Jeśli uczestniczysz w tworzeniu wiki od jakiegoś czasu, to zauważyłeś pewnie, że Wikidot nie jest najlepszą stroną w Internecie, co więcej — niektórzy mogą uznać, że Wikidot ssie. Od problemów z logowaniem, przez duplikowanie się ocen, aż po utratę tekstów, w które włożyło się pot i łzy przez losowe problemy z siecią — lista grzechów Wikidota wydaje się dosyć spora. Ten poradnik powstał w celu oszczędzenia bólu istnienia, jaki wywołuje w młodych pisarzach, korzystanie z tej strony.
Poniżej znajdziesz listę alternatyw dla pisania szkiców na sandboksie. Należy jednak pamiętać, że sandboks jest potrzebny do procesu krytyki prac na forum i testowania niestandardowego formatowania, więc nie ma co od razu otwierać szampana i usuwać swojego istniejącego sandboksa. Przed skorzystaniem z któregoś z tych rozwiązań warto też zapoznać się z składnią wiki.
Table of Contents
|
Visual Studio Code + FTML/Wikidot Workshop
Co to ten Visual Studio Code?
Visual Studio Code (VSC) to w skrócie edytor tekstowy z bajerami dla programistów, tworzony przez Microsoft, dostępny na wiele różnych systemów operacyjnych, który do tego nie zajmuje całej masy miejsca na dysku, a więc powinien być najlepszym wyborem dla większości.
Co interesuje nas w tym edytorze najbardziej, to możliwość instalacji pluginów, które rozszerzają jego możliwości. Takim pluginem jest właśnie FTML/Wikidot Workshop, który dodaje trochę przydatnych opcji dla osób piszących artykuły na wiki. Poszczególne funkcjonalności tego plugina zostały opisane w następnym podrozdziale.
Najnowszą wersję VSC można pobrać tutaj. Jeśli macie trudności z instalacją, dajcie znać w dyskusji pod poradnikiem.
Instalacja dodatku FTML/Wikidot Workshop

Ikony wspomniane w tekście, polecam otworzyć zdjęcie w nowej karcie dla lepszej widoczności
Masz VSC? Git. Teraz przygotujemy go sobie do pisania skipów. Nie panikuj, jeśli przerażają cię te wszystkie zakładki i przyciski, które robią nie wiadomo co.
Po lewej stronie okna masz pasek z różnymi ikonkami, kliknij tę, która wygląda jak cztery kwadraciki, z czego jeden ktoś zabrał (Fig. 1) lub użyj skrótu Ctrl+Shift+X. Otworzy ci się wtedy obok lista dodatków, które VSC poleca ci pobrać, jednak są one dla nas w tym przypadku bezużyteczne. Nad listą masz pole do wpisywania tekstu, wpisz tam FTML, a jako jedyny wynik powinien pokazać ci się dodatek FTML/Wikidot Workshop. Kliknij przycisk Install znajdujący się obok jego nazwy i za chwilę będziesz go mieć u siebie.
Najtrudniejsze już za tobą. Możesz już tworzyć pliki w formacie .ftml, .wd, .wikidot, .wj lub .wikijump i otwierając je przy pomocy Visual Studio Code, będziesz mieć dostęp do przydatnych funkcji, jakie oferuje ten dodatek:
- Kolorowanie składni
- Autouzupełnianie składni
- Podgląd formatowanie w czasie rzeczