? Szedł. To było najważniejsze. Przez pustynię na której nic nie ma. Przez pustynię na której nic nie ma. Przez pustynię na której nic nie ma. Przez pustynię na której nic…Nagle zauważył coś szarego. Po prostu szarego. To coś unosiło się w powietrzu. To coś było? Istniało? Czy to tylko fatapiaskana? Trzeba piasek dalej. I zaczął iść w kierunku tego szarego czegoś. Nie wiedząc czy przyniesie mu piazgubę czy zbapiaskienie. Szedł dalej. Wirujący piasek pod jego stopami szedł we wszystkie kierunki. Starał się zatrzymać swoje jestestwo na chwilę. Żeby skupić swoje mypiaski z piawrotem. W końcu znalazł się nad tym czymś. Zrozumiał że jest za wysoko. Stwierdził że uda mu się. Skoczył. Jego ciało rozpadało się w miliony elementów które same odleciały we wszystkich kierunkach. Umarł.
-
Obudził się. Czuł się jakby stał się na nowo. Patrzył na swoje ciało. Nie wiedział co powiedzieć. Powoli wracały mu wspomnienia. Zrozumiał dlaczego znajduje się w tym miejscu. A właściwie, częściowo zrozumiał. Dalej nie wiedział dlaczego przeżył. Popatrzył się w dół. Okazało się że był na szarej platformie do której skoczył. Przed nim siedział, w pozycji medytacyjnej mężczyzna. Mężczyzna miał na sobie mundur wojskowy, prawdopodobnie z epoki Napoleońskiej lecz był on czarny przez co trudno było oznaczyć epokę. Miał zamknięte oczy. Jego białe włosy unosiły się w górę, niczym podczas jakiegoś rytuału. Na ręce miał zegarek, którego wskazówka biegła usiłując jakby nadążyć za piaskiem wiecznie przesypującym się poza szarym czymś. Mężczyzna w czarnym mundurze wojskowym, po chwili ciszy odezwał się i otworzył oczy.
- To dobrze, że już się obudziłeś.
- Kim…Dlaczego….Gdzie…- Nadmiar pytań ciągnął się na usta Agenta. Oczywiście nie mógł wypowiedzieć ich wszystkich.
- Powoli, powoli zacznij od głębokiego oddechu. - Nieznajomy uśmiechnął się.
- Gdzie ja jestem?
- Gdybym Ci powiedział że w znajdujesz się w Wymiarze Wieczności coś by to zmieniło?
- Nie sądzę. - Potwierdził Agent przyznając rację nieznajomemu.- Kim jesteś?
- Nazywam się Aders. Mówi Ci to coś?
- Niestety nie. Należysz do nas?
- Do jakich „nas”?
- Do Fundacji. - powiedział z nadzieją w głosie.
- Do jakiej Fundacji? Nigdy nie słyszałem o czymś takim.- Nieznajomy zdawał się ciekawić pochodzeniem Agenta.
- Do Fundacji.
- Obawiam się że dalej nie. - Przez krótką chwilę 17 mógł wyczuć zawahanie w jego słowach. Przez sekundę Aders nie czuł się pewnie mówiąc to zdanie. Kłamał.
- W taki razie co to za miejsce? Dlaczego…- Tu usiłował znaleźć słowa- Dlaczego to wszystko jest takie dziwne.
- Na pierwsze pytanie już ci odpowiedziałem. Na drugie cóż, w tym wymiarze czas płynie inaczej.
- Jak?
- Do tyłu. Gdybyś był rdzennym mieszkańcem tego świata uległbyś dyfuzji z przeciągu paru setnych sekundy. Jednakże przybysze z zewnątrz mają chwilę czasu. Gdybyś nie natrafił na mnie cząstki twego ciała uległyby dyfuzji z otoczeniem.
- W takim razie dlaczego jeszcze żyję?
- Bo cię uratowałem. Miałeś szczęście. Twoje ciało nie uległo dyfuzji całkowicie. Cząsteczki dalej wirowały mniej więcej tam gdzie powinny. Więc kiedy wszedłeś tutaj, do miejsca gdzie czas płynie powiedzmy "normalnie" Twoje ciało, było w stanie powrócić do pierwotnego stanu.
- Ale dlaczego tutaj czas płynie w ten sposób?
- Dociekliwy jesteś. - Aders się uśmiechnął. Przez cały czas siedział po turecku, ani razu nie zmieniając pozycji. Agentowi wydało się to conajmniej dziwne - Warto być dociekliwym. Ale obawiam się że sam nie wiem. W innych wymiarach spotkałem się z teorią Czarnych Rozdarć. Teoretycznie ten wymiar jest czymś w rodzaju rewersu. Według tej teorii we wszechświecie istnieją Białe Rozdarcia. Te Rozdarcia pochłaniają materię i to przynajmniej według tamtej nauki było pewne. Ale niejako u wylotu z takiego Białego Rozdarcia byłoby Czarne Rozdarcie które tylko i wyłącznie wyrzucałoby materię. I właśnie jesteśmy pod drugiej stronie Białego Rozdarcia. Tam w ich teoriach czas płynąłby w ten sposób jak tutaj.
Agentowi wydawało się że słyszał już coś podobnego tylko związanego z inną terminologią lecz stwierdził że jest ona tu nieważna.
- Lecz w takim razie mam pytanie: jakim cudem jeszcze żyjesz?
- Widzisz ten zegarek? On jest antytezą tego wymiaru. Sprawia że czas płynie, nie w odwrotnym kierunku, lecz przyspiesza. I to przyspiesza tak mocno że gdybym zostawił go tutaj zdążyłby wytworzyć w ciągu sekundy milion struktur takich jak ta po której stąpasz. Bo tak to po czym w tej chwili stąpasz to piasek poddany działaniu czasu. Tylko ciągłe nastawianie go, sprawia że przeżycie w tym środowisku jest możliwe. Zanim się obudziłeś zdołałem nastawić go około 137 razy.
- Ten Zegarek może być kluczem do wydostania nas z tego miejsca - Stwierdził z nadzieją Agent 17.
- Obawiam się że jest na to małe prawdopodobieństwo. Kiedy tu dotarłem okazało się że nie we wszystkich miejscach w tym wymiarze czas odwrócony jest jednakowo. Są takie miejsca które są całkowicie puste. Po prostu nie ma tam nic. Ta planeta jest jednak daleko od środka cyklonu. Tutaj po prostu degradują się do malusieńkich ziaren.
- W takim razie co robić?
- Czekać. Oczywiście możesz poszukać czegoś na tej pustej planecie jednakże nie sądzę aby znajdowało się tu cokolwiek wartego uwagi, poza tym ryzyko śmierci przy wyjściu na zewnątrz jest znaczne. Nie twierdzę że zawsze będę cię w stanie uratować, szczególnie jeśli będziesz na drugim końcu tej pustyni.
- A na co mam czekać?
- Teoretycznie jest szansa że przez czas jaki tutaj spędzimy, pojawi się w tym wymiarze jakiś przyjazny byt który pojawi się akurat obok tego schronienia i będzie znał Drogę z powrotem do Biblioteki.
Agent 17 odetchnął. Wydawało się że nie było innego wyboru niż czekanie wraz z tym człowiekiem. Za żadne skarby nie chciał wrócić do piekła poza schronieniem.
- W takim razie ostatnie pytanie.
- Słucham.
- Masz może jakiś notatnik?
Towarzysz niedoli uśmiechnął się.
-
Zapiski z Wymiaru Wieczności
Dzień? Pierwszy.
Właściwie nie wiem po co piszę te notatki. Czy po to żeby kiedy wrócę do Fundacji mogli to zanalizować? Czy dla siebie aby pozostawić po sobie coś w tym świecie? Czy jeśli tu zginę Wika znajdzie sobie innego? Zapomni o mnie? Zostanie poddana terapii amnezyjnej? Przecież jeśli ta krucha powłoka otaczająca nas pęknie to ten dziennik zniknie wraz nami samymi.
Zacznę od tego kim jestem. Jeśli spędzę dużo czasu w izolacji ten zapis może mi pomóc zachować zdrowie psychiczne. Mój oficjalny kryptonim Agent 17. Pracowałem a właściwie dalej pracuję dla Fundacji. Czym jest Fundacja? Agencją zajmującą się badaniem nadnaturalnego. Ja zostałem oficjalnie wysłany jako negocjator na spotkanie z organizacją pod kryptonimem Miecz Węża. Niestety spotkanie nie poszło zgodnie z antycypacją Fundacji.
Obecnie znajduję się wraz z
- Jak się nazywasz?- Zwróciłem się do nadal siedzącego w pozycji medytacyjnej mężczyzny.
- Czyżbyś zapomniał? Zresztą po co Ci to potrzebne? Nazywam się Aders. Ale pewnie i tak ktoś kto to znajdzie będzie wiedział kim jestem. Tyle że nie będzie sobie zdawał sprawy z mojego prawdziwego imienia.
- Moi przełożeni mogą chcieć wiedzieć dlaczego zniknąłem na jakiś czas. Poza tym czuję że może się to nam przydać, nawet jeśli kiedy przestaniesz utrzymywa,ć to miejsce w istnieniu.
- Zastanawia mnie pierwsza część twojej wypowiedzi.- Stwierdził tylko.
- Dlaczego?
- Ponieważ implikuje że nie wiesz o czymś bardzo ważnym.
- Dokładniej?
- Czas w różnych wymiarach płynie inaczej.
- Co?
- Jeśli spędzimy tutaj biliony lat najprawdopodobniej kiedy wrócisz do swojej rzeczywistości czas w niej zmieni się owszem, ale nie w sposób który mógłbyś przewidzieć. Więc albo kiedy wrócisz twoi przełożeni będą dawno martwi albo w ogóle nie będą mieli świadomości twojego zniknięcia.
- W wymiarach w których byłem czas płynął podobnie- Bronił się Agent 17.
- Owszem istnieją wymiary w których czas płynie podobnie. Lecz czy te wymiary przypadkiem nie były dość podobne do twojego? Nie różniły się tylko paroma wydarzeniami? Tam też istniała twoja organizacja?
Tu Agent 17 musiał przyznać Adersowi rację. W większości wysyłano go tam aby nawiązał przyjazne stosunki z organizacjami podobnymi do Fundacji. Więc z perspektywy jego rozmówcy mógł być rzeczywiście niedoświadczony. Jego misja w nawiązaniu kontaktu z Mieczem Węża po ich ataku na placówki Fundacji, była jego pierwszą w misją w negocjacjach z czymś innym niż inną wersją Fundacji.
- Właściwie powinieneś się cieszyć. Dzięki temu nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. Bo albo nie zauważy że coś się stało albo będzie zbyt mocno pochłonięty byciem w kurhanie czy stawaniem się prochem na stosie pogrzebowym.
- Ale niezależnie od tego musimy się stąd wydostać.
- Oczywiście. Więc polecam Ci myśleć nad tym jak zrobić to bez jeszcze jednej osoby.
-
Zapiski z Wymiaru Wieczności
Trochę czasu później
Zastanawiam się jak nie popaść w tym miejscu. Robinson Crusoe miał przynajmniej więcej niż jednego towarzysza i całą wyspę. Zresztą mityczni nieistniejący rozbitkowie mieli o wiele więcej. Ale oni mieli przynajmniej na co spojrzeć. Mogli sobie poleżeć! Mogli spać! A ja nie mogę. Przez to że czas ciągle pędzi i jest jednocześnie zatrzymywany mam wrażenie jakbym ciągle miał w organizmie kofeinę której działanie nie ustaje. A jedyne na co można patrzeć to tylko powtarzające się widoki kalejdoskopowe przesypujące się ziarna piasku w narkotykowym wręcz tańcu które stwarzają się i anihilują na nowo. Lecz przede wszystkim staram się nie zapomnieć Wiki. Jej uśmiechu. Jej zapachu. Tylko jej obraz sprawia że jeszcze nie zwariowałem.
Oczywiście mógłbym patrzeć jeszcze na mojego tajemnicze towarzysza niedoli lecz zamiast mnie pocieszać zaczynam się zastanawiać. Jego twarz wygląda na twarz młodą lecz taką która doświadczyła już dużo w życiu. I obawiam się, że nie doświadczyła rzeczy dobrych. Nawet jego sporadyczny uśmiech jest uśmiechem którego spodziewałbym się bardziej od kogoś kto zwyczajnie oszalał. A może jest szalony? Może specjalnie mnie tu trzyma tylko po to aby… Zabić mnie? Chce abym stracił rozum zanim mnie zabije? Cieszy się torturowaniem? Właśnie dlatego wolę nie patrzeć na jego twarz. Bo wolę wierzyć, że ma naprawdę dobre intencję. Że jest tak samo jak ja, uwięziony. Ale takie myśli mnie nachodzą niezależnie od tego czy na niego patrzę czy nie. W końcu mógłbym go przydusić i zmusić do nie wiem otwarcia przejścia międzywymiarowego którym mógłbym uciec? ,,To nie ma sensu", powtarzam sobie jak mantrę. Nie ma sensu wychodzenie z bańki czasowej. Nie ma sensu zabijać Adersa. Nie ma sensu! Zresztą kim on tak naprawdę jest?
- Kim jestem? To proste.- Stwierdził Aders nie otwierając oczu.
- Czytasz mój dziennik?- Stwierdziłem oburzony jak można naruszać w ten sposób czyjąś prywatność
- Tak. Ale po prostu piszesz ten swój notatnik, na linii mojego wzroku wgapiając się w jego strony niczym jakiś ascetyczny mnich w Pismo Święte. Nawet nie sprawdzasz czy mam otwarte czy zamknięte oczy. Tyle.
- Skoro to takie proste kim jesteś odpowiedz mi proszę na to.- Agent starał się uniknąć więcej tematu pisania dzienniku.
- Jestem Wędrowcem. Tylko tyle i aż tyle. Zresztą czy naprawdę obchodzi Cię to kim jestem? Oboje chcemy wydostać się z tego miejsca, a potem pójdziesz w swoją stronę a ja pójdę w swoją.
- A gdzie leży twoja strona?
- Teraz? Nigdzie. Jestem Wędrowcem. Nigdzie nie zatrzymuję się na długo chyba że zmuszają mnie okoliczności. Takie jak w tym wypadku.
- A kiedyś?
- W miejscu do którego boję się wrócić.
- Dlaczego?
- Sprawy osobiste. Nie powinny Cię obchodzić
Po jego wypowiedzi zapadła niewygodna cisza.
Zapiski z Wymiaru Wieczności
Nie wiem ile później
Nie mogę spać. To jest podstawowy problem. Nie mogę choćby na chwilę pozbyć się świadomości. Drugą opcją na pozbycie się jej jest samobójstwo ale dopóki jest szansa że powrócę nie zrobię tego. Ale nie mogę spać. Nie mogę. Ba, nawet gdybym mógł to nie mogę się nawet położyć. Za każdym razem kiedy próbuję wymyślić jakąś pozycję do snu, to okazuję się że któryś palec czy też malutki kawałek skóry wystaje poza naszą małą kulkę bezpieczeństwa i szlag trafia cały zamiar. Bo gdybym wystawił choćby rękę, to wiecznie nienajedzone cząsteczkowe piekło by pochłonęło ją w ułamku sekundy. Poza tym ciągły dźwięk nakręcania Zegarka przez Adersa doprowadza mnie mnie do szału. Jedyne do czego jestem zdolny to niewprawny siad na piaskowcu który ma za sobą jednocześnie miliony lat i został stworzony przed chwilą. Nie sądzę abym oszalał, ale w dłuższej perspektywie to mnie czeka.
Jeśli Aders ma rację możemy czekać biliony lat zanim ktoś w ogóle się tu pojawi. A według niego naszą jedyną szansą było pojawienie się w zasięgu wzroku kogoś kto ma podobne do niego umiejętności. Nie wiem czy ma rację, może gdybym wybrał się na według niego samobójczą misję to może dowiedziałbym się czy tu może jest Droga. Ale tak naprawdę to co mogłoby być tutaj Droga? Grupa cząsteczek wirujących w przestrzeni? Jak miałbym Zapukać? Właściwie to powinienem się cieszyć z obecności Adersa. Nawet gdyby nie uratował mi życia odpowiada za konstrukty myślowe które wytworzyłem sobie w głowie i które sprawiają że jeszcze nie oszalałem i mam szansę jeszcze zobaczyć wszystkich z kantyny. Bo gdyby nie on nigdy bym się nie dowiedział o tym jak naprawdę działa ten wymiar a przede wszystkim mam dzięki niemu kogoś do kogo mogę się odezwać.
Samotność jest jedną z rzeczy powodujących szaleństwo. Zwłaszcza samotność w tak śmiercionośnym miejscu. Zresztą sam Aders nie wykazuje tendencji do irytowania mnie zwłaszcza kiedy po raz nieskończony próbuję ułożyć się jakoś na twardym piaskowcu. Zastanawia mnie tylko to co powiedział na temat wymiarów. Jeśli czas rzeczywiście płynął w różnych wymiarach inaczej to nie było to przypadkiem utrudnienie dla Miecza czy innych organizacji działających tutaj? A może byłoby to wręcz ułatwienie? Agenci pojawiający się znikąd czy inne takie rzeczy znalazły wreszcie wyjaśnienie. Ale…
- Tak swoją drogą to zastanawiam się jak bardzo coś musiało wam pójść nie tak że znalazłeś się tu razem ze mną.- Stwierdził Aders
- Miałem zacząć negocjacje z nowym, niebezpiecznym odłamem Ręki Węża, jednakże spotkanie nie poszło po mojej myśli
- Wreszcie mówisz o czymś o czym wiem przyjacielu- Aders uśmiechnął się- Oczywiście Biblioteka ze względu na pokrywanie tak dużej ilości wiedzy jest ogromna lecz może kiedyś się spotkaliśmy nawet nie wiedząc o tym?
Agent 17 zastanawiał się. On może rzeczywiście wie o czymś co mogłoby mi się przydać kiedy opuszczę wreszcie to miejsce? Może nawet spotkał fanatyków których szukam?
- Miecz Węża- Zarzucił Agent 17.
Na dźwięk tej nazwy na twarzy Adersa pojawił się wyraz obrzydzenia. Najwyraźniej wiedział o kim mowa.
- Wiesz coś o nich?- Agent 17 nagle się ożywił.
- Powiedzmy.- Dalej z wyrazem obrzydzenia na twarzy stwierdził Aders- że nie jestem obecnie z nimi w dobrych stosunkach. Tyle Ci wystarczy.
- W takim razie byłeś w lepszych kiedyś?- Agentowi wydało się że wszystkie pretensje jakie miał do Adersa uleciały bo mógł on się okazać niewypowiedzianie ważny w kontaktach z nimi.
- Być może.- Stwierdził Aders najwyraźniej zirytowany całą sytuacją.
- Wiesz coś więcej o nich?- Agent dalej miał nadzieję na wyciągnięcie z Adersa przydatnych informacji.
- Mniej więcej tyle co ty zgaduję.
- Czyli?
- Grupa ideologów wierząca w koncepcje państwa platońskiego aplikująca ją do nadnaturalnego świata. - Wypowiedział te słowa jakby cytował nudny tekst z encyklopedii dotyczący rozmnażania komórkowego.
- No i? - ,,I" na końcu zdania było dość wymowne. To ,,i" oczekiwało na wypełnienie informacjami które Agentowi były potrzebne.
- Zakładając że podróżuję od dość dawna to jest po prostu statystycznie prawdopodobne że spotkam tą czy inną grupę idiotów próbujących wyegzekwować wyzwolenie proletariatu nadnaturalnego. Zresztą od czego mieliby ich wyzwalać? W Bibliotece są w pełni wolni
- Od nas. Powiedzmy że nasze przywództwo nie za bardzo lubi takie osoby.
- Więc wysłali ciebie żebyś zaradził problemowi?
- Tak- Przyznał Agent 17. Nie miał w tej kwestii czego ukrywać.
Następnie Agent próbował jeszcze wypytywać Adersa czy zna poszczególne imiona czy atrybuty członków Miecza. Aders zaprzeczał zresztą jego znudzenie rozmową było widoczne już na jej początku. W końcu wyraźnie już zirytowany stwierdził
- Powiem Ci to otwarcie : Miecz wydał na mnie wyrok śmierci oraz list gończy.
- Przed nimi się tutaj ukrywasz?- Agent 17 wydawał się zaintrygowany.
- To oni powinni się raczej ukrywać przede mną- Stwierdził, uśmiechając się, Aders.
-
Zapiski z Wymiaru Wieczności
90 lat później
Chyba zaczynam popadać w szaleństwo. Czytałem kiedyś, w gazecie na temat psychologii którą pożyczyła mi Weronika że osoby ze schizofremią i innymi zaburzeniami, często widzą tajemnicze znaki, tam gdzie ich nie ma. Otóż ja też zacząłem je widzieć. Najpierw zwykłe nieznaczące linie. Potem zacząłem widzieć przesuwające się loga Fundacji. Potem logo Miecza. Potem zacząłem widzieć pojedyncze litery. Litery zaczęły układać się w zdania. A zdania w całe poematy i opowieści. Jedne wychwalały mnie i opisywały każde moje dokonanie w sposób który przypominał biblijne eposy. Inne z kolei wyśmiewały mnie były parodią mojego życia. Każde moje osiągnięcie najpierw zostało w nich obrócone wniwecz a następnie wyśmiane. WSZYSTKO.
Agent Fundacji do rzecz dyplomacji międzywymiarowej! Czyżby to stanowisko było tak nieważne że postanowili je dać właśnie Tobie? Jestem pewien że Wika jeszcze zanim wyruszyłeś na tą bezsensowną ekspedycję miała Cię w dupie i sypiała z Konradem. I wiesz co? Miała z nim lepiej niż Tobą ty śmieciu który nie potrafi się ustatkować i w każdej chwili może ją zostawić jako wdowę! Wielki orędownik pojednania z innymi Organizacjami? Ciekawe dlaczego? Zresztą ciekawe dlaczego jeszcze żyjesz po spotkaniu z członkami Miecza? Czyżbyś był Zdrajcą? Oszustem?Jesteś miernym oszustem podszywającym się pod Agenta Fundacji wypuść jego ciało! Nie wiem czy im wierzyć. Jeśli rzeczywiście jestem oszustem to świetnie!
Prawdziwy ja siedzi sobie spokojnie w Ośrodku 12 popijając kawę z imbryka ciesząc się życiem. Niestety ja jestem tu uwięziony. Uwięziony na Wieczność z szaleńcem o boku. Z jebanym buddyjskim guru dla którego jedynym mottem jest zaczekać. On już oszalał. Ja powoli się staczam. A może rzeczywiście nasz guru nie jest tym za kogo się podaje? Może rzeczywiście więzi mnie tu tylko dla swojej popierdolonej przyjemności! Ale niedoczekanie. Skończy się na tym że przełamię tą wymyśloną barierę i go zabiję. Albo po prostu stąd wyjdę.
-
Zapiski z Wymiaru Wieczności
Qw35t43rw gsfagsrwbgdn hfnm fjcmfcmngdn później
Chcę wyjść! Dajcie mi wyjść! Dajcie mi kurwa zasnąć! Chce po prostu zasnąć i nie myśleć o tym gdzie jestem! Nie chcę tu być! To tylko sen obudzę się. Obudzę się. Obudzę się. Za chwilę. Za chwilę Za chwilę. Za malutką chwilę. Za ułamek sekundy się obudzę. Za niedługo za parę ułamków ułamków sekund. Nie chcę tu być. Nie chcę tu być. Nie jestem tutaj. Nie jestem tutaj. Nie jestem tutaj. Nie jestem tutaj. Ja tylko śnię. To niemożliwe. To miejsce nie ma prawa istnieć. Słyszałem że dobrym sposobem na obudzenie się ze snu jest zabicie się w nim. Mózg nie może przetworzyć chwili własnej śmierci. Więc automatycznie nas budzi. Zawsze zanim oszalejemy. Zawsze. Ale nie wiem czy w tym wypadku.
-
Zapiski z Wymiar Wieczności
Nie wiem ile później
Nie wiem już co jest prawdą a co nie. Aders powiedział swoje a moja podświadomość mówi swoje. Powiedział to dobre słowo. Bo obecnie nie jestem pewien czy nawet kiedykolwiek coś mówił. Siedzi w medytacyjnej pozie włosy mu falują do góry czasem się odezwie ale czy powiedział coś na temat zasad tego wymiaru. Może to wszystko sobie napisałem? Może na zewnątrz nie ma zagrożenia? Może Aders rzeczywiście nie ma złych intencji a ja po prostu źle zinterpretowałem, lub dopisałem sobie nieistniejące słowa? Mam dosyć. Mam dosyć tego wymiaru. Mam dosyć wiecznego czekania. Mam dosyć powolnego popadania w szaleństwo. Mam dosyć milczącego medytującego tajemniczego Adersa. Co najgorsze zaczynam zapominać jak wygląda Wika. Powoli kolejne szczegóły jej twarzy zanikają. Nie mogę do tego dopuścić. Mam też dosyć tego że nie wiem nic. Jedyne czego obecnie jestem pewny to to że…
- Chcę wyjść- Agent 17, oznajmił Adersowi po długim milczeniu
- Proszę bardzo. Nie bronię Ci, mogłeś to zrobić w każdej chwili. - Stwierdził Aders nie otwierając oczu- Ale szkoda. Ja tam nie mogę Ci pomóc. Umrzesz. Taki młody a musi umrzeć.
- Mam dosyć tego miejsca, mam dosyć Ciebie oraz twojego zegarka, mam dosyć wszystkiego w tym wymiarze.- Powiedział z gniewem, Agent 17
- Rozumiem, ale ty musisz zrozumieć że to misja samobójcza. Oczywiście-Tu Aders, uśmiechnął się- nie bronię Ci go broń Boże popełniać. Ale po prostu chcę abyś był tego świadomy.
- Dobrze. Czy mógłbyś dać mi Zegarek?- Zapytał Agent 17
- Gdyby to cokolwiek dało to prawdopodobnie odpowiedź brzmiałaby: Tak. Ale niestety przez to ja też umrę więc odpowiedź brzmi: Nie . Chyba że chcesz skończyć jako kupka prochu a następnie kupka atomów. Ale ponownie jeśli chcesz popełniać samobójstwo zwyczajnie użyj pistoletu który trzymasz przy pasie i efekt będzie podobny.
- Rozumiem, ale nie jestem jeszcze, samobójcą
Po podaniu tego twierdzenia do wiadomości Adersa wyszedł z bańki.
-
Agent 17 rozpadał się. Czuł burzę piaskową przenikającą każdą kończynę jego ciała. Piasek wdzierał się wszędzie. Jego myśli były zakłócane przez cząsteczki piasku. Ale pomimo tego starał się zachować trzeźwość umysłu. Starał się myśleć że to lepsze niż bierność. Starał się myśleć że to nie samobójstwo. Starał się. To dobre słowo do określenia tego co robił. Bo nie mógł przestać myśleć o tym że to rzeczywiście jest samobójstwo. Że rzeczywiście stracił wszystko. Że gdzieś tam była przyjazna istota która chciała dla niego dobrze.
A on oskarżył ją o zdradę. Nawet jego szaleństwo wydawało mu się śmieszne. Przy tym bólu jaki czuł przechodząc przez Pustynię wszystko wydawało mu się śmieszne. Zwłaszcza to jak mógł porzucić bezpieczną bańkę. Ale wiedział że z raz obranej drogi nie wolno zawracać. Musiał znaleźć Bramę. Inaczej zginie. Inaczej nie wróci do swojego wymiaru. Więc szedł przez nieustającą burzę piaskową. Szedł nie zatrzymując się. Szedł myśląc o wszystkim i niczym. Szedł bo wiedział że nie ma innej drogi. Szedł pomimo Bólu wkręcającego się w czaszkę. Szedł pomimo świadomości że to nic nie da. Posuwał się naprzód. Zawsze naprzód. Musiał.
W końcu po godzinach bezsensownego dryfowania cząstek jego ciała w przestrzeni dostrzegł coś. Jakiś malutki punkt światła. Czyżby prądy tej planety zniosły mnie z powrotem do Adersa? Pomyślał. Była to myśl jednocześnie pocieszająca i demotywująca. Dzięki temu że tam wróci odzyska życie. Dzięki temu że tam wróci nie będzie już mógł stamtąd wyjść. Lecz szybko odrzucił tą hipotezę. Świetlisty punkt wśród kalejdoskopu burzy piaskowej przybliżał się. A przynajmniej tak zdawało się 17. Równie dobrze mogłaby być to ułuda. Halucynacja. Ale punkt zdawał się coraz bardziej realny. Czyżby kolejna osoba z Zegarkiem przybyła na to pustkowie? Statystyczna szansa wreszcie się wypełniła?
Jeśli tak to tajemnicza osoba z Zegarkiem musiała się śpieszyć. Bo Agent 17 czuł jak coraz bardziej cząsteczki jego ciała zmieniają się z piaskiem i ulatują. Ból który przy tym czuł wydawał się nie do zniesienia. Dlatego już przyjął do wiadomości istnienie tajemniczej osoby która go stąd zabierze. Byle szybko.
Tymczasem punkt coraz bardziej się przybliżał. Widać było już zarysy osoby. Był to a jakże Aders. 17 czuł jednocześnie wielką nienawiść do Adersa za kłamstwa jakie mu mówił przy czuł też wielką ulgę że jego ból wreszcie się skończy. Kiedy zauważył Adersa zaczął posuwać się w jego kierunku. Przesuwali się już w swoja stronę coraz szybciej i szybciej. W końcu w ostatnim wysiłku Agent 17 wziął ostatnie cząstki swego ciała i wbiegł do bańki. Nagle poczuł jakby znów był żywy. Ból został trochę przytłumiony ale wiedział już że nie pochodzi on z tego że jego ciało się rozpada tylko z tego że składa się na nowo.
- Witaj przyjacielu- Stwierdził Aders uśmiechając się- Musimy opuścić to miejsce.
17 przytaknął mu skinieniem głowy
Długo jeszcze tak szli. Przez długi czas szli razem z bańką czasową. W końcu odnaleźli Bramę. Po skończonych próbach Zapukania wreszcie odnaleźli właściwy sposób. Przeżyli.
Kiedy znaleźli się wśród półek i regałów Biblioteki, obaj odetchnęli z ulgą. Szczególnie Aders, wyglądał na zmęczonego. I…Znudzonego
- Mogłeś to zrobić od razu!
- Nie, nie mogłem. Nie miałem zielonego pojęcia czy jednoczesne naprawianie Zegarka i pójście da dobre rezultaty. Moglibyśmy obaj umrzeć i nie znaleźć żadnej drogi. Samo to że teraz żyjemy to cud. A teraz daj mi chwilę odpocząć i możemy ruszać w drogę.
- Gdzie?- Spytał zdziwiony, Agent 17
- Aby dokończyć nasz kontrakt - Uśmiechnął się, Aders
Z ROZKAZU DOWÓDZTWA
Plik do którego chcesz uzyskać dostęp jest utajniony i wymaga 5 lub wyższego Poziomu Upoważnienia. Nieautoryzowany dostęp jest zabroniony
Proszę zaloguj się aby uzyskać dostęp do pliku
SCP-PL-271-EX
Klasa podmiotu: Keter
Poziom Zagrożenia: Czerwony
Specjalne Czynności Przechowawcze: W obecnym momencie nie ma żadnej możliwości zabezpieczenia wszystkich instacji podmiotu ze względu na ich ilość. Jedyną możliwością jest czystka wszystkich instancji podmiotu z szeregów Fundacji oraz specjalne badania, które wyeliminują możliwość dostania się instancji podmiotu do kręgu pracowników Fundacji. Wraz z rozwojem technologii może zostać znalezione rozwiązanie eliminujące wszystkie instancje podmiotu z istnienia.
Opis: SCP-271-EX jest anomalią dotykającą około 1/3 ludzkiej populacji. Ludzie dotknięci nią są oficjalnie sklasyfikowani jako instancje SCP-271-EX-1. Instancje 271-EX-1 nie są w stanie odczuwać emocji w obecnym rozumieniu nauki. Ich ciała nie są stanie wytwarzać żadnych bodźców poza bólem i natychmiastową gratyfikacją.
Przez ww. zmiany w działaniu ciała instancje, są całkowicie pozbawione emocji. Wszystko, co instancja kiedykolwiek zrobi w życiu będzie kierowane przez szukanie przyjemności i szybkiego zaspokojenia. Wszystkie ich decyzje będą pokierowane przyjemnością oraz natychmiastową gratyfikacją. To nie jest ludzkie.
Instancji podmiotu nie można odróżnić od innych ludzi, żadnymi metodami powszechnie używanymi do rozpoznawania anomalii. Jedyną możliwością jest wiwisekcja instancji ze względu na możliwość zbadania substancji wewnętrznych instancji. Tylko w ten sposób możemy zobaczyć, czy są prawdziwymi ludźmi.
W obliczu takich danych jedyną możliwą konkluzją jest międzywymiarowa inwazja naszego świata. Przez umieszczenie takich osobników w populacji naszego świata, obcy najeźdźcy będą w stanie zniszczyć nasz świat od środka poprzez pozbawienie nas produktywnej siły, zostawiając jedynie słabe jednostki. Oni chcą nas zastąpić! TO NIE SĄ LUDZIE. TO SĄ POTWORY
Aby uniknąć zniszczenia Fundacji od środka przez inwazję proponuję masową czystkę wśród pracowników Fundacji. Nie możemy pozwolić na zasianie obcej inteligencji w naszych szeregach. Jest to jedyna racjonalna opcja.
To SCP nigdy nie istniało ani nie było anomalią. Opisuje ono zachowania typowe dla zwykłych ludzi. Nigdy nie powinno zostać sklasyfikowane i umieszczone w systemie. Zostało uznane za wyjaśnione, oraz zarchiwizowane ze względu na jego wartość archiwalną jako pierwszy taki błąd popełniony przez pracownika. Jako przestroga przed popełnianiem podobnych błędów. Doktor Heimer został poddany odpowiedniej karze za to co zrobił. Nie możemy sobie pozwolić na pisanie raportów pod wpływem ideologii.
- Naczelny Dowódca
[[include :scp-wiki:component:info-ayers
|lang=PL
|page=http://www.scpwiki.com/component:info-ayers
|authorPage=http://scp-pl.wikidot.com/akta-aders
|comments= Znałem człowieka o czystym sercu, który odrzucił wszelką nieufność. Był pacyfistą,
zwolennikiem absolutnej swobody, kochał jedną miłością całą ludzkość i zwierzęta. Dusza wyjątkowa, tak, to pewne. Otóż podczas ostatnich wojen religijnych w Europie schronił się na wsi. Napisał u wejścia do swego domu: “Skądkolwiek przychodzicie, wejdźcie i witajcie." Jak pan sądzi, kto odpowiedział na to piękne zaproszenie? Milicjanci, którzy weszli jak do siebie i wypatroszyli mu wnętrzności.
- Albert Camus ,,Upadek"
]]
Identyfikator podmiotu: SCP-PL-Kurwa mać 170
Klasa podmiotu: BRAK JEBANEJ LOGIKI
Opis:
Maksymilian spojrzał na zegarek.
12:29. Minuta do otwarcia Drogi.
Cóż, bycie częścią światowej rewolucji wymaga poświęceń. Możliwość odwiedzania rodziny i świata raz na miesiąc jest częścią z nich.
Choć przed samym sobą Maksymilian musiał przyznać że jest jednym z tych którzy poświęcili najmniej. Raz na miesiąc wracał do własnej rzeczywistości i spędzał jeden dzień na Uniwersytecie jakby nic się nie zmieniło. Jakby znów był zwykłym studenciakiem, beztrosko studiującym inżynierię i fizykę. Przez rozstrzał czasu, wracał do swojej rzeczywistości idealnie wtedy kiedy ją opuszczał i nie musiał martwić się w praktyce nawet o bycie posądzonym o zniknięcie. Reszta jego kolegów, którzy teraz pełnią najwyższą funkcję opiekunów w organizacji oficjalnie „wyjechali” w jego świecie. Oni postanowili poświęcić nawet tą barierę dzielącą ich od poprzedniego życia.
Tak, Maksymilian poświęcił dość mało. Zresztą nie pchał się do poświęcania więcej swego życia. Co nie zmieniało jego potrzeby aby podkreślać własną ważność i swoje poświęcenie przed innymi członkami. Był w końcu człowiekiem odpowiedzialnym za infrastrukturę projektu, bez niego cały wymiar ten mógłby się rozpaść.
W końcu, nieznośna minuta minęła.
Maksymilian przeszedł przez Drogę, próbując znów wyobrazić sobie rodzinne miasto i uniwersytet.
Dzięki temu że organizacja posiadała mapę większości Dróg i ich zachowań, znalazł się jak zwykle rano w swoim łóżku w Akademiku.
Jako że tuż przed przejściem przez Drogę, Maksymilian zdołał się wyspać, wstał i wyszedł ze swojego pokoju. Na szczęście dzięki zyskaniu dostępu do wielu wymiarów, było go stać na samotny pokój we własnym wymiarze. Opiekunowie to tolerowali, w końcu fundusze które na to przeznaczył nie były aż tak duże. Wyszedł, zamykając drzwi i spojrzał na Kampus rozciągający się przed sobą.
Kampus uniwersytecki w Leeuwarden był jednym z lepiej zaprojektowanych Kampusów jakie kiedykolwiek widział. Zarówno w tutaj jak i w innych wymiarach. Był dość przestronny, a na dodatek był dość architektonicznie wyrafinowany. Zaprojektowano go nieco na wzór parlamentów Europejskich. Kopuła z góry, z dołu rozciągające się drzwi do poszczególnych Akademików, przyjemnie zaprojektowane wnętrze oraz dobrze dobrane kolory i materiały.
Była szósta nad ranem i zarówno Kampus jak i całe Leeuwarden dopiero budziło się do życia. Jednakże Maksymilian postanowił udać się bezpośrednio na Uniwersytet. Minął starą siedzibę Kolektywu, teraz już całkowicie opuszczoną i ruszył główną turystyczną arterią w głąb miasta.
---------—
- To jest idiotyczny pomysł. Naprawdę nigdy nie słyszałem lepszego planu marnowania czasu.
- Więc jaki Ty masz pomysł na rozmowę z naszym celem?
- Na pewno, nie „szukajmy go losowo we wszystkich wymiarach do jakich mamy dostęp bo może akurat w jakimś być”. Zestarzeję się do cna zanim przejdziemy przez wszystkie znane Ci rzeczywistości.
Aders kompletnie zignorował jego uwagę. Był już bardzo zirytowany i sfrustrowany, brakiem możliwości znalezienia jedynej osoby mogącej odpowiedzieć na jego jedyne pytanie.
- Sam pomysł rozmowy z nim jest dość głupi. Powinniśmy go zwyczajnie zabić. Członkowie Miecza zlecą się jak muchy do trupa i będziemy mogli wejść przez chociaż część otwartych dróg.
- Po raz drugi wyjaśniam Ci że to nie ma sensu – 17 podniósł ton głosu – Musielibyśmy walczyć z całym oddziałem, tylko i wyłącznie dla Twojej satysfakcji. Prawdopodobnie zginęlibyśmy w pierwszych minutach po zabójstwie które proponujesz. Po drugie niemożliwe jest praktycznie wejście do jakiejkolwiek z drug które by otworzyli. Po trzecie nie zamierzam Ci pomagać w zabójstwie kogoś niewinnego. Czy zrozumiałeś to co mówię?
- Hmm? Myślałem że pokazałem Ci już że ci ludzie nie są niewinni. To sekta porywająca dzieci. Dalej w konwencjonalnej hierarchii zła nie zajdziesz.
- Mówiliśmy już o tym. Wyjaśniałem Ci to do jasnej cholery. Poza tym ty wcale nie jesteś bohaterem który przyszedł oswobadzać te dzieci prawda? Zainteresowałeś się Mieczem dopiero kiedy zacząłeś mieć w tym osobisty interes jakikolwiek by on nie był.
- Poza tym gdybyśmy z nim porozmawiali to nie mógłby nam wyjawić nic nawet gdyby się zgodził, ponieważ Drogi się ciągle zmieniają a sam wymiar kieszonkowy Miecza jest jeszcze bardziej nieprzewidywalny.
- Tak. I właśnie dlatego zabicie go jest tak głupie. Zwiększyliby swoje możliwości obronne i przenieśli się gdzie indziej gdzie wytropienie ich byłoby praktycznie niemożliwe.
Aders zamilkł. Najwyraźniej postanowił przeczekać gniew 17 i znów spróbować go przekonać do opcji nieco wątpliwej moralnie.
Agent 17 zaklął pod nosem i powoli zsunął się na ścianę Biblioteki.
Znów zatęsknił za domem i Wiktorią. Nigdy nie był osobą skorą do kłótni jednakże ten człowiek pobudzał w nim coś co kazało mu kontestować to co tamten mówił. Pobudzał w nim wszelkie złe odruchy. Przypominał mu jego ojca.
Jednakże 17 miał jedną w jego fachu śmiertelną wręcz wadę. Był ciekawski. To ciekawość sprawiła że rzucił studia inżynieryjne i skierował się do służb specjalnych. To ciekawość sprawiła że na misji we Francji wszedł do nie tego pokoju do którego powinien co ostatecznie przyczyniło się do jego zwolnienia. To ciekawość sprawiła że przyjął ofertę spotkania od tajemniczego mężczyzny z laską. To ciekawość ostatecznie sprawiła że przyjął pracę z równie niejasnej i tajemniczej „Fundacji” i został jednym z legendarnych „Facetów W Czerni”. Choć po prawdzie 17 nienawidził tej powszechnej żartobliwej nazwy na agentów. Implikowała niedojrzałość agentów coś czego on sam osobiście nie tolerował. I to wreszcie ciekawość sprawiła że zainteresował się nowo rozwijającym się Departamentem Rzeczywistości w Fundacji ostatecznie zostając pierwszym oficjalnym negocjatorem Fundacji w sprawach rzeczywistości. I to właśnie ciekawość sprawiła że postanowił do tego zostać agentem polowym.
I to ciekawość sprawiła że poznał Wiktorię.
I to właśnie uniemożliwiało 17 zwyczajne wyjście i szukanie wyjścia do jego rzeczywistości na własną rękę co się zdarzało wcześniej. Misja teoretycznie zakończyła się porażką ponieważ nie udało mu się przeprowadzić spotkania z Mieczem. I nawet jeśli teraz by spotkał się z „łomem” jak go grzecznie ujmował Aders nie zmieniło by to jej porażki. Mógł w każdej chwili się wycofać. Jednakże tego nie chciał. Był ciekawy tego jak potoczy się los Adersa. Był ciekawy tego co właściwie go wcześniej z Mieczem łączyło bo coś musiało. I był ciekawy wreszcie jaki miał on interes w jego zwalczaniu. Bo tacy ludzie zawsze mają jakiś interes. I właśnie dlatego 17 postanowił zostać.
17 podrapał się ręką po czole. Pozwalało mu się to uspokoić.
- Poza tym nawet nie wiemy gdzie go znaleźć.
- Tak. I to jest podstawowy w problem
- W takim razie może szukajmy go w jego wymiarze?
- Hmm?
- Na pewno musi albo go odwiedzać albo zostawić tam jakieś ślady. W końcu nawet jeśli wszyscy tam myślą że umarł bądź zniknął to musiał zostawić tam cokolwiek co mogłoby nas na niego naprowadzić. W najlepszym wypadku możemy znaleźć tam jego samego. W najgorszym ruiny cywilizacji w której się wychował. Ale to przynajmniej jakiś cel, jakiś początek. Zakładając że znasz miejsce gdzie leży jego wymiar.
- Tak. Znam je. On jest jednym z początkowych członków sekty zgodnie z moją wiedzą i pochodzi z tego samego wymiaru co cała reszta z nich. Niech już Ci będzie. Możemy się tam udać.
Agent 17 odetchnął z ulgą.
-------
Maksymilian spojrzał na Uniwersytet w Leeuwarden.
Dopiero zdał sobie sprawę dlaczego był ta zdenerwowany i szybkim krokiem szedł ulicami miasta. Miało to oczywiście związek z wczorajszą kłótnią o której tak usilnie starał się nie myśleć. Oczywiście miał w niej rację jednakże nie zmieniało to jego irytacji. Znalezienie lepszej siedziby i poszerzenie działalności było fundamentalnie konieczne dla możliwości pomocy na większą skalę. Nie miał ku temu wątpliwości. Akcje pomocowe i rekrutacyjne były jedynie wstępem.
To tak jakby inna organizacja rewolucyjna zatrzymała się na kuchniach z zupą dla ubogich i miała nadzieję że przez to cudownie zmienią system jako całość. Czysty idiotyzm. Przeprowadzenie rewolucji, zmian choć w jednym wymiarze wymagało całkowitej zmiany strategii i skupienia się na czymś innym.
Kiedy już skończył wymieniać sobie w głowie powody dla których to jednak on miał rację a Opiekunowie się mylili, wszedł już bardziej spokojnym krokiem na Uniwersytet.
Na korytarzach powitała go, jak zwykle zresztą, cisza. Zostało jeszcze parędziesiąt minut do rozpoczęcia wykładów o godzinie siódmej zgodnie z harmonogramem i większość studentów wolała przeznaczyć je na sen raczej niż na uzyskanie stu procentowej punktualności. Maksymilian nie dziwił się im. W końcu on sam zanim przeszedł przez Drogę do tej rzeczywistości, porządnie się przespał.
Nie mając nic innego do roboty, Maksymilian skierował się na salę wykładową i otworzył i swój tablet rysowniczy. Od dziecka uwielbiał rysować a studia inżynierii jeszcze bardziej pogłębiły jego pasję. Zajął się rysowaniem kieszonkowego wymiaru Miecza i dormitoriów które sam wcześniej zaprojektował. Popatrzył się na rysunek. Nie był zły, był wręcz zbyt dokładny. Idealnie przedstawiał owalną wieżę z dużą ilością schodów zarówno w dół jak i w górę które dla oka mieszkańca wydawały się nieskończone. Jednakże w takim obrazowaniu dormitoriom brakowało zbyt wielu rzeczy. Których tam zwyczajnie nie było fizycznie bo nie były częścią oryginalnego planu które teraz kiedy patrzył na niego jak na dłoni wydały mu się konieczne. . Więc postanowił je dorysować. W końcu zaczął przerysowywać całe dormitorium. Z wieży przeszedł do kształtu który dla nie wprawionego oka mógłby być jedynie „dziwaczny”. Chociaż prawda była taka że Maksymilian sam wiedział że jego nauczyciele architektury i inżynierii zabiliby go za zaprojektowanie takiego budynku, postanowił że w wymiarze kieszonkowym tak czy siak nie obowiązują konwencjonalne prawa fizyki czy nawet ilości masy której on sam może użyć więc starał się nie ograniczać. Przekształcił praktycznie całe dormitoria Miecza w coś nie przypominające pierwowzoru w żadnym stopniu.
Od teraz każdy mieszkaniec miał mieć jeden własny pokój w kształcie spłaszczonej kuli z oknami po obu stronach. Bał się że to sprawi że mieszkańcy nie będą ze sobą interagowali jednakże ten problem rozwiązał projektując wspólne przestrzenie w klatkach schodowych łączących spłaszczone kule. Starał się zapewnić jak najwięcej wygody mieszkańcom jednocześnie eliminując zatłoczenie w przestrzeni, przez co rozdzielił początkowy projekt na wiele mniejszych tak aby żadne okno nie było blokowane przez inny pokój od podziwiania całości wymiaru. W pokojach umieścił wszystko co mogłoby być potrzebne zrekrutowanym członkom. Instrumenty muzyczne, narzędzia do pisania, wszelkie instrumenty rysownicze o których mógł pomyśleć, stojaki na różnego rodzaju kolekcje. Wszystko perfekcyjnie dostępne.
Dodatkowo postanowił zreorganizować wspólne przestrzenie dla nowych rekrutów. Wiedział że wielu z nich do teraz boi się organizacji czy ma niezaleczone traumy, więc umieścił specjalne pokoje wyciszenia do których można by uciec w każdej chwili. Sam był kiedyś bardzo młody i wiedział jak może to odcisnąć się na człowieku.
Spojrzał dumny na swe dzieło.
Oczywiście organizacja teraz nie pozwoliłaby mu go wdrożyć w życie. Wymagałoby to miesięcy i zaangażowania wszystkich manipulatorów rzeczywistości jakich posiadała. Dopóki nie wytrenowanowaliby nowych członków w manipulacji rzeczywistością to byłoby to zwyczajnie niemożliwe. Musieliby przez taką przebudowę zatrzymać wszelkie inne operacje co sprawiłoby że byliby wrażliwi na ataki. Nie, Maksymilian wiedział że nie jest to możliwe. Ale marzyć zawsze mógł. W końcu te marzenia przywiodły go tam gdzie jest teraz. I dzięki tym marzeniom uda mu się uratować miliony istnień.
Na szczęście kiedy już ukończył swój projekt nowych dormitoriów, zaczął się już wykład z fizyki teoretycznej.
----
17 dalej był niepewny. Pomimo odnalezienia sposobu na bezpieczną konfrontację z „wtykiem” którego to imienia Aders dalej namiętnie używał, nie był pewny czy przebiegnie ona zgodnie z planem. Dobrze wiedział już że ten człowiek potrafi być nieprzewidywalny pomimo znania go jedynie przez krótki moment. Zwyczajnie obawiał się że jego rada i cała kłótnia zostanie przez Adersa zignorowana kiedy on z swoim pędem do działania zwyczajnie zabije „wtyka”.
Ten człowiek wydawał się niczym lodołamacz w swoim parciu do celu. Jakby nic i nikt nie mogło mu stanąć na drodze.
Jeśli jest się krą, lepiej unikać lodołamaczy.
Jednakże 17 za krę, się nie uważał. Postanowił nie pozwalać Adersowi na samosąd. Za wszelką cenę.
Aders otworzył kolejną wyrwę w rzeczywistości i kiedy przez nią przeszli 17 ukazało się typowe Europejskie miasto. Z napisu „Rembrantstraat” wywnioskował że znajdują się obecnie w Niderlandach. Natychmiast zmienił tryb swojego stroju na „niewidzialność” aby nie zostać rozpoznanym na ulicy.
Podszedł do Adersa.
- Znalazłem dobrą strategię rozmowy z „wtykiem”. Zwyczajnie poprośmy go o miejsce i czas następnego porwania dzieci. Będziemy mogli przez to wejść przez pozostawioną przez nich Drogę jak i uratować dzieci od bycia porwanym.
Wydawało się to 17 mądrym ruchem. Przez to Aders rzeczywiście musiałby pokazać to że ta grupa wyrządza krzywdę, ponieważ był to jego główny argument na to dlaczego ta sekta jest niemoralna i ma prawo ich wymordować. W ten sposób jeśli byłoby to kłamstwo mógłby mu ten argument wytrącić z ręki i zarządać od Adersa wyjaśnień na temat jego powiązań z Mieczem.
Aders zwyczajnie odpowiedział:
- Niech będzie
I poszedł dalej.
Szerokie przedmieścia w końcu ustąpiły kanałom i mniejszym, mniej blokowatym domom. Znaleźli się w centrum. Przeszli obok Fontanny Miłości, gdzie z piedestałów przyglądali im się nadzy germańscy chłopcy i dziewczęta aż zatrzymali się przed Kampusem Uniwersyteckim w Leeuwarden.
Przynajmniej teraz wiedział gdzie się znajdują.
Aders bezceremonialnie otwarł drzwi Kampusu i zaczął się po nim rozglądać. Najwyraźniej nie wiedział gdzie znajduje się jego mieszkanie. 17 zastanawiał się jak w ogóle Aders znał lokalizację i Drogę do oryginalnego wymiaru „wtyka” ale wiedział że było to częścią większego pytania na temat powiązań Adersa z Mieczem, których jeszcze nie zamierzał przy nich roztrząsać. Jeszcze, bo po tej rozmowie z „wtykiem” na pewno będzie miał do niego kilka pytań.
Aders w końcu postanowił poszukać go poprzez recepcję, spytał po francusku o to gdzie może znajdować się „wtyk”.Wyjęta podrobiona odznaka Interpolu jak i mundur napoleoński Adersa najwyraźniej szybko przekonała sekretarkę, ponieważ powiedziała dość dużo. Okazało się że „wtyk” tak naprawdę nazywa się „Maksymilian Kiernicki” a jego pokój nosi numer 218.
17 wbiegł razem z Adersem na drugie piętro Akademika i stanął przed pokojem. Szybko 17 spostrzegł co Aders zamierza zrobić i złapał go za już wystawioną do kopniaka nogę.
- Ty chyba nigdy się porządnie nie włamywałeś do czyjegokolwiek domu
- Najczęściej wystarczyło go spalić.
- To wiedz w takim razie że kopiąc w drzwi, nic nie osiągniesz. Tylko sprowadzisz na nas niepotrzebną uwagę. Należy kopać w zamek
Aby zademonstrować 17 kopnął zamek. Zamek ze szczękiem otworzył się, choć jego część odpadła.
Dla kogoś postronnego wyglądałoby to jak gdyby zamek sam się otworzył. Na szczęście nie było postronnych. Większość studentów już znajdowała się na Uniwersytecie, grzecznie słuchając wykładów.
Weszli do jego pokoju.
Aders zaczął przeszukiwać szafki i kieszenie ubrań w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłobv pomóc w znalezieniu „wtyka”.
17 z kolei szybko skorzystał z tego czego nauczył się na szkoleniach służb specjalnych i poszukał skrytek. Wiedział że nie znajdzie ich w typowych miejscach, w których je umieszczano. Ten człowiek nie był głupi, jeśli był w stanie robić rzeczy które Aders twierdził że potrafi.
W końcu bo długim przepukiwaniu ścian i szukaniu tajnych skrytek w szafkach sprawdzonych przez Adersa udało mu się znaleźć coś w szafce nocnej, w ukrytej specjalnie skrytce. Notes. Przekartkował go. Rysunki, projekty plany, wszystkie wykonane na papierze technicznym. Schował go w wewnętrzną kieszeń jego stroju. Wiedział że nie jest to obecnie potrzebne Adersowi do znalezienia „wtyka” a ze względu na jego coraz większe podejrzenia wobec niego nie chciał go mu pokazywać. Wolał zatrzymać notes dla siebie i przeczytać go później.
- Nic.
- Nic? - Spytał Aders
- Tak. Całkowicie opróżnił pokój ze wszystkiego co mogłoby nam pomóc.
- W takim razie skierujmy się na Uniwersytet i tam spytajmy o naszego „znajomego”
--------
Wykład się skończył a Maksymilian udał się wraz z resztą studentów do drzwi. Musiał przed sobą sam przyznać że wykład go znudził. Nie dowiedział się na nim nic odkrywczego, jedynie usłyszał to co już wiedział.
