Sandbox KubKac Tłumaczenia 2

Awaryjny sandbox, gdyby coś się zepsuło na pierwszym

Linki do innych sandboxów:

Kegare

Wheel.png

Góra Ibuki

Chłodny, wiosenny wiatr przeszywał zalesioną górę, kiedy Kaito Eguchi wspinał się wąską, gruntową ścieżką między drzewami. Podparł się swoją laską, ośmiopierściennym shakujō, które obdarował mu jego ojciec, który otrzymał ją od swojego. Kaito wywodził się z wielopokoleniowego rodu buddyjskich mnichów, jednak w przeciwieństwie do innych z jego kręgu, nie miał żadnej świątyni, jaką nazwałby swoim domem. Jego świątynią było otwarte niebo.

Kaito wytarł swoją gołą głowę, rozglądając się dalej wzdłuż górskiej trasy. Jest po czterdziestce, ale jego aktywny tryb życia utrzymuje go szczupłym i umięśnionym. Jego szaty były głównie tradycyjne, ale pozbył się długich, rozwianych rękawów, aby chłodne górskie powietrze całowało jego nagie ramiona.

Będąc wędrownym mnichem, Kaito zbierał jałmużnę od miejscowych, których mijał, często nocując w domach na noc lub dwie przed dalszym wyruszeniem w drogę. Jego działalność zabierała go z jednego końca Japonii na drugi, czasami więcej niż jeden raz w całym roku. Często jego obowiązki zabierały go na ubocza, takie jak to; wędrując szlakiem po zboczu Góry Ibuki w Prefekturze Shiga, regionie Kansai.

Kaito spojrzał na niebo i stwierdził, że od południa minęło kilka godzin, więc oparł swoje shakujō o pobliskie drzewo. Odwiązał materiałowy plecak z jego pleców i otworzył go, wyciągając kilka onigiri, owiniętych w wodorosty i wypełnionych wędzoną rybą. Zjadł swój posiłek, spoglądając na krawędź klifu, z którego rozciągał się widok na Jezioro Biwa w popołudniowym słońcu. Nagła zmiana wiatru przyniosła zamach gnijących liści i mokrej ziemi. Jego posiłek był skończony, więc podniósł swoje shakujō i kontynuował swoją wędrówkę górską ścieżką. Wraz z każdym krokiem jakim postawił, osiem stalowych pierścieni na czubku shakujō dzwoniło, dodając prostego tempa jego podróży.

Po kolejnej godzinie stanął u progu stromych kamiennych schodów, obramowanych przez wielką kamienną bramę torii, splamioną wodą i porostem. Przeszedł przez próg i zaczął wspinać się po schodach okrytymi liśćmi. Wraz z jego wspinaczką, drzewa rosły i zbliżały się do siebie, przysłaniając kamienie i symulując późniejszą godzinę.

Na szczycie schodów stała otwarta roztrzaskana drewniana brama, która zbutwiała od wilgoci, ale także niedawno była uderzana z niespotykaną siłą. Kaito chwycił swoje shakujō, podczas gdy zbliżał się do otwartej bramy, lecz zanim doszedł do niej, dwa jaskrawe pomarańczowe światła frunęły przed nim. Odskoczył do tyłu, o mało nie tracąc równowagi na liściach. Kaito podążał wzrokiem za dwoma duszami hitodama, śmigającymi pomiędzy drzewami, podczas swojej ucieczki. Małe kuleczki ognia uciekały z niedawno zmarłych i mówiło się, że są duszami uciekającymi z ciała. Gdy tylko odwrócił się w kierunku bramy, Kaito zaczął śpiewać Amitabha Sutrę, w celu poprowadzenia dwóch dusz do Krain Czystości.

Za zniszczoną bramą był mały wybrukowany dziedziniec, otoczony przez pozostałości zrujnowanego, tradycyjnego drewnianego płotu. Kamienie z dziedzińca były ciasno poukładane zasypane liśćmi. Na dalekim końcu dziedzińca leżały trzy zniszczone obiekty świątynne – niegdyś miejsce kultu kami, zamieszkującego Górę Ibuki. Czas i żywioły wyraźnie odbiły swoje piętno na strukturach, lecz pomimo opustoszenia, świątynia nadal stała na chłodnym górskim powietrzu.

Świątynia była zbudowana w formie podkowy odwróconej od niego, tworząc wewnętrzny dziedziniec. Kaito szedł dalej po kamieniach, dopóki nie stanął przed roztrzaskanymi rozsuwanymi drzwiami, kierującymi do centralnej części świątyni. Wchodząc do niszczejącej budowli, znalazł tylko liście i nic więcej. Na podłodze nie było żadnego umeblowania bądź zwykłego wyposażenia świątynnego. Usłyszał dziwne, zniekształcone odgłosy dobiegające od strony wewnętrznego dziedzińca, dlatego wspiął się po wyschniętych drewnianych schodach z tyłu świątyni. Na górnym piętrze znalazł deskę, która pozwalała dostać się na kafelkowy dach do napraw i wyszedł na letnie słońce.

Nad dziedzińcem rozciągała się mgła, która spowijała także pobliskie zbocze góry. Kaito zbliżył się do krawędzi dachu i spojrzał w dół.

Na brukowcu świątyni leżały dwa ciała, jedno młodego mężczyzny i drugie należące do kobiety w średnim wieku. Krew broczyła między kostkami brukowymi, rozpryskana wokół zwłok, z których każde doznało okropnego tępego urazu torsu i głowy. Nad ciałami kucała duża postać z dzikimi, związanymi włosami, rogami zakręcającymi na jego czole, przebarwioną nieludzką czerwoną skórą i kłami wyrastającymi z ust.

monk_and_oni_small.jpg

Twarz oni była pokryta we krwi. Trzymał kobiece ramię w górze z błyszczącymi kłami ubrudzonymi czerwienią w otwartej paszczy, szykując się do kolejnego kęsa z jej ciała. Potwór był wystarczająco wysoki, by jego głowa mogła ocierać się o sufit każdej wiejskiej chaty, a ramiona miał tak szerokie, że nie sprawiłoby mu trudności w pokonaniu woła domowego.

Nagle troll spuścił ramię i spojrzał się naprzeciw dachu, na którym stał Kaito. — Ah, witaj kapłanie. Jakże miło.

Oni wytarł usta wierzchem swojego kudłatego przedramienia, po czym przetarł je o szorstką tunikę i szmaty, jakie nosił. — Mógłbyś przyjść za godzinę? Staram się nacieszyć moim posiłkiem. Ty i ja jesteśmy starymi przyjaciółmi, więc z pewnością pozwolisz mi na drobną zachciankę.

Japoński oni był nieokrzesany, a w każdej sylabie można było usłyszeć warkot, jednak Kaito dobrze rozumiał tego yokai.

— Nie. Odsuń się od tych zmarłych, oni-san.

Nie sądzę, bym tak postąpił, kapłanie. — Oni sięgnął po żelazną maczugę w kształcie sześciokąta, z której wyrastały metalowe kły od górnej części broni. Rękojeść jej była wykonana z kości owiniętej w chropowatą skórę. Maczuga była o połowę wyższa od Kaito.

Kaito wyjął z torby przy pasie papierowe amulety o-fuda, przyczepiając jeden do szpicu shakujō. Wraz z wypowiedzianym zaklęciem, czy też kotodamą z ust Kaito, amulet owinął się mocno wokół nasady pod stalowymi pierścieniami.

— Proszę cię, przestań oni-san. Nie ma potrzeby do prowadzenia konfliktu dzisiaj. Pozwól mi zaopiekować się tymi zmarłymi, a ty wróć do swej krainy.

Nie robaku, nie przestanę! Nie szukasz kłopotów, a mimo to przygotowujesz broń do wojny. Dlaczego w ogóle tutaj jesteś, kapłanie? To nie jest żadna z twoich świątyń. — Oni zawarczał te ostatnie słowa, trzymając swoją maczugę wyprostowaną w kierunku Kaito.

— Sprowadza mnie tu spokój dla zmarłych i dla wszystkich rzeczy. To nie są bronie, a narzędzia. Nie zamierzam z tobą walczyć.

Dziwność i wspaniałość niszczeją, nawet podczas naszej rozmowy! Krainy zanikają, magia upada, a kami opuszczają swoje świątynie. Za to będziesz walczył? Odejdź!

— Kami nie opuścił tego miejsca, a ja nie opuszczę mojego zgromadzenia.

Te dwa robaki? — Oni wskazał zmarłych, którzy leżeli obok jego stóp. — Nie pachniesz, jakbyś był stąd. To nie jest twoje zgromadzenie zakonne, kapłanie.

— Wszyscy ludzie z Japonii są moim zgromadzeniem, satsujin-sha.

Morderstwo? Czym są dwa trupy? Ludzie wypełniali te ziemię tysiąckrotnie częściej od czasu panowania Nobunagiego. Ogołacają morza z życia, spalają drażniące chemikalia w powietrzu i przepełniają wysypiska śmieci odpadami.Ich życie jest jednorazowe.

— Starczy gadania, oni. Odsuń się!

Oni prychnął i ruszył na przód przez mały dziedziniec, wymachując maczugą w tułów Kaito. Prześlizgując się pod wymachem broni, Kaito uskoczył do tyłu, by zwiększyć dystans. Oni uderzył szponiastą łapą i częściowo zawalił wiekowy dach. Kaito mógł wyczuć, jak konstrukcja stara się utrzymać równowagę, toteż zsunął się na krawędź płytek, a następnie płynnym ruchem zszedł po nich. Jego kolana cierpiały od uderzenia przy lądowaniu, jednak utrzymał się na swoich nogach.

Oni warknął i znowu zaszarżował w jego kierunku, wymachując maczugą przed jego twarzą. Kaito zrobił krok w bok, pozwalając chropowatemu żelaznemu narzędziu przemknąć obok niego i wyciągając shakujō tak, aby czubek owinięty ofudą trzasnął o nadciągającą broń.

Na dziedzińcu zadzwonił dzwonek. Pojawił się błysk światła, a wielka maczuga wojenna z żelaza oniego odbiła się, jakby zderzyła się z głazem. Oni odskoczył i rozłożył swe ręce, jedna po drugiej.

To zabolało, kapłanie. Nauczyłeś się nowych rzeczy, odkąd cię ostatni raz widziałem. Pozwól, że przypomnę ci me imię, Shak–

— Twoje imię mnie nie interesuje. Nie urażając cię, jednak nie obchodzi mnie twoja znajomość. Mimo twej znajomości, nie zamierzam cię znowu ostrzegać. Odejdź z tej krainy i pozwól mi zająć się zmarłymi.

Zachowam sobie twoje zwłoki na mój północny posiłek!

Oni wyskoczył w powietrze, ciskając swoją wielką pałką w kierunku Kaito, który uskoczył w bok i wymachnął swoim shakujō. Maczuga rozłupała kostki brukowe, na których wcześniej stał Kaito, jednak jego shakujō walnęło w lewy piszczel oniego, tworząc głośne chrupnięcie, podczas gdy z zawiniętego czubka w ofudę pojawił się rozbłysk światła.

Oni burknął w bólu, upuszczając maczugę i chwytając się za swoją lewą nogę. Kaito posuwał się w kierunku jęczącego olbrzyma, który sięgnął po swą broń widząc, jak kapłan się zbliża.

Kaito głośno wypowiedział kotodamę, wypełniając swoją i Amitābha wolę dźwiękiem, a dziedziniec był przepełniony niebiańskim dzwonieniem. Siła wpłynęła na maczugę, powodując, że ciężka broń przeleciała wzdłuż bruku poza zasięg oniego.

Wielkie, bolesne westchnięcie wydostało się ze szkaradnych z wystającymi kłami ust.

Kiedy magia zawiedzie, kraina opustoszeje, a my wszyscy zginiemy, kapłanie. Wszystkie yokai'e i dzieci mrocznych miejsc wyschną. Twoje słowa stracą swoje znaczenie, a te amulety będą zwykłym papierem. Czemu wtedy będziesz służył, onihantā?

Zamiast odpowiedzieć, Kaito wystrzelił do przodu i uderzając otwartą dłonią o czoło giganta, przyczepiając inną ofudę do jego ciała.

Na dziedzińcu zadzwonił kolejny dzwonek, długi i czysty. Oni jęczał, jak z jego ust wylatywał dym, a jasne białe światło pożerało jego postać. Kiedy światło zgasło, nie pozostało nic poza osmolonymi śladami na bruku. Maczuga zamigotała w popołudniowym świetle, niczym ciepło błyszczące na pustynnych piaskach, a następnie i ona wyparowała z fizycznego planu. Kaito dostrzegł, że mgła opadała, jak tylko zniknął wpływ oniego.

Wziął głęboki oddech, trzęsąc się przez adrenalinę. Dotknął zawiniętej wokół czubka shakujō ofudy i rozsypała się w proch, jej moc wygasła. Podparł się laską, łapiąc swój oddech. Zbliżył się do dwóch zmarłych, zastanawiając się, co przyprowadziło je do tego miejsca. Odwrócił się do zbezczeszczonej świątyni i ukłonił się, szepcząc modlitwę dziękczynną do kamiego, którego był to dom.

— Gdybym miał czas, naprawiłbym szkody wyrządzone twemu domu, chwalebny. Jednak zdaje się, że mamy towarzystwo.

Odwrócił swoją głowę do narożnika świątyni, który oni uszkodził i zawołał: — Cóż, jeżeli chcesz porozmawiać to chodź tu.

Młoda kobieta w pancerzu bojowym przeszła przez dziurę w zrujnowanym ogrodzeniu, omijając świątynię. Miała przy sobie karabin szturmowy, a pistolet znajdował się w kaburze przyczepionej do pasa. Mimo że trzymała karabin w swoich rękach, nie uniosła go w jego kierunku.

— Kim jesteś i czego chcesz? — mówił dalej po japońsku.

— Jestem Fumiko Tanaka, reprezentuję–

— Fundację, — przerwał akcentowanie, ale umiejętnie po polsku. — Twój japoński jest okropny, Tanaka-san. Czego chcesz?

Jej oczy nieco się rozszerzyły.

— Wiesz o Fundacji?

— Tak, Dozorcy nie mają mocnego przebicia na tych ziemiach, jednak oczywistym jest, kiedy zwróci się na takich uwagę. Jednakże, to nie wyjaśnia tego, co ty tutaj robisz. Mogłaś zostać zabita.

—"Dozorcy"? Więc to prawda, że jesteś z Ręki? — Agentka potrząsnęła swoją głową, kiedy to powiedziała, zbliżając się do niego. Nadal trzymała karabin w pozycji niskiej gotowości.

— Jestem zaznajomiony z Ręką i w przeszłości oferowali mi wsparcie. Jednak swoim odchodzeniem od tematu próbujesz sprawdzić cierpliwość nawet Buddy. Odpowiedz na moje pytanie. — Zrobił krok do przodu i wpatrywał się w jej oczy, które ciągle błądziły po dziedzińcu.

— Zostałam wysłana, aby oszacować twoją efektywność w pomocy przy życiowej misji.

Kaito przez chwilę nic nie powiedział, po czym się zaśmiał.

— Nie współpracuję z twoją organizacją. Złapalibyście oniego, zbadalibyście go i nie mając żadnych efektywnych środków przeciwko niemu, pozwolilibyście na jego ostateczną ucieczkę, by nękał kolejnych ludzi.

— To był oni?

— Tak, bądź ogr, jakbyście go nazwali po polsku.

— Może i jestem Amerykanką, Eguchi-san, jednak słyszałam o oni. I zdziwiłbyś się naszymi możliwościami.

Kaito trzymał ręce w górze, pokazując, że nie ma złych zamiarów.

— Cóż, nie jest to dla mnie ani ważne, ani interesujące. Już ci powiedziałem; Nie współpracuję z twoją organizacją.

Pozwoliła karabinowi szturmowemu zwisać z jej ramienia na pasku.

— Spotkaliśmy się z sytuacją, w której przydałoby się twoje doświadczenie, jeżeli pozwolisz mi ją wytłumaczyć.

— Nie krępuj się, agentko Tanaka.

Przez kilka minut opowiadała, a kiedy skończyła, westchnął. Pierwszy raz odwrócił się do niej plecami.

— Cóż, w takim razie, chyba pójdę z tobą. Jednak wpierw zadbam o zmarłych. Masz transport?

Kiwnęła głową.

— W pobliżu mamy helikopter.

— Dobrze. — Zaczął rozprostowywać ciała, żeby leżały swobodnie, jak tylko mogły, po tym jakże brutalnym końcu. Wyrecytował inną sutrę i wyczyścił krew z ich twarzy.

Kiedy skończył, odwrócił się do niej.

— Wezwij swój helikopter, musimy się spieszyć do Ine.


Wheel.png

Wioska Rybacka Ine

Ine.jpg

Helikopter podrzucił ich na pobliskie pole, blisko Morza Japońskiego. Stąd agentka Tanaka wezwała łódź, która weźmie ich do rybackiej wioski. Wioska została założona na wybrzeżu wzdłuż północnego wierzchołka Półwyspu Tango, na północ od starej stolicy Kioto. Wiele budynków zostało zbudowanych w tradycyjnym stylu zwanym funaya, z małymi dobudowanymi przystaniami dla łodzi, służąc jako pierwsze piętro i znajdującymi się nad nimi kwaterami mieszkalnymi.

— Jesteś pewna, że ciała zostaną godnie potraktowane? — krzyknął głośniej, niż warkot silnika łodzi.

— Jak już powiedziałam wcześniej, odeślemy je do odpowiednich jednostek i zapewnimy, że ich rodziny zostaną poinformowane po tym, jak określimy ich tożsamość.

Kaito skinął głową, zasłaniając rękoma oczy przed słońcem wiszącym nad wodą. Pomimo późnego popołudnia, wioska była cicha. Z reguły wtedy mężczyźni i kobiety wracali swoimi rybackimi łodziami, aby wyczyścić swoje późno popołudniowe łowy lub popracować nad łodziami. Jednak dzisiaj, gdy słońce zbliżało się do błyszczącego horyzontu nie było żadnego ruchu. Łódka wśliznęła się do pustego doku przystani, po czym Kaito wskoczył na tę drewnianą strukturę. Dokonał kontaktu wzrokowego z Fumiko.

— Agentko, gdzie są wszyscy ludzie?

— Ewakuowaliśmy mieszkańców z historyjką dotyczącą możliwego spisku terrorystycznego.

— Zatem gdzie są Siły Obronne i policja, których można byłoby się spodziewać w takich sytuacjach? — zapytał ją.

Fumiko uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, a następnie weszła z nim na dok. Odwróciła się do sternika małej łódki ubranego w podobny strój bojowy, co ona i kiwnęła głową mu. Gdy tylko odwróciła się od statku, odpłynął wzdłuż wybrzeża.

Spojrzała na Kaito.

— Spokojnie, będziemy mieć wsparcie, jeżeli będzie potrzebne.

Kaito przeszedł pomiędzy dwoma funayami, zbliżając się do najbliższej ulicy.

— Nie będzie to wymagane.

Fumiko prychnęła.

— Jesteś trochę zbyt pewny siebie, prawda?

Kaito odwrócił się do niej i oparł o shakujō, a jego oczy zwężyły się, jak tylko spotkały się z jej oczami.

— Chroniłem moich ludzi od yokai i oni przez całe moje dorosłe życie. Przez większość tego czasu byłem sam. Więc powiedziałbym, że jestem na "odpowiednim" poziomie pewności siebie.

Trzymała ręce w geście udawanego poddania się i podążyła za nim, w kierunku uliczki pomiędzy dwoma domami.

— Powiedz mi o tych morderstwach. — powiedział z nad swojego ramienia.

— Na przestrzeni ostatnich ośmiu dni zginęło nagle sześć osób. — Jej ton nie wskazywał strachu, zupełnie jakby recytowała.

— Ślady zębów? Rozerwane ciało, jakby ciałem zajęło się zwierzę?

Fumiko delikatnie drgnęła, po czym pokiwała głową.

— Nie, w każdym z przypadków było uduszenie. Aczkolwiek nie znaleziono żadnych śladów duszenia czy podtapiania.

— Czy ofiary zostały znalezione w swoich łóżkach?

— Nie. Mimo że zgony nastąpiły w nocy, tylko kilku z nich zostało znalezionych w swoich domach. Pozostałych znaleziono na ulicy. Nie zgłosił się żaden świadek.

— Brzmi trochę jak yamachichi, ale nie do końca.

— Co to? — Jej ton był łagodny, jakby nie obchodził jej wcale obecny temat — co nie miało sensu. Po to tu został wezwany, co nie?

— Yokai, który kradnie oddech śpiącym osobom. Zwykle żyją w górach, a kiedy ofiara zostanie zaatakowana, umiera następnego dnia.

— Czy mogłby to być jeden z nich? — zapytała.

— Yamachichi są nadzwyczaj rzadkie, a nawet gdyby znajdował się jakiś w pobliżu, to nie polowałby tak często.

— Jak rzadkie?

— Czytałem o nich w starym bestiariuszu z okresu Edo. — Westchnął Kaito. Zatrzymał się, by wyciągnąć ze swojej sakwy butelkę wody do wielokrotnego napełniania, pijąc aż do momentu, zanim zacznie znowu mówić. — Kiedy była ostatnia śmierć?

— Kilka nocy temu w domu znajdującym się na tej ulicy. Chcesz rzucić okiem?

Kaito przytaknął głową i wskazał, że ma go poprowadzić. Kilka minut później odwróciła się do jednego domu w stylu funaya i otworzyła drzwi, przechodząc przez policyjny szlaban. Kaito poszedł za nią do części mieszkalnej domu, zdejmując przed wejściem sandały. Fumiko weszła do rezydencji, jednak Kaito zatrzymał ją i spojrzał na jej bojowe obuwie.

— Nikt tutaj obecnie nie mieszka. Nie jest wskazane zdejmowanie ich i zakładanie spowrotem…

— W takim razie zostań tutaj. — powiedział Kaito.

— Ciało zostało znalezione w kuchni. — powiedziała, jak tylko przeszedł obok niej. Kaito przytaknął głową i przeszedł przez próg, przesuwając na bok tradycyjne drzwi z papieru ryżowego. Podłoga była wykonana z wypolerowanej sosny, gładkiej dla jego bosych stóp. Pierwszy był duży pokój ze starym telewizorem stojącym na kredensie. Potem była nowoczesna łazienka i następnie kuchnia.

Kaito mógł wyczuć, gdzie zakończyło się ofiary życie. Emanacja pochodziła z rogu, gdzie mieszkający upadł, opierając się o drewnianą szafę i małą pralkę. Złożył ręce i ukłonił się, recytując sutrę.

Przestraszył go hałas za oknem i zdążył jedynie zobaczyć futrzane ciało zjeżdżające z parapetu okiennego, znikając z pola widzenia.

Kaito odwrócił się i pobiegł z powrotem do wejścia, zakładając swoje sandały i wybiegając przez drzwi. Fumiko podążyła kilka kroków za nim.

— Co to jest? — zapytała.

Kaito potrząsał głową, gdy okrążył róg ulicy i ledwo co zauważył ruch prześlizgujący się pomiędzy dwoma domami znajdującymi się parę metrów dalej. Kiedy już doszedł do alejki, nie było śladu po tym czymś.

Fumiko dogoniła go i osłoniła go karabinem szturmowym. Kaito położył rękę na broni i opuścił ją.

— Zniknęło.

Kaito doszedł do końca ścieżki pomiędzy domami i spojrzał na mały, dobrze utrzymywany park. Wzdłuż ulicy migotały światła ledowe, oświetlając starannie przyciętą trawę i plac zabaw dla dzieci. Po przeciwnej stronie parku był las skrywający wznoszące się wzgórze. Wszedł na ulicę na przeciwko parku, jednak został uderzony w plecy przez coś małego i okropnie gęstego.

Twarz Kaito spotkała się z asfaltem z głośnym kliknięciem, a świat stał się na chwilę ciemny. Jak tylko jego wzrok się polepszał, poczuł w swoich ustach krew. Jego głowa zamarzła, gdy odwrócił się, by spojrzeć na Fumiko i zobaczyć yokai kucającego nad jej twarzą, kiedy jej ciało było bezwładne.

Widział, jak z jej ust uciekał oddech, kiedy miotał się, by odzyskać czucie w stopach. Obraz ulicy przepłynął przed nim, tworząc podwójne widzenie. Przeszły go mdłości i zakrztusił się. Kiedy próbował coś powiedzieć, jedynie udało mu się wydać z siebie charczący kaszel i czując krew w ustach. Powoli umierała.

Nagle trzy strzały rozległy się i yamachichi zakręcił się, upadając na ziemię. Fumiko wzięła oddech, jęcząc, a następnie usiadła. Kaito spojrzał na alejkę i zobaczył kilku żołnierzy Fundacji zbliżających się z wyciągniętymi karabinami.

Kaito wstał i sprawdził, czy Fumiko oddycha spokojnie, zmuszając ją pozostania w pozycji siedzącej z ręką położoną na jej ramieniu.

Odwrócił się do najbliższego żołnierza i zdzielił jego nogi, przy pomocy shakujō. Wymierzył następnie kopniaka w splot słoneczny przewróconego żołnierza, po czym wyciągnął shakujō i uderzył nim w szczękę kolejnego, wywracając go. Trzeci żołnierz podniósł swoją broń i wymierzył w Kaito.

— Stać! — wykrzyczała Fumiko, podbiegając do nich i stojąc pomiędzy nimi. Wyciągnęła rękę przed Kaito, podczas gdy odwróciła się, aby zwrócić się do żołnierza. — Pomóż im wstać i wycofajcie się z powrotem na ulicę.

— Ale—

— Wykonać sierżancie!

Fumiko odwróciła się znowu do Kaito, kładąc obie ręce na jego piersi, jak tylko próbował przejść obok niej, aby podążyć za żołnierzami.

— Posłuchaj mnie! — krzyknęła wprost na jego twarz, powodując, że się zatrzymał. — Oni tylko mnie chronili. To jest ich praca!

Kaito odtrącił jej ręce z siłą, której się nie spodziewała i odwrócił się do yamachichi. Yokai trząsł się, a z jego tułowia przez trzy dziury po kulach wylewała się brązowoczerwona krew. Wyglądał jak opos wielkości dziecka, jednak znacząco antropomorficzny. Jego oczy były zaskakująco niebiesko ludzkie. Kaito dotknął piersi bestii, na czas, aby zatrzymać jego oddech.

— Działał wyłącznie instynktownie. Nie było w tym żadnych złych zamiarów. — powiedział.

— Co mieli zrobić, pozostawić mnie na śmierć?

— Zreinkarnowałabyś się. On nie może. — Milczał przez kilka minut, kiedy kucnął przy yamachichi. — Nie ma żadnej modlitwy dla yokai. Nie ma żadnego piekła bądź cyklu dharmicznego. Tylko otchłań.

Fumiko dotknęła ramienia Kaito. Spojrzał jej w twarz.

— Czemu czuję się taka silna? Czuję się, jakby dostała trzy szoty espresso, a mój oddech nie jest nawet ciężki.

— Kiedy yamachichiemu przerwie się odbieranie oddechu innej osobie, nie tylko nie umrze następnego dnia, ale będzie miała zwiększony wigor i wydłużone życie… a przynajmniej tak mawiają. — powiedział spokojnie Kaito, rozwiązując swój materiałowy worek, rozwijając go i kładąc na małym włochatym ciele. Położył butelkę na ziemi, a pozostałe ofudy wsadził do sakiewki na swoim pasie.

— Co byś zrobił? — zapytała.

— Obezwładnił i wygnał z tej krainy. To była po prostu biedna bestia.

Zza skraju lasu dobiegało klaskanie rąk w powolnym aplauzie.

Kaito odwrócił się i zobaczyć tengu wyłaniającego się z drzew za parkiem. Jego pazurzaste stopy zakopywały się w zadbanej trawie, kiedy szedł. Jego skrzydła z czarnym upierzeniem były zwinięte za jego plecami i trzymał długą włócznię zrobioną z czarnego, olejnego metalu. Nosił skurzaną zbroję na swojej piersi ze stalowymi pierścieniami wszytymi w materiał.

Bardzo dobrze. — Tengu zaśmiał się przeraźliwym dźwiękiem wychodzącym z jego dziobu. — Obrządek pogrzebowy dla yamachichi! Chcesz wyrecytować sutrę?

— To nie miałoby żadnego sensu, bo jego dusza przeszła tam, gdzie yokai podróżują po śmierci. Nie mają żadnej animy, aby się zreinkarnować, ani żadnej ścieżki do Krain Czystości.

Ach, to bardzo źle. Pilnowałem tego malca. Był dobrym towarzyszem i będzie mi go brakowało.

— Zabijał zaciekle, aż sześć osób w ostatnich kilku tygodniach. To nie jest do niego podobne. Zachęcałeś go do tego?

Ja? Nie, czemu ktoś taki, jak ja chciałby przypadkowych śmierci rybaków? Włochaty diabeł był wygłodzony po byciu zbyt długo poza twoim światem. Nawet nie wiem, co robił tutaj w pobliżu.

— Nie wierzę ci, tengu-san.

Tengu wzruszył ramionami, jak tylko kontynuował zbliżanie się przez park.

Nazywasz mnie kłamcą, kapłanie?

— Tak. Twój gatunek wielce lubi intrygi, które często kończą się śmiercią niewinnych.

Niewinnych! Ha!

— Co ci ludzie ci zrobili?

Tengu zatrzymał się na krańcu parku, kilka metrów asfaltu pomiędzy nimi. Szeroko rozłożył ręce, a włócznią wymachnął, wskazując na wioskę.

Żyją, kapłanie! Zanieczyszczają wszystko, czego dotkną. Nie ma już miejsca na nas, żadnych historii o naszej mocy, żadnych gier znajdywanych w lasach. Tylko bezkreśni ludzie ze swoimi telewizjami i swoimi samochodami, psując tę krainę. Oni są kegare.

Kaito złapał swoje shakujō w obie ręce, trzymając je poziomo wzdłuż całego ciała, jakby tworzył gardę.

— To nie znaczy, że powinni zginąć.

Och biedny, szczery kapłanie. Nie wierzysz już w koło? Zreinkarnują się, co nie? Nikomu nic się nie stało.

— Musimy to robić? Nie możesz opuścić tej krainy w pokoju? Nie chcę więcej przemocy.

Tengu wzruszył ramionami.

Żołnierze dziewczyny zabili mojego przyjaciela. Krew jest niezbędna do wyrównania zniewagi.

Kaito zobaczył Fumiko, jak schyla się, aby podnieść jej karabin. Chwycił za ofudę z sakwy na swoim pasie i przylepił ją do shakujō z wypowiedzianą kotodamą. Odwróciła sie i spotkała się z jego oczami, przytakując głową. Skinął głową, że ma się odsunąć, jednak pokręciła głową. Spojrzała na karabin na ziemi i westchnęła.

Kaito odwrócił się na czas, żeby zobaczyć tengu lecącego w niego z nieba, po tym jak wykonał niemożliwy dla człowieka wysoki skok. Odsunął się na bok i uniósł swoje shakujō, by spotkało się ze zbliżającym zderzeniem z włócznią. Z uderzeniem zadzwonił dzwonek i znowu jasne światło rozbłysło się z czubka shakujō, gdzie zawinięty był amulet ofuda. Rzut włócznią został odbity w prawo, w stronę Fumiko.

Kaito zaczął krzyczeć ostrzegawczo, ale agentka zdążyła się już uchylić, aby uniknąć uderzenia, prawie unikając oberwania w twarz. Fumiko wystrzeliła serię z karabinu, jednak tengu kręcił swoją włócznią, odbijając wszystkie pociski. Dziobate usta yokai klikały wielokrotnie, wydając z siebie odgłosy, które brzmiały jak “tsk tsk”.

Tengu kontynuował obracanie włócznią, kierując jej tępą końcówką w kierunku czaszki agentki. Kaito przywołał dzwoniącą kotodamę, a trzon włóczni odbił się od noszonej przez Fumiko zbroi, uderzając ją pomiędzy ramieniem, a głową. Burknęła w bólu i runęła do tyłu na zewnętrzną ścianę funayi, nie zupełnie tracąc równowagę.

— Wystarczy, ptaku! — wykrzyczał Kaito do tengu po japońsku. — Już czas, żebyś stąd odszedł.

Wymachnął shakujō prosto w twarz yokaia, prześlizgując się przez gardę i uderzając o żółtowaty dziób. Pojawił się kolejny błysk, a ptasi yokai poleciał do tyłu, uderzając plecami o asfalt. Wydał z siebie przeszywający krzyk bólu. Po tym, Kaito wykonał cios w ramię tengu, wk tórej trzymał włócznię, a następnie uderzył w nadgarstek z przyprawiającym o mdłości i kruchliwym odgłosem. Yokai zawył i upuścił broń.

Mam nadzieję, że będziesz płonął we wszystkich piekłach, kapłanie! Chciałem tylko znowu zobaczyć świat, zanim nie będzie gdzie się wkrótce podziać. I ty chcesz mnie wysłać do otchłani!

Kaito stanął nad tengu z kolejny wyganiającym amuletem ofuda w swojej dłoni.

— Co masz na myśli? Szybko, zanim zatłukę cię na śmierć!

Magia przemija! Krainy usychają! Wkrótce już nie będzie domu… musimy przychodzić tutaj.

— Nie jesteś mile widziany. — powiedział spokojnie Kaito.

Omoguchi-sama miał rację o was ludziach.

— Kto?

Nasz patron, małpiszonie. Wspierał nasze ponowne przybycia tutaj, po tak długich wędrówkach dla większości z nas. Ostrzegał nas, że wy ludzie nigdy nie pozwolicie wszystkim yokai wrócić do Japonii.

— Gdzie on jest?

Tengu uderzył swoją sprawną ręką, jednak Kaito odskoczył na bok i znowu walnął go shakujō. Światło było mniej jasne, niż poprzednio, ale przez cały czas tengu wył z bólu.

— Odpowiedz mi!

Kiedy mówił, głos tengu był niski, kontrastując z jego poprzednim raptownym i jowialnym tonem.

Myślisz, że zdradzę jedyną osobę, która rozumie nasze potrzeby? Zgnij, kapłanie. Gotujcie się w brudach twoich bliskich ludzi. Nie spoglądajcie na krainy, kiedy wasze sztuki już nie działają!

Kaito podszedł bliżej i umieścił delikatnie wyganiający amulet na piersi tengu. Na pustej ulicy zadzwonił dzwonek, a yokai zniknął. pozostawiając po sobie na miejscu tylko dym. Nie krzyczał już.


Wheel.png

Kaito zdjął zużyty amulet ze swojego shakujō, zastanawiając się, dlaczego ofuda zdaje się być słabsza, niż w poprzednich latach. Oparł się o shakujō, jak tylko odwrócił się w stronę Fumiko, która przypierała ścianę i lewą ręką obejmowała miejsce, gdzie trzon włóczni uderzył.

— Jesteś cała, Tanaka-san? — zapytał po polsku.

— Nie sądzę, żebym miała cokolwiek złamane.

— Co wiesz o tym przemijaniu magii, o którym mówił ten ptak?

Przez chwilę się wahała, po czym potrząsnęła głową.

— “Nic. Jak już powiedziałeś, mój japoński nie jest najlepszy i nie załapałam niczego z tego.

Kaito gapił się na nią, jednak ona nie rozglądała się. Bez zastanowienia spotkała się z jego oczami.

— Nie wiesz nic o przemijaniu magii? Dosłownie teraz, jak i w świątyni moje amulety nie były efektywne, jak kiedyś. Kilka uderzeń i stawały się zwykłymi papierkami.

— Amulety? Przypuszczałam, że to laska…

— Co? Nie, moje shakujō jest jedynie stalowa. Jest tradycyjna dla podróżujących mnichów. Amulety, które zawiązuję wokół laski powodują ból u yokai, tak samo kotodamy.

— Te słowa, które wypowiadasz, jak zaklęcia?

— One nie są zaklęciami. Są darami od bodhisattw i arahantów, inspirując wiedzących pewnymi zdolnościami. Są narzędziami, a nie zaklęciami.

Fumiko potrząsnęła swoją głową.

— Dla mnie wyglądają, jak zaklęcia.

Kaito prychnął krótkim i ostrym śmiechem.

— Więc, laska nie robi nic? Sposób, w jaki nią wkoło machasz, wydaje się być potężna.

— Boli, kiedy uderzę kogoś tym, zademonstrować ci?

Fumiko zaśmiała się nieswojo.

— Wiadomość odebrana, zrzucam.

Kaito westchnął.

— Jest kilka legend dotyczących tego, że shakujō mają moc.

— Na przykład jaka?

— Wiele lat temu, czytałem o znanym mnichu, który odwiedził Enkōji w Prefekturze Kōchi. Mnich użył swojego shakujō, by podzielić ziemię i odkryć miejsce idealne do wykopania studni, gdyż pobliska wioska cierpiała przez okropną suszę. Nadal tam stoi i nazywana jest przez miejscowych, jako oczyszczająca oczy studnia.

— Niezła historia. Niezbyt jest teraz pomocna w tej sytuacji. — Uśmiechnęła się do niego.

Kaito zaśmiał się, powodując, że w jego głowie zaczęło dzwonić, jak podczas uderzenia o asfalt.

— O kim wspominał tengu? Znasz go? — zapytał.

— Wydaję mi się, że pamiętam jego nazwisko, Omoguchi, prawda?

— Tak i yokai użył zaszczytnego sama, więc musi być kimś ważnym.

— Zawiadomię ich o tym. Wszystko w porządku?

Kaito przepłukał usta wodą z butelki, wypłukując krew i wypluwając ją w pobliski krzak.

— Nic mi nie jest.

Fumiko odwróciła się od niego i położyła palec na swoim uchu, kiedy zaczęła rozmawiać przez krótkofalówkę. Kaito odwrócił się i spojrzał na zakryte ciało yamachichiego. Starał się wytłumić odgłos rozmawiającej z jej przełożonymi, podczas gdy czyścił swój umysł i zmagał się z przyjęciem odpowiedzialności za tą śmierć. Ciągle się na niego patrzył, kiedy poklepała go po ramieniu.

— W Kioto jest mężczyzna nazywający się Kenta Omoguchi.

— Czemu sądzisz, że to akurat ten mężczyzna, o którym mówił tengu?

— To nie jest dość często spotykane nazwisko, a ten Omoguchi jest prezesem Transtar Energies. Siedziba znajduje się w mieście.

Kaito wytarł swoją bolącą głowę.

— No to cóż, chodźmy pomówić z Omoguchi-san.


Wheel.png

Kioto

Kyoto.jpg

Kaito sziedział na tylnym siedzeniu opancerzonego SUV'a z przyciemnionymi szybami, oglądając, jak pojazd wjeżdża na wzgórze i jego oczom ukazuje się miasto Kioto. Obiema rękoma chwycił shakujō. Mężczyzna wezwał do materialnej krainy yokai i oniego, a Kaito nie wiedział, co ma zrobić z tą informacją. Z czym będą musieli się zmierzyć, kiedy w końcu go spotkają?

Fumiko siedziała na przednim siedzeniu pasażera, rozmawiając cichym tonem przez telefon, podczas gdy milczący, umundurowany kierowca kierował pojazdem. Kaito szturchnął ją w ramię, kiedy skończyła rozmowę i odwróciła się do niego.

— Co robimy? — zapytał.

— Oddział szybkiego reagowania zabezpieczył budynek i ewakuował wszystkich, oprócz pana Omoguchiego pod historią przykrywkową o naruszeniu przepisów bezpieczeństwa powiązanego z atakiem terrorystycznym w Ine. Jest przetrzymywany przez kilku agentów, więc możemy z nim porozmawiać.

— Nieco za ostro, prawda?

— Ta, nie jest tak subtelnie, jak zazwyczaj chce, ale to nie ode mnie zależało. Sytuacja musi być jak najszybciej zabezpieczona, jak tylko się da. Jeżeli ktoś jest powiązany ze wzrostem incydentów z yokai, musimy tego kogoś powstrzymać.

— Więc, było więcej incydentów, niż zwykle? — zapytał.

— Jak widzimy na załączonym obrazku, to tak. Jesteś z reguły dość aktywny, ale kiedy niedawno musiałeś się uporać z trzema yokai zabijący ludzi tego samego dnia?

Przetarł swoje oczy i nadal czuł bół głowy z uderzenia, które oberwał w Ine.

— Nigdy. Zazwyczaj są samotne, rozproszone. Skryte.

— Zgadza się, więc jeżeli jest to napływ sytuacji, to jest to znaczące zagrożenie dla normalności.

Kaito zakpił.

— Normalności? Te rzeczy żyły tu, odkąd ludzie mieszkali w granicach Japonii… co jest normalne? Wy głupcy zawsze próbujecie narzucić swój ograniczony pogląd na to, z czego składa się naturalny świat. To jest prawdziwe.

Przesunęła się na fotelu, unikając jego wzroku i odwróciła się, aby patrzeć przed siebie.

— Znam wasze opinie i zgadzam się z nimi, jednak chodzi mi o to, że ta sytuacja jest niebezpieczna dla ciebie i dla mnie, jeżeli mamy się nią zająć sami. Ile już osób zginęło przez te dwa wydarzenia? Osiem? To za dużo, ludzie zaczną w końcu dociekać. Wyobraź sobie panikę!

Przytaknął w roztargnieniu głową, zanim zorientował się, że już na niego nie patrzy.

— Okej, zgadzam się, panika mogłaby być katastrofalna. Może jednak najwyższy czas zacząć informować ludzi o świecie, w którym żyją?.

Fumiko wzruszyła ramionami.

— To ponad moje siły, Eguchi-san.

Patrzył przez okno, jak wokół nich rozrastało się miasto, a starożytne świątynie i nowoczesne biznesy wymieszały się w jedyny sposób, z jakiego znane było Kioto. Jak bardzo pasowałoby to do biznesmena pośród starego miasta – jeżeli obcował z onim, to gdzież nie lepiej? Przeszłość i teraźniejszość zostały splecione aż do szpiku kości starej stolicy.

— Zanim wygnałeś go wygnałeś, tengu coś przed tym powiedział. — powiedziała Fumiko.

— Wiele rzeczy powiedział, Tanaka-san.

— Racja. Jednak coś, co obiło mi się o uszy, jak nazwał ludzi "kegare", a nie jest znane mi takie słowo.

— Jego dosłowne znaczenie to zhańbienie bądź zanieczyszczenie, jednak w Shinto ma ono inne.

— Jakie?

— Duchowe zepsucie. Stagnacja. Rozmnażanie choroby na poziomie duszy. To nie jest moralne zepsucie, które odnosi się do grzechu lub zmazy czyjejś duszy z czyjegoś działania. To naturalna reakcja na amoralne, nienaturalne siły. Zatem może ktoś szukać przebaczenia za występki kogoś innego i nadal mieć w sobie kegare; nadal będą splamieni przez swoje działania. Rozumiesz?

— Nie w kontekście całej ludzkiej rasy, jak ten ptak zasugerował.

— Kegare należy zaleczyć odpowiedzialnością ludzką poprzez rytuały oczyszczenia. Częstą alegorią stosowaną w Shinto jest, że stojący zbiornik może stać się zastojem, źródłem infekcji, czy miejscem rozmnażania się owadów niosących plagę. Jednakże, płynąca woda jest przejrzysta, jest czysta. Tengu nazwał ludzkie społeczeństwo zastojem zbiornika.

Przez chwilę Fumiko siedziała milcząc, przez co nie potrafił ocenić jej humoru, gdyż była od niego odwrócona. Aż nagle znowu powiedziała.

— Jak wygląda oczyszczenie całego społeczeństwa?

— W głowie tengu tsunami byłoby odpowiednie. — powiedział Kaito.

Z ust agentki wydało się ciche westchnięcie, zanim je stłumiła. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy.

— Czy yokai byłby zdolny do czegoś takiego?

— Dosłownie? Bardzo w to wątpię, morza są o wiele potężniejsze, niż żaden yokai. Ale metaforycznie? Przetarcie szlaków? Możliwe. Jest wiele krain poza tą i są wypełnione różnymi yokai.

Fumiko znowu zamilkła, oczy zwróciła ku dole, a następnie powiedziała.

— Ludobójstwo?

Teraz była kolej Kaito, aby wzruszyć ramionami.

— Zarówno oni na górze Ibuki i tengu wspomnieli, że krainy przemijają, ponieważ twierdzili, że magia się załamuje. Nie wiem, co mieli na myśli, jednak jeżeli wszystkie yokai i oni nie będą mieli domu i będą zmuszeni szukać gdzieindziej nowego, to na obecny stan nie ma wystarczającego miejsca w Japonii.

Fumiko zadrgała.

— Zgadzam się, to nie jest zbyt przyjemna myśl, — powiedział. I ty twierdzisz, że nic nie wiesz o przemijającej magii, Dozorco. pomyślał sobie.

W końcu kierowca się odezwał.

— Zbliżamy się pod adres.

— Jakieś słowa od oddziału reagowania? — zapytała Fumiko.

— Brak. Zgłosili, że budynek został ewakuowany i zamierzają zabezpieczyć PoI, jednak nie przesłano żadnych dalszych informacji.

— Co?! To źle.

— Co to znaczy, Fumiko? — zapytał Kaito.

Odwróciła się z powrotem do niego, a jej oczy rozszerzyły się trochę, jak zwrócił się do niej po imieniu.

— Kłopoty.

Kilka minut później stali na przeciwko dziesięciopiętrowego biurowca, którego przeszklone drzwi prezentowały nietknięte i oczyszczone z ludzi lobby. Nie było śladów po aktywności Fundacji.

— Zgadza się, nic nie otrzymaliśmy, odkąd zabezpieczyli budynek, — powiedziała do telefonu Fumiko. — Nie. Myślę, że potrzebujemy teraz pełnego oddziału taktycznego. Zmobilizujcie formację operacyjną i wyślijcie ich na pozycję. Dziękuję, dyrektorze.

Jak tylko skończyła rozmawiać, Kaito spojrzał na nią. Złapała kontakt wzrokowy i wyglądała na skruszoną.

— Będziemy musieli poczekać na wsparcie.

— Nie. Zamierzam porozmawiać z nim teraz. — Ruszył w kierunku szklanych drzwi, jednak podbiegła i zagrodziła mu drogę swoimi rękoma, rozciągając je niczym blokadę.

— Musimy poczekać; nie wiemy co się tam dzieję.

— Nie wejdę do tego budynki za oddziałem twoich profesjonalnych żołnierzy, Fumiko. Wchodzę tam teraz. — Odepchnął ją na bok łagodnie, ale mocno i zaczął wchodzić po schodach do szklanych drzwi.

— Niech cię szlag.

Fumiko odwróciła się do kierowcy, który nadal siedział.

— Zostań tu i poinformuj zespół, kiedy tu przybędzie. Włączam mój transponder, żeby wiedzieli dokładnie gdzie jestem.

— Nie takie są nasze rozkazy! — krzyknął do niej, jak tylko odwróciła się, aby pobiec za Kaito do budynku.


Wheel.png

Kaito spojrzał na puste lobby. Nietknięta, wypolerowana podłoga i opuszczone stanowisko ochroniarza stały przed nim otworem. Zbliżył się do stanowiska ochroniarza i spojrzał na monitor komputera, który nadal był zalogowany i zdatny do użytku.

— Ewakuowaliście cały budynek? — zapytał znad swojego ramienia, jak tylko Fumiko weszła do lobby.

— Tak, a przynajmniej tak mi powiedziano.

— To stanowisko nie było opuszczone od dłuższego czasu, a na zewnątrz nikt się nie kręci.

Wzruszyła ramionami, jak tylko przeszła obok niego.

— To było dwadzieścia pięć minut temu, więc przypuszczam, że ktokolwiek wyszedł poszedł do domu. Jest po dwudziestej pierwszej, jak sądzę, to mało kto by tu jeszcze był.

Odwrócił się i kolejny raz rozejrzał się po lobby, po czym znowu na nią spojrzał.

— Gdzie jest twój zespół?

— Ich transpondery są w gabinecie szefa. Górne piętro.

Kaito podniósł odznakę ochroniarza, która leżała na biurku w stanowisku ochroniarza. Wszedł do windy i przytrzymał dla niej drzwi.

— Wsparcie przybędzie za kolejne piętnaście minut. — powiedziała, wchodząc do otwartej windy.

— Nie będziemy na nich czekać. — powiedział, przykładając odznakę ochroniarza do czujnika i wstukując górne piętro.

— Jaki masz plan, Kaito?

— Porozmawiać z nim, odkryć jego powiązanie z onim, znaleźć twój zespół.

— Mówisz to tak, jakby to było tak proste.

Uśmiechnął się smutnie.

— Wszystko jest proste, o ile patrzysz na to z dobrej strony.

Potrzęsła głową i sprawdziła swój karabin.

— Nie z mojego doświadczenia.

— Odpuść sobie swój strach, to jest iluzja. Wszystko się kiedyś musi skończyć.

— Cóż, wolałabym, żebyśmy jakoś nie skończyli tej nocy.

Przytaknął głową, jak tylko drzwi od windy otworzyły się na górnym piętrze. Fumiko wyszła pierwsza, przeczesując pomieszczenie z uniesionym karabinem. Kaito poszedł za nią, jednak zatrzymał się, żeby spojrzeć do góry nad nimi.

Sufit miał ponad piętnaście metrów wysokości, a na środku pomieszczenia stała duża brama torii. Korytarz za nią prowadził do wielu innych pokoi, jednak aby dostać się do gabinetu szefa, trzeba było przejść pod torii.

Podszedł do łuku z czerwono-pomarańczowego kamienia i położył na nim ręce, nadal patrząc do góry.

—Coś nie tak? — zapytała Fumiko.

— To jest prawdziwa torii, a nie żadna dekoracja. Jest bardzo stara i dobrze zachowana, jednak to dziwne zobaczyć ją w takim ułożeniu.

— Heh, racja. Nie widuje się ich w środku za często.

— Nie przypominam sobie żadnego przypadku, żeby przenieść takie do budynku. W Shinto służą one do pracy na wolnym powietrzu. Oddzielają przyziemność od świętości. Nie sądzę, żeby koncept herezji był czymś szczególnym… jednak przypuszczam, że może to być coś podobnego.

— Budda chyba nie uznałby szefa korporacji za świętego?

— No nie bardzo.

Wszedł dalej do dużego pomieszczenia, orientując się, że to kolejne lobby. Biurko recepcji stało kilka kroków od torii, chroniąc przejście do biur dyrektorów finansowych i prezesów. Ono także było puste.

Brzdęk pierścieni shakujō wybrzmiał echem po pustym korytarzu, kiedy nim przechodził. Nie było śladu po drużynie Dozorczyni.

— Gdzie są twoi ludzie?

— Są kilkadziesiąt metrów dalej tym korytarzem.

Szli dalej, zanim doszli do dużych podwójnych drzwi z plakietką z imieniem zapisanym formalnymi japońskimi literami Omoguchi Kenta, Prezes. Popchnął jedne z drzwi i westchnął.

Fumiko wbiegła za nim i krzyknęła.

— Kurwa!

Przed nimi wyłożony był pięcioosobowy zespół, wypatroszeni i obici prawie do nierozpoznawalnych kształtów. Wielu z nich miało wyrwane głowy. Zapach krwi i fekaliów był silny w dużym gabinecie prezesa.

Wzrok Kaito popłynął, jak wędrował nim po ciałach, zanim jego uwagę przykuł ruch na końcu pomieszczenia.

Z osobistej łazienki wyszedł Japończyk w średnim wieku ubrany w drogi garnitur, wycierając ręce w ręcznik. Kaito dostrzegł, że biały ręcznik był poplamiony czerwienią.

— Co to jest? — powiedział Kaito po japońsku.

— Wchodzicie do mojego budynku bez autoryzacji i masz czelność mnie pytać o to? — powiedział mężczyzna po angielski. — Bez dwóch zdań korporacyjni szpiedzy. Albo terroryści.

Podszedł do swojego biurka i wrzucił zakrwawiony ręcznik do rąk do małego kosza na śmieci, po czym stanął przed nim i nieznacznie oparł się o nie.

— Jesteś Kenta Omoguchi? — zapytała Fumiko. — A jebać to! Co im zrobiłeś?

— Weszli machając tymi swoimi pistoletami… Bałem się o swoje życie. — Uśmiechnął się mężczyzna.

— Więc zabiłeś ich gołymi rękoma? — zapytał Kaito.

— Zgadza się, nie ukazali mi prawowitego szacunku, kapłanie.

Fumiko wymierzyła swoim karabinem w Omoguchiego.

— Ty skurwysynie!

Kaito dotknął jej ramienia i szepnął.

— Nie, musimy wiedzieć co się tutaj stało.

— Jestem królem. Nie odpowiadam włóczącym się kapłanom, czy paramilitarnym agentom mrocznych organizacji.

Kaito zaczął pytać o co mu chodzi, jednak jego uwagę skupił odgłos rozrywanego garnituru przy szwach. Jego ciało rosło, rozrywając materiał, a następnie jego bladą skórę, ujawniając wysokiego na dwa i pół metra rogatego wojownika oni. Zrzucona skóra plasnęła niechlujnie o kafelkową podłogę, rozlewając kałuże krwi wokół siebie.

Oni miał jasnoniebieską skórę, trzy rogi wyrastające z jego czoła i usta pełne kłów. Jego oczy świeciły się na czerwono w słabo oświetlonym biurze. Nosił płaszcz oleiście zielonych łusek, jako zbroję na jego szorstkim ciele.

Kaito rozejrzał się wokół i zobaczył światło uciekające z pomieszczenia, a nad podłogą zaczęła unosić się mgła przesłaniająca martwych agentów. Powietrze robiło się zimniejsze. Oni sięgnął na swoje lewo i wyciągnął dużą naginatę z migoczącego powietrza.

Kim jesteś, by przychodzić na mój teren i oczekiwać odpowiedzi, hōrō-sha?

Kaito chwycił swoje shakujō i na czubku laski umieścił ofudę.

— Jak ci na imię, demonie?

Shuten-dōji.

Usta Kaito otworzyły się szeroko, przez chwilę był zmieszany.

— Co? — zażądała odpowiedzi Fumiko.

Twój kapłan słyszał o mnie! — zaryczał oni, po czym po pomieszczeniu rozległ się grzmiący śmiech. — Cóż mogę powiedzieć? Od zawsze lubiłem sake.

Fumiko udało się prawie zadać kolejne pytanie, jednak została odrzucona do tyłu po tym, jak ostrze naganity uderzyło przed nią o podłogę. Po uderzeniu powstała fala uderzeniowa, jednak shakujō Kaito odbiło jej siłę, a dzwonek zabrzmiał, jak tylko zadziałała ofuda.

Żadnych więcej pytań! — zawołał oni, rzucając się na niego.

Kiedy ostrze naganity ruszyło w kierunku Kaito, wypowiedział kotodamę i odskoczył na swoje prawo. Ostrze odbiło się od siły jego słów i wybiło się ponownie na podłogę, krusząc płytki i powodując, że kawałki zbombardowały ciało Kaito. Poczuł płonące cięcia wzdłuż swoich policzków i ramion wiedząc, że zacznie stamtąd płynąć krew.

Zamachnął się swoim shakujō i z ciężkim, głuchym odgłosem uderzył przedramię oniego. Oni zaryczał i chwycił go. Wielka dłoń owinęła się wokół wyciągniętej ręki Kaito, a z zaciśniętej pięści oniego wydobył się wielki błysk światła. Na piersi Kaito rozbryzgła się niebieska krew, kiedy Shuten-dōji sapnął i odciągnął swoją okaleczoną rękę. Trzy jego palce zostały zmiażdżone przez wybuch, a na dużej niebieskiej dłoni pojawiło się cięcie.

Kaito wyrzucił zużytą i poplamioną we krwi oniego ofudę. Demon upuścił wojenną włócznię i przyłożył swoją rękę do swojej piersi.

Ty pierdolony szczurze! Jak śmiałeś mnie uderzyć?!?

Kaito ruszył naprzód i wbił swoje shakujō w pękniętą płytkę przed olbrzymem. Podstawa laski zakopała się w podłodze, a ofuda na czubku zabłysła jasno, wywołując kakofonię brzęczących dzwonków. Ofuda rozbłysła białym światłem, a oni zasłonił swoją zdrową ręką oczy, klnąc po japońsku.

Kaito oparł się o nią i umieścił dwie ofudy na błyszczącej łuskowej zbroi. Pojawiło się białe światło i utworzyło serię łańcuchów, które owinęły się wokół oniego, przywiązując go do podłogi. Oni zacharczał po tym, jak jeden z łańcuchów zawiązał się wokół jego grubej szyi.

Kaito podniósł swoją laskę leżącą z podłogi, powodując, że użyta ofuda skruszyła się na jej czubku. Odwrócił się i spojrzał na Fumiko, która miała problem ze wstaniem z miejsca, z którego wybuch rzucił nią o przeciwległą ścianę. Płyta gipsowa była nad nią pęknięta w miejscu, gdzie uderzyła.

Kucnął tuż obok niej.

— Jesteś ranna?

Fumiko jęknęła i sięgnęła do niego. Podniósł ją na nogi.

— W głowie mi dzwoni, ale nie sądzę, bym miała coś złamane.

Spojrzał znad jej ramienia na dziurę, jaką po sobie zostawiła w płycie gipsowej. Również rzuciła okiem i westchnęła, po czym zaczęła jeździć rękoma po swoim ciele.

— Jezu, czy ja krwawię?

— Nie wygląda na to.

— Yamachichi?

Przytaknął, po czym odwrócił się, by spojrzeć na miotającego się oniego. Łańcuchy świeciły jaśniej, jak tylko próbował oswobodzić, zacieśniając się bardziej wokół niego.

Kaito stał przed królem oni.

— Co ty tutaj robisz? Słyszałem, że nie żyjesz.

Ludzie i te ich historyjki, bah!

— Kim on jest? — zapytała Fumiko.

— Samozwańczym królem onich, który kiedyś przyczynił się do wielu śmierci na tych terenach. Legendy głoszą, że jego głowa została odcięta od ciała przez znanego samuraja.

I tak było kapłanie. Ale nadal żyję! Moja magia jest silna.

— Po co przebieranki? Po co udawać bycie człowiekiem?

Władza. Czy to nie zawsze chodzi o władzę? Potrzebowałem środków i wpływu do przeprowadzenia moich kolegów yokai z powrotem do budzącego się świata.

— Powiedz mi o przemijających krainach i dlaczego szukasz tutaj schronienia?

Zapytaj swoją koleżankę.

Kaito spojrzał na Fumiko, która kręciła swoją głową.

Ona wie, oni wszyscy zresztą. Próbowali miesiącami nas łapać, oni wiedzą po co tu są. Magia przemija, kapłanie. Co mieliśmy zrobić?

— Czy on mówi prawdę? Polowaliście na yokai? — Kaito zapytał Fumiko.

— Oczywiście, przecież my to robimy! Zabezpieczamy anomalność.

Jednak nasuwa się kolejne pytanie, kapłanie. Dlaczego potrzebowali ciebie?