Maksymilian głęboko w sobie wiedział że podczas wykładów zawsze zajmuje się czymś innym. Głęboko w sobie wiedział że uważa się za bardziej kompetentnego do prowadzenia wykładów niż jakikolwiek z jego profesorów. Ponieważ to on rzeczywiście podróżował pomiędzy wymiarami, testując swoje teorie. Był tam gdzie nikt nawet nie pomyślał że można być. Eksplorował coś co było kompletnie poza możliwościami i nawet umysłami ludzi z którymi co miesiąc w tej rzeczywistości interagował. Większość swojego życia spędzał w czasie o którym ludzie których znał nie mogliby nawet pomyśleć.
Głęboko w sobie to wiedział. Jednakże wolał nie przyznawać tego przed samym sobą. Wolał zatrzymywać te impulsy dla siebie. Bo wiedział że mają rację ale gdyby się nim poddał stałby się kimś o wiele gorszym.
Mimo że często uważał że stałby się kimś o wiele lepszym
Jako że pomiędzy jego wykładami była mniej więcej godzina przerwy postanowił zgodnie ze swoim rytuałem udać się w niedalekie Uniwersytetowi dzielnice tzw.”low income housing”. Te dzielnice zgodnie z popularną koncepcją Niderlandczyków klasy średniej miały nawet dobre warunki. Dla turystów te dzielnice nie istniały. Łatwo było zbudować ładnie wykładający blok który w środku miał okropne warunki życia.
Szybko wyszedł z budynku Uniwersytetu i skierował się ulicą prosto do dzielnic .
Jak zwykle zgodnie z dziennym rytuałem jaki sobie ustalił już dawno temu, odwiedzał tych ludzi rozdając im różne sumy pieniędzy. Najczęściej starał się pojedyńczym rodzinom lub osobom rozdawać pomiędzy jednym a czterema tysiącami euro aby nie wzbudzać podejrzeń. Mógłby rozdawać po 300 tysięcy, ponieważ dzięki możliwości podróżowania po multiwersum zwykłe pieniądze straciły dla niego wartość. Mógł po prostu je wytworzyć bądź zwyczajnie wziąć.
Nienawidził tego. Nienawidził każdej sekundy w tych miejscach. Nienawidził tego że zawsze rozdawał za mało aby zmienić sytuację życia tych ludzi. Nienawidził tego że nawet gdyby rozdał więcej jednej osobie to życie innych wtedy nie poprawiłoby się. Nienawidził tego że nawet gdyby uczynił wszystkich w tej dzielnicy miliarderami, nie rozwiązałoby to problemów milionów im podobnym. Nienawidził uśmiechów, które mu posyłali. Nienawidził kiedy matki z oczami podkrążonymi od pracy w domu i poza nim rzucały mu się na szyje aby dziękować. Nienawidził uścisków ręki imigrantów którym zdołał wyrabiać wizy.
Nienawidził tego że zawsze pomaga na chwilę. Nienawidził tego że czegokolwiek by nie zrobił nie mógł sam zmienić tego co wytworzyło nieszczęście tych ludzi i nawet jeśli im by pomógł nie rozwiązał by tego co doprowadziło do tych problemów. Nienawidził tego że nie może zwyczajnie spalić systemu który ich stworzył i stworzyć czegoś nowego. Był zdesperowany aby znaleźć jakikolwiek sposób aby im pomóc. I ta desperacja doprowadziła go ostatecznie do Kolektywu a następnie, do Miecza.
Sam pochodził z rodziny biednych imigrantów z Polski i wychował się w jednej z tych dzielnic. Dobrze wiedział że jako Europejczyk tak czy siak miał w nich łatwiej. Jego ojciec zmarł już we wczesnym dzieciństwie, wykrwawił się na jednej z robót budowlanych kiedy to przedsiębiorca odmówił zadzwonienia na karetkę ponieważ musiałby wtedy przyznać że zatrudnił go na czarno, a jego matka nie miała pieniędzy na proces, więc musiał sam pracować najczęściej na budowach czy wielkich Niderlandzkich farmach aby zarobić na jakiekolwiek utrzymanie rodziny. Miał szczęście że był jedynakiem. Nie musiał dodatkowo przez to pracować na utrzymanie swojego rodzeństwa i mógł odkładać na studia i pomagać matce.
Miał tak czy siak wielkie szczęście.
Zacisnął pięść. Wiedział że musi wejść do jednego z tych domów i przekazać jego właścicielowi pieniądze aby ten mógł dalej przeżyć. Musiał powtarzać ten rytuał aby zapamiętać dlaczego dalej służy w Mieczu. Musiał aby zapamiętać z czym walczy. Musiał aby wzmocnić własne poczucie własnej wartości jako obrońcy ucisnionych. Musiał.
Już miał pukać do jednego z zamkniętych drzwi znajdujących się tuż przy otwartej klatce schodowej jednakże obejrzał się na chwilę za siebie i zamarł w miejscu.
Na ulicy zobaczył chodzącego w dziennym świetle trupa.
Bezwiednie jego usta wypowiedziały jedno słowo
- Kurwa.
Trup niestety był realny i odezwał się do niego perfekcyjnym francuskim.
- Dawno się nie wiedzieliśmy, co? - Spytał Aders Maksymiliana. Jego czarny,skrojony na miarę, mundur Napoleoński przypominał teraz bardziej mundur niemieckiego esesmana.
- Ale ty… Ale ty… Nie… - Maksymilian ledwo zdołał wykrztusić z siebie słowa
- Czyżbyś nie zawierzył mojej reputacji? Czy uważałeś ją może za figlarne sztuczki? Czy może zeznania wielu świadków nie zmieniły Twojego zdania
- To niemożliwe.
- Wszystko jest możliwe przyjacielu. A teraz przejdźmy wprost do interesów.
Agent 17 zaklął. Aders mądrze kontrolował konwersację nie pozwalając mu się wtrącić. Musi wyczekać na odpowiedni moment aby wtrącić się w konwersację i zadać własne pytania
- Mam dla Ciebie ofertę nie do odrzucenia. Paradoskalnie Ty bardziej na niej skorzystasz niż ja. Oddam…
--
- Oddam Ci rytuał do Drogi do wymiaru będącego na poziomie mniej więcej Wczesnej Epoki Brązu. Będziesz mógł tam robić co Ci się podoba. Zgodnie z moją wiedzą nie założyła tam bazy żadna inna organizacja. Większość woli światy prehistoryczne. Najlepiej tuż przed Holocenem. Są puste, łatwiej nimi kierować i mniejsza szansa zostania nabitym na pal za herezję czy tym podobne. Będziesz mógł tam stworzyć swoją Utopię. Miejsce dla wszystkich. Komunizm lub Państwo Platona. W zależności od tego czy dalej trzymasz się ideologii Miecza czy nie. Mnie to szczerze nie obchodzi.
W głowie Maksymiliana pojawiły się nagle sceny. Sceny ludzi idących za nim na śmierć. Sceny setek ludzi uratowanych od głodu. Sceny pomników na jego cześć. Sceny ludzi gratulujących mu Wiecznego Zwycięstwa. Sceny budowania nierealnych metropolii które wyśnił. Sceny ludzi unoszących go do Nieba. Sceny ludzi kochających się nawzajem i kochających jego.
- Czego chcesz w zamian? - Spytał. Sam sobie powiedział że z ciekawości jednakże wiedział że to nieprawda
- Chcę…
-Chcę żebyś dał mi koordynaty następnej akcji rekrutacyjnej. W jakim wymiarze się odbędzie. Dobrze wiesz do czego są mi potrzebne.
Agent 17 chciał teraz ujawnić się i spytać o to do czego właściwie są Adersowi potrzebne te koordynaty jednakże wiedział że wtedy mógł ryzykować fiasko całego przedsięwzięcia z Adersem i potencjalne kompletne zerwanie jego więzi nim i całkowitą utratę zaufania.
- A co się stanie jeśli tego nie zrobię? - Spytał Maksymilian
- Zabiję Cię. Ale dobrze wiem że to Cię nie przejmie. Otóż tuż po Twojej śmierci, Twoi przyjaciele z Miecza zlecą się do tego miejsca jak muchy do świeżego trupa. Najprawdopodobniej użyją jeszcze nie do końca wytrenowanych oddziałów dzieci żołnierzy, bo chcą mieć pewność że ktokolwiek to zrobił umrze natychmiast. Kiedy te odziały umrą wyślą następne. Ktokolwiek wygra te walkę, to miasto przegra. Wyobraź to sobie. Stosy ciał dzieci i dorosłych, ogromny krater w miejscu, tej dzielnicy. Setki niewinnych żyć straconych. No i niestety najprawdopodobniej III Wojna Światowa kiedy wyjdą na jaw dzieci które mogą niszczyć myślą miasta. W tym chaosie zginą miliardy. A cała ta planeta być może nie przetrwa.
Aders blefował. Musiał blefować bo zgodnie z tym co wiedział Agent 17, on nie mógł zwyczajnie posiadać takich możliwości. Jednakże ten blef widocznie działał na Maksymialiana. Agenta 17 zastanawiała jeszcze jedna rzecz. Aders zachowywał się tak jakby blef był od początku jego planem.
- Jesteś potworem.
- Jestem pragmatykiem. - Odparł Aders z uśmiechem. - Tak samo jak Twoi przełożeni. To w końcu oni używają dzieci-żołnierzy czyż nie?
Maksymilian spojrzał na chodnik. Wyraźnie walczył ze sobą. Dla 17 na szczęście egoizm w nim zwyciężył.
- Ten sam wymiar w którym prowadziłeś spotkania. „Smutna nowoczesność” taki chyba jest oficjalny kryptonim. - Wymamrotał - Syria. Suwaydia. Wioska niedaleko Jabal al Druze tuż przed wejściem na samą górę. Powinieneś ją spokojnie znaleźć.
- Wiedziałem że głos rozsądku do Ciebie przemówi – Aders uśmiechnął się.
- Dlaczego od razu nie powiedziałeś mi że zamierzasz go zaszantażować?
- Bo nie chciałem słyszeć Twoich narzekań na moje łamanie moralności ty idioto. Gdyby nie to, to nie musielibyśmy spędzić tyle czasu kłócąc się. Nie jestem krwiożerczym potworem za którego mnie uważasz. Nie cieszę się kiedy zabijam. Nie odczuwam przyjemności. Jestem pragmatykiem.
Aders szybko zniknął za niekończącymi się półkami z książkami Biblioteki. Poszedł szukać najwyraźniej drogi o której mówił Maksymilian.
Jako że miał chwilę, podczas której Aders nie patrzył na to co 17 robił, 17 zaczął czytać notes który wziął z mieszkania Maksymiliana.
Znalazł w nim wiele projektów przebudowy dzisiejszego świata. Znalazł tam projekty terapii psychicznych które używałyby architektury jako narzędzia. Znalazł tam nowy projekt żłobków. Znalazł tam nowe projekty mieszkań, które wydały mu się kompletnie oderwane od rzeczywistości. Znalazł nowy model szkoły. Znalazł pomysł na płynną architekturę przemieszczającą się zgodnie z myślami właściciela. Znalazł tam pomysł na wspólne przestrzenie mieszkalne. Znalazł tam pomysł na publiczne miejsca do przytulania się.
Większość z tych pomysłów wydała mu się kompletnie nierealna w najlepszym wypadku a w najgorszym oderwana. Architekt w kółko stosował niemożliwe kształty, marnował mnóstwo przestrzeni jak i często używał jej zbyt mało. I jeśli tylko 17 bez wykształcenia w architekturze, jedynie po rzuceniu studiów inżynieryjnych zdołał to zobaczyć to prawdziwy architekt spojrzałby na te rysunki jako obrazy szaleńca. Większość projektów wyglądała jak niezbyt udana praca surrealistycznego malarza na temat społeczeństwa komunistycznego a przynajmniej jego założeń.
Jednakże to co najbardziej zastanowiło 17 było to co pałało z tych ilustracji. Człowieczeństwo. Widać było że te projekty, choć niemożliwe były zaprojektowane z pasją oraz z miłością. I to nie do samej architektury lecz do ludzi ją zamieszkujących. Wszystkie pokoje miały za zadanie spełniać wszystko co jego właściciel by potrzebował. Wszystkie pomieszczenia terapeutyczne które projektował były delikatnie zaprojektowane tak aby jak najbardziej pomagać pacjentom. I tutaj też nie musiał mieć profesury z architektury aby to zobaczyć.
Dało mu to dużo do zastanowienia. Czyżby taki człowiek mógł porwać bezbronne dziecko? Czy mógłby je więzić wbrew jego woli? A może myśli źle? Może każdy jest zdolny do takich czynów jeśli myśli że są konieczne? Nawet jeśli widzi cierpienie? Jednocześnie to staranne dbanie o komfort i ignorowanie cierpienia mocno się w głowie 17 wykluczały. Chociaż czy przecież nie na tym polega cała architektura? Na dawaniu instrukcji zapewnionych na komfort a następnie kompletnym ignorowaniu tego czy ten komfort rzeczywiście istnieje bo przechodzi się do następnego projektu i ignoruje się „czynnik ludzki”? Jednakże postanowił nie ferować wyroków dopóki sam nie zobaczy na własne oczy tego czym Miecz naprawdę był.
Aders wrócił do 17.
- Znalazłem to miejsce. Chodź. Nie traćmy czasu. Za chwilę będzie to wszystko już za nami.
Te słowa zmroziły 17 jednakże podążył za Adersem w głąb Biblioteki.
I podążył za nim kiedy wymawiał ostateczne słowa rytuału
----—-
Święta Góra tej nocy była pusta. Żaden podróżnik czy pielgrzym nie postanowił jej odwiedzić. Wioska popadła w całkowity sen. Nie było widać z jej strony żadnych świateł. Ciszę przerywało tylko ćwierkotanie ptaków na drzewach daktylowych.
Nagle z ciemności oświetlanej tylko przez światło Księżyca wychynęły dwie postacie. Wysoki około dwudziestoletni mężczyzna i niski nastolatek. Na oko mógł mieć 15 lat. Rzucił kamieniem w okno zablokowane jedynie przez parę desek. Z wnętrza domu dobiegł szmer. Następnie szybko po rynnie zsunęła się dziewczyna, w wieku podobnym do chłopca. Od razu kiedy zobaczyła w świetle księżyca jego twarz pobiegła go przytulić.
- Salim…Ty naprawdę żyjesz. Tak się martwiłam. Ojciec myślał że uciekłeś… Nie mógł tego znieść.
- Wiem. Też się cieszę że Cię widzę A’isza. Naprawdę. Dla Ciebie minęło parę dni dla mnie miesiąc…
- Gdzie byłeś?
Nagle chłopiec ożywił się.
- A’isza ja znalazłem miejsce gdzie nie będziemy mogli się bać.
- O czym ty mówisz?
- Widzisz Jakuba? - Wskazał na mężczyznę za sobą. - On zabrał mnie do przepięknego miasta gdzie nie musimy już dłużej żyć tak jak Ojciec nam kazał. Nawet nie wiesz jakie ono jest piękne.
- Ale gdzie to jest?
- Jeszcze nie mogę Ci powiedzieć ale jest naprawdę przepiękne. Jest tam wiele ludzi takich jak my. Każdy ma swój pokój, nikt nikogo nie bije. To jest raj.
- Salim to jest naprawdę przepiękne. Ale jesteś tego pewien?
- Tak. Zaufaj mi.
- Chciałabym. Ale dobrze wiem że to nigdy nie jest tak proste.
- W tym wypadku naprawdę jest. Już nigdy nie będziemy musieli się ukrywać.
- Ale…
- On zawsze nas będzie winił za śmierć matki bo akurat wtedy z nią byliśmy. Chcesz wiecznie być poniżana?
- Ja tak bardzo chciałabym Ci zaufać Salim. - Dziewczyna zaczęła płakać – Ja tak bardzo, chciałabym Ci zaufać ale nie mogę.
Chłopak mocno ją przytulił.
- Wszystko będzie dobrze. Zabiorę nas do miejsca gdzie on… i ta wojna… te gangi Assada… i to co Ci zrobili już nie będzie istniało. I nigdy, nigdy więcej się nie pojawi.
17 patrzył na tą scenę z nieukrywanym wzruszeniem.
Nagle odezwał się Aders
- Musimy teraz szybko ich zastrzelić. Mężczyzna wtedy najprawdopodobniej podejrzewając zasadzkę zacznie rytuał który otworzy Drogę do wymiaru Miecza.
Aders wyjął swój inkrustowany pistolet skałkowy i zaczął celować z niego prosto w głowę dziewczyny. Zacisnął palec na spuście
Nagle wszystko w głowie 17 zwolniło. Patrzył jak powoli Aders zaciska palec na spuście. Patrzył na przytulające się rodzeństwo i na mężczyznę patrzącego na zegarek obok nich. I nagle automatycznie wyciągnął z kabury swój osobisty pistolet. Model Glocka, standardowy używany przez polskie służby i Amerykańską armię. Bez zastanowienia wycelował w Adersa.
I wystrzelił.
Aders biegł przez Bibliotekę.
Oddalał się ode mnie coraz bardziej a ja pomimo tego że starałem się do niego nadgonić to nie udawało mi się.Odkąd wyrwaliśmy się z Wymiaru Wieczności praktycznie nie rozmawialiśmy. Nienawidzę niewiedzy. I zaczynam nienawidzić Adersa za to że nie dzieli się ze mną wiedzą co zamierza zrobić utrudniając jedynie nasz plan.
Zwłaszcza że wnioskując z tego co mówił że zamierza zniszczyć Miecz, co na pewno nie zostałoby pochwalone przez Dowództwo. Czego oczywiście nie mogłem mu wypomnieć bo biegliśmy przez niekończące się półki z książkami przez co najmniej dwie godziny.
W końcu Aders zatrzymał się.
- Weź mnie za rękę. - Wypowiedział to jako rozkaz nie jako prośbę. Jego ręka była zadziwiająco ciepła
Aders wyjął rękę przed siebie i po kolei zaczął zwijać ją w pięść. Nagle rzeczywistość wokół nas zaczęła się wykrzywiać i zmieniać. Aders aktywował Drogę. Po kilku minutach znaleźliśmy się na piaszczystej równinie. Nie. Nie, nie, nie. Znienawidziłem pustynię przez mój pobyt w Wymiarze Wieczności. Nienawidzę każdej odrobiny piasku. Nienawidzę ciepła. Nienawidzę. Nie.
Skwar był tu wręcz przytłaczający. Nie mogłem oddychać. Jeszcze w starych dobrych czasach kiedy jeździłem z Weroniką na wakacje zawsze nienawidziłem ciepłych krajów. Ona je kochała a ja po tygodniu zaczynałem się okropnie męczyć. Oczy po prostu nie mogły wytrzymać ciągłego i nieustającego ciepła. I dlatego zwykle szybko wracaliśmy do domu, po tym jak moje skargi były już nieznośne. Ale trzeba przyznać że Fundacja zapewniała nam poziom komfortu finansowego o którym mogłem jedynie marzyć przedtem, jako policyjny negocjator. Żyliśmy jak dyrektorzy korporacji, i nie martwiliśmy się o wydatki. Oficjalne ona wiedziała że jestem w służbach specjalnych i dlatego nie mogę ujawniać zbytnio tego co robię w pracy. Przypomniałem sobie znów, jak powiedziała ,,Do zobaczenia, Kochanie” kiedy wyszedłem. To bolało. Ile lat minęło już, w naszej rzeczywistości?
Oczywiście wierzyłem Adersowi, kiedy zapewniał mnie że wszystko będzie dobrze ale…
Popatrzyłem na jego wojskowy mundur i białe włosy. Nagle się odwrócił. Spojrzałem w jego oczy. …Trudno mi mu zaufać. Ale nie mam innego wyboru teraz kiedy już zrobiłem pierwszy krok i przeszedłem z nim do tego wymiaru. To był zły wybór trzeba było go opuścić i wezwać posiłki. Nie. To był dobry wybór. A ta zła myśl to jedynie pozostałość twojego krytyka z Wymiaru Wieczności. Nie pozwól mu przejąć kontroli. Aders prawdopodobnie posiada ogrom informacji których Fundacja może użyć. Nawet jeśli on spróbuje czegokolwiek, zawsze mam broń czyż nie? Popatrzyłem na mojego służbowego glocka. Nigdy nikogo nie zabiłem. I dobrze wiedziałem, że nie byłbym w stanie zabić Adersa, jeśli byłoby to konieczne. Z jego oczu mogłem to wyczytać. To jest człowiek który poświęci wszystko dla swojego celu. I prawdopodobnie już to zrobił.
Ciepło uderzyło w moją twarz, niczym bicz. Wyrwało mnie na chwilę z rytmu rozważań. Aders to zauważył.
- Spokojnie, zajmie nam to tylko chwilę – Odezwał się Aders
- Łatwo Ci to mówić – Stwierdziłem patrząc jak idzie naprzód niewzruszony, pomimo jego czarnego uniformu.
Ciepło dalej było nie do wytrzymania. Ale po chwili, Aders zatrzymał się i usunął się z drogi. Zobaczyłem małe miasteczko, domy zbudowane z tego co zakładałem było utwardzoną gliną, białą jak śnieg, nie wyróżniającej się na tle pustyni.
- Jesteśmy na miejscu – Stwierdził Aders, z ulgą w głosie, wyrażającą, jego głębokie znudzenie tą pustynią.
- Wreszcie – Powiedziałem z ulgą – Właściwie co my tu robimy?
- Rozeznanie wywiadowcze. Spotkamy się z moim starym znajomym
Kiedy weszliśmy do wioski, wszystkie oczy spojrzały na nas. Wysocy, ciemnoskórzy, ubrani w głównie skóry zwierząt mieszkańcy patrzyli na nas z mieszaniną obrzydzenia i zafascynowania. Szeptali pomiędzy sobą, niestety byłem za daleko od nich aby usłyszeć większość rozmów. Wychwytywałem pojedyncze słowa z ich szeptów. ,,Dyplomaci” ,,Najeźdźcy” ,,Asyryjczycy”. Uniwersalny tłumacz który otrzymałem od Fundacji zawierający wszystkie znane przez Fundację sposoby ludzkiej i nie tylko komunikacji, który w założeniu miał mi pomóc w lepszych negocjacjach, podpowiadał że był to język aramejski. Musiał to być jeden z wymarłych języków, ponieważ nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Moje rozważania na temat narodowości mieszkańców wioski, przerwało nagłe uderzenie w bark. Spojrzałem w kierunku z którego nadszedł cios.