Kaito gapił się na Fumiko.

— Już ci powiedziałam! Nie mogliśmy znaleźć tego, co zabijało ludzi w Ine. Potrzebowaliśmy kogoś z większym doświadczeniem.

Oni znowu zaczął się śmiać, odbijając się o ściany.

Nie potrzebowali ciebie. Potrzebowali tego. — Oni patrzył wprost na shakujō Kaito.

— Co?

Fumiko z patrzenia na oniego spojrzała na Kaito i następnie podniosła swój karabin, żeby wymierzyć nim w demona. Kaito chwycił karabin i podniósł lufę w stronę sufitu.

— Nie! Powiedz mi, o co mu chodzi!

Fumiko wyrwała karabin z jego uchwytu i odwróciła się.

— Nie wiem o czym on mówi.

— Przestań kłamać, Fumiko. — powiedział spokojnie Kaito.

Odwróciła się szybko w jego stronę z wypisanym gniewem na jej twarzy.

— Ja–

Nagle dotknął jej ucha i powiedziała spokojnie i wystarczająco niewyraźnie, by nie zrozumiał jej.

— W porządku. Dziękuję, sir. — powiedziała do kogokolwiek, kto był po drugiej stronie.

— Co to? — zażądał odpowiedzi Kaito.

— Chcieliśmy twojej pomocy, to prawda.

— Ale?

— Także chcieliśmy twojej laski.

— Dlaczego? To pamiątka po mojej rodzinie, to po prostu shakujō. Mogliście je najprościej gdzieś kupić.

— Nie taką, jak ta. Nie, nie mogliśmy. — Podrapała się po skroniach albo z bólu, albo z frustracji, albo obu. Westchnęła.

— To relikt. Anomalia. Natknęliśmy się w archiwach na pewną dokumentację, która sugerowała, że jest magiczna i to przez duże M.

— Cóż to za nonsens?

— Musisz wiedzieć, że to coś więcej, niż tylko laska. To klucz.

— Do czego?

— Do krain. Do wymiarów. Do nieskończonej taumaturgicznej energii. To piorunochron na boskość, wylewa promieniowanie akiva, jakiego praktycznie nigdy nie widzieliśmy.

— Co to wszystko ma znaczyć?

— To powód twojego prostego przeganiania yokai, nie żadne amulety. Nie żadne zaklęcia… kotodamy. To laska.

— No.

— Czy kiedykolwiek spotkałeś drugiego łowcę onich, który był tak efektywny, jak ty? Czy myślałeś, że byłeś po prostu silniejszy od innych? Możesz przegnać duszę z łatwością, której załatwienie zajęłoby cały szwadron żołnierzy i taumaturgów? Spójrz co mu zrobiłeś!

Oni znowu się zaśmiał, ale nie tak głośno.

To prawda, kapłanie. Nie jesteś wyjątkowych. To rózga wykonuje całą ciężką robotę.

— Nie słuchaj tego mordercy. Posłuchaj mnie! — zawołała Fumiko.

Kaito gapił się na laskę, którą luźno trzymał w swoich rękach.

— Ma rację. Magia zawodzi. Anomalność się rozpada. Rzeczy, które znaliśmy przez tysiąclecia po prostu przestają istnieć… a niektóre z nich powodują niewielki chaos, po swoim przebudzeniu. — powiedziała, chwytając jego ramiona. — Ale co nie zawodzi, Kaito? Ty. Ta laska. Zwalczałeś demony przez dziesiątki lat i zawsze ci się udawało. Laska jest tego powodem.

— No. — szepnął. Jego ręce zaczęły się trząść.

— Tak! Ale to nie zmienia tego, co już zrobiłeś… dobrze służyłeś swoim ludziom.

— A teraz? — zapytał, zrzucając jej ręce ze swoich ramion i odwracając się od kobiety i oniego.

— Możemy coś zrobić z tą entropią, a ta laska może być podstawą do tego. Chodź z nami, pomóż nam.

Oni znowu zaczął się głośno śmiać.

On nie pracuje z Dozorcami, mała agentko. Spójrz na niego! Oczekujesz od niego, że się teraz zmieni? Załamuje się teraz pod nowym światem, jaki odkrył!

— Zamknij się!

Oni warknął, a pomieszczenie zrobiło się ciemniejsze. Kaito rozpaczliwie rozejrzał się wkoło. Ściany biura zniknęły i zostały zastąpione przez czerwoną mgłę i umierające drzewa.

Rozejrzyj się, kapłanie! Krainy giną, a my przejmiemy wasze miejsc w budzącym się świecie.

Kaito odwrócił się w kierunku króla oni na czas, żeby zobaczyć świecące łańcuchy jak przyciemniają się, po czym pękają z trzaskiem podobnym do wystrzelenia pocisku. Łańcuchy duszy upadły na ziemię migocząc, a następnie gasnąc.

Shuten-dōji uderzył bekhendem Fumiko do mgły i zawrzeszczał.

Wezmę twoją zabawkę, zjem twoje ciało, a moi ludzie zapełnią te wyspy, niczym powódź! Lepiej się nimi zajmiemy, niż jakikolwiek człowiek. Po tym jak wszyscy zginą!

Oni zaryczał, a mgła ich okryła. Kaito ponownie spojrzał w miejsce, gdzie kiedyś była podłoga lobby, gdzie świeciłaby szarą czerwienią brama torii. Oni wciągnął ich do swojej krainy. Torii była granicą nie tego, co święte, ale innego świata.

Zza mgły wyleciało ostrze naganity wprost na pierś Kaito. Zrobił krok do tyłu i zamachnął się shakujō w ciasnym łuku, odbijając ostrze. Z oddali zadzwonił głucho dzwonek.

Uskoczył, jak tylko ostrze przeleciało pod jego stopami, a w powietrzu uderzył o grubą nasadę włóczni, łamiąc ją na pół. Zadzwonił kolejny dzwonek, tym razem głośniejszy i bliższy.

Shuten-dōji zaryczał.

Po prostu kurwa zdechnij!

Kaito zanurzył się w mgle, a kiedy to zrobił, cicho wyrecytował wiersz po japońsku:

Płynące rzeki wody
przynoszą wszystko do morza
Ja także, muszę iść.

Mgła rozeszła się, a oni prychnął przez swoje wielkie zakrwawione kły. Wyciągnął do niego swoje ręce, jedną zdrową i drugą okropnie okaleczoną.

Kaito skręcił w biegu, prześlizgując się pomiędzy dwoma potwornymi rękami i uderzył shakujō mokrą ziemię krainy oniego. Wokół nich rozbrzmiał dzwonek, a białe światło ogarnęło oniego, po tym, jak niebiesko-białe płomienie pokryły ziemię i jego nogi. Oni cofnął się, krzycząc i rozpaczliwie walcząc z płomieniami. Kaito zamachnął się swoją laską i uderzył Shuten-dōjiego w twarz.

Po ciele i twarzy Kaito rozbryzgnęła się niebiesko-czarna maź, oślepiając go. Król oni krzyczał w bólu i desperacko rzucił się na niego, uderzając Kaito w klatkę piersiową i posyłając go na zimną ziemię.

Kiedy już mógł otworzyć o odrobinę swoje oczy, zobaczył światło wracające do przestrzeni, ściany stapiające się na swoje miejsce i prawie wklęsłą głowę Shuten-dōjiego, gapiącego się na niego. Ze zniszczonego gardła króla oni wydobył się świszczący oddech, gdyż miał problem z mówieniem. Nagle oni skupił swój wzrok na jego twarzy swoim jednym zdrowym okiem i jęknął:

Nie… przeminę…

Klatka piersiowa Shuten-dōjiego targana była przez bolesne kaszlenie, powodując, że z jego ust wylewało się więcej niebieskiej mazi. Wydał z siebie słabe, mokre westchnięcie, po czym zamilkł. Pierś bestii przestała się unosić, a światło w jego oku zgasło, jak tylko robiło się jaśniej w pomieszczeniu. Kaito odwrócił swój wzrok.

Kaito trzymał shakujō wzdłuż swojej piersi, leżąc płasko na swoich plecach. Z każdym oddechem z boku czuł ostry ból, a także smak krwi. Miał problem z podniesieniem szyi, żeby mógł spojrzeć na laskę.

Cóż, spójrz na mnie teraz. Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć o swojej mocy? Przydałaby mi się wtedy pomoc.

Ktoś do niego biegł; ledwo co mógł rozpoznać Fumiko w swoim oszołomieniu.

Wszystko się przyciemniło, jak tylko zamknął swoje oczy.



<KONIEC LOGU>
Wróć do głównego dokumentu, aby zobaczyć powiązane materiały.


O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License