Uniosłem oczy aby spojrzeć prosto w gałki oczne, wysokiego jednookiego pasterza dzierżącego dwuręczną siekierę. W jego jednym oku widziałem czystą nienawiść. Starał się przejrzeć przez przyciemnioną szybę hełmu lecz oczywiście nie udało mu się. Splunął w moją stronę i poszedł dalej. Dobrze znałem tę technikę. ,,Jesteśmy od ciebie silniejsi. Nawet nie próbuj skrzywdzić któregokolwiek z nas bo spotkasz się z konsekwencjami”. Poprzez to starali się zaznaczyć granicę rozmowy, i oznaczyć swe własne bezpieczeństwo. Lecz kim był ów znajomy Adersa o którym mówił? Czy myśleli że mamy zamiar go zabić?
Spojrzałem na Adersa idącego przede mną. Jego marsz przez ulice tej wioski nie zmienił się zupełnie. Stworzyłem inną hipotezę. Uznano mnie za lidera przez mój hełm oraz kamizelkę kuloodoporną. To też było możliwe.
Aders zatrzymał się.
Spojrzałem na niego uważnie. Wyglądał jakby wszystko to, dla niego było jedynie częścią z góry wykreowanego planu.
Zapukał do drzwi.
Nikt nie otworzył. Aders nacisnął klamkę, drzwi były otwarte.
Wszedłem do środka, tuż za nim.
Przy stole, siedział młody mężczyzna, na oko koło dwudziestki. Za mężczyzną, systemy hełmu wykryły szafkę z wieloma dzbanami oraz butelkami.
- Cóż. Wiedziałem że to kiedyś się stanie. Aders jeśli już musisz to zrób to szybko. - Mężczyzna wyciągnął z kieszeni Adersa jego pistolet skałkowy – Strzelaj. No strzelaj. Strzelaj. - Widać było że zaczyna się pocić. Aders patrzył na niego obojętnie.
- Aders kim on do cholery jest?
- Strzelaj! - Krzyczał już mężczyzna a z jego oczu leciały łzy.
- Nie przyszedłem cię zabić Karol. Przyszedłem po informacje.
Mężczyzna nazywający się najwidoczniej Karol, uspokoił się bardzo szybko i ukradkiem wytarł łzy.
- Może usiądziecie? Co to za gospodarz który nie zaprasza swoich gości do stołu? - Zaśmiał się wyraźnie próbując zamaskować to co teraz musiał odczuwać.
- Z chęcią – Stwierdził Aders a następnie usiadł. - A zatem Agencie 17 przedstawiam Ci Karola, byłego członka Miecza Węża.
Kiedy usiadłem, wyczułem przez wzmocnione zmysły zapach alkoholu dobywający się ust Karola.
- Nie wiedziałem że znasz moje prawdziwe imię. Myślałem że nawet gdybyś znał to jak się nazywałem w ogóle, to znałbyś imię które Miecz mi nadał.
- Cóż też jestem spostrzegawczy.
- Poza tym jakiego członka? Miałem 10 lat kiedy uciekłem. Byłem przerażonym dzieckiem
- A jednak przetrwałeś. To zasługuje na podziw – Zauważył Aders
Karol chciał coś powiedzieć jednakże szybko się rozmyślił
- Zatem co teraz porabiasz? - Spytał Aders – Ostatni raz widziałem Cię parę miesięcy temu, tuż przed Twoją ucieczką
Kilka miesięcy temu… Potwierdzało się to co mówił Aders o różnym czasie w różnych wymiarach.
- Dla mnie minęło 15 lat. 15 lat ciągłej tułaczki po tym świecie. Nie mam zielonego pojęcia jaki to wymiar. Może nawet mój, po prostu w starożytności. Technologia i nazwy są tak zacofane że nie mam pojęcia czy jest to wymiar alternatywny. Po tym moja historia jest dosyć prosta. Nauczyłem się ich języka i zrobiłem wszystko co mogłem aby przeżyć i nie zostać niewolnikiem. Co oznaczało zaciągnięcie się do wojska. Walczyłem w wojnie przeciwko Asyryjczykom. Niestety ofensywa plemion okazała się przegrana i dostałem strzałą Asyryjskiego jeźdźca w w ramię. Te sukinsyny goniły nas aż do głebokiej pustyni. Musieliśmy się wycofać naprawdę głęboko aby przeżyć. Po drodze widzieliśmy miasta przez nich zniszczone. Stosy czaszek na rynku.. W każdym razie wycofaliśmy się. Jakoś lokalnym znachorom udało się mnie wyleczyć. Ale ja już później nie mogłem walczyć…Po prostu…
Karol zatrzymał się w pół słowa. Jakby wiedział że gdyby poruszył wątek do którego zmierzał skończyłoby się to dla niego bardzo źle.
- W każdym razie zostałem tutaj. Okazało się że trening tych zasranych kultystów na sanitariusza, do czegoś się przydał.
Aders słuchał Karola z neutralnym wyrazem twarzy. Mógł oznaczać zarówno znudzenie jak i zaciekawienie.
- Nigdy nie myślałeś aby poszukać Drogi do Twojego wymiaru? - Spytałem z ciekawością w głosie.
- Nie, dlaczego?
- Aby wrócić.
- Ten tu – Wskazał na Adersa – Stara się wrócić od… Ilu lat? Powiedz Aders bo nigdy nie mówiłeś ludziom z Miecza
- Nie sądziłem że dziesięciolatki mogą być tak przenikliwe
- A ja nie sądziłem że będziesz chciał ze mną porozmawiać a nie zabić
- Dobrze więc przejdźmy do meritum. - Stwierdził Aders lekko poirytowany
- A meritum brzmi?
- Co wiesz o wejściach do kwater Miecza?
- Oho! Czyżbyś był tak pazerny że od razu po zakończeniu kontraktu atakujesz swojego klienta?
Aders pracował dla Miecza? Co w takim razie się stało że obie strony chcą się pozabijać?
- Nie. - Odpowiedział Aders bez emocji
- A zatem czego jeszcze chcesz od Miecza? Przestałeś dla nich pracować?
- Powiedzmy
To „Powiedzmy” było nacechowane irytacją i złością.
- To powiem Ci wprost że niezależnie od intencji znalazłeś złego człowieka. Minęło 15 lat Aders. 15 lat to dużo czasu.
- Subiektywnie – Sparował Aders
- A nawet jeśli to nie oczekuj od 10 latka porwanego z domu rodziców, że będzie znał systemy zabezpieczające sekty która go porwała. Uciekłem przez to że zdołałem zauważyć to jak jeden z ich członków używa Drogi w tym co oni nazywają akcją rekrutacyjną, co jest zwykłym porwaniem dzieci z ich domów, i która później na szczęście zadziałała.
Na twarzy Adersa coraz bardziej był widoczny wyraz irytacji i złości.
- Ale na szczęście Ciebie to nie jest ślepy zaułek – Karol uniósł rękę w geście podtrzymania uwagi – Jest pewna osoba która może się wyrwać z szeregu i pomóc ci.
- Kto?
- Twój kontraktor. Dobrze wiesz dlaczego on
- O tym nie pomyślałem. Chyba masz rację. Dziękuję
Aders wstał. Wstałem razem z nim.
- Poczekaj, mogę Cię o coś prosić?
Aders odwrócił się. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Karol, jeśli chcesz się powiesić zrób to w najbliższej stajni na lejcach.
- Pracowałeś dla Miecza? - Spytałem z niedowierzaniem
Aders biegł przez Bibliotekę jeszcze szybciej niż poprzednim razem i trudno mi było nawet nadążyć za nim.
- Gratuluję tego, że dopiero teraz się domyśliłeś.
- Co dla nich w ogóle wykonywałeś?
- Nieważne.
- Dla mnie jest to ważne – Zatrzymałem się
Aders zatrzymał i odwrócił się
- A dla mnie nie. Ważne dla mnie jest to że uratowałem Ci życie w Wymiarze Wieczności. Ważne dla mnie jest to że mamy wspólne interesy
- Tego drugiego nie jestem pewny. Zostałem wezwany aby negocjować z Mieczem a nie włamywać się do ich siedziby
- Droga wolna jeśli chcesz odejść. Nie zatrzymuję Cię tutaj. Idziesz za mną bo tego chciałeś. W każdej chwili możesz wrócić do swojego wymiaru
Niestety Aders miał rację. Ale wiedział że nie może przecież pozwolić Adersowi na zabicie w śnie członków tej sekty. Fundacja miałaby z tym problem, to jest pewne. Zwłaszcza że nie naprawiłoby to straconych obiektów podczas ataku.
- Nie mogę dopuścić do tego abyś ich wszystkich pozabijał. - Krzyknąłem wręcz do niego – To niemoralne i niezgodne ze standardami Fundacji
- Wiesz, jeśli chodzi o moralną wymówkę dla wyrżnięcia ich w pień, to ty ją już masz. To sekta która porywa dzieci. Ja jej nie potrzebuję. Wystarczy mi to że potrzebuję tego co oni posiadają.
- Nie tobie decydować czy ktoś zasługuje na śmierć czy nie. Nie jesteś żadnym Zbawicielem. Nie masz prawa
- A twoja organizacja ma?
- Tak. Bo my w przeciwieństwie do ciebie mamy standardy moralne.
- Organizacja operująca w multiwersum ma standardy moralne? Nie rozśmieszaj mnie. Miecz też ma standardy moralne. I jakie to ma znaczenie?
- Oni są…
- Źli?
- Nie. Działają dla własnego zysku. Tak samo jak ty. Fundacja działa aby naprawić świat i go ochronić.
- Jesteś pewien że oni działają dla własnego zysku?
- Z informacji które mi podałeś jest to oczywiste.
- Być może.
- Z pewnością! – Krzyknąłem z frustracją – Aders posłuchaj mnie do cholery. - Wziąłem go za ramię - Musimy z nimi negocjować. Szczególnie w takiej sytuacji. Czegokolwiek od nich chcesz będziemy mogli to zabrać pokojowo. Nie zamierzam uczestniczyć w krwawej łaźni. Zresztą jeśli to cała organizacja to obawiam się że nie miałbyś z nimi żadnych szans
- Czyżby? - Aders spojrzał na mnie z przerażającym uśmiechem. W jego oczach widziałem coś czego nie widziałem nigdy wcześniej u nikogo tak otwarcie. Żądzę krwi. Adrenaliny która wychodzi z walki i śmierci. W jego czerwonych oczach widziałem nienawiść tak mocną, że nie byłem pewien czy istota ludzka byłaby w stanie ją wytworzyć. Zacząłem się bać że moje poprzednie hipotezy były prawdziwe a Aders nie był człowiekiem.
- Niech Ci będzie.
Ta istota zabije lub zostanie zabita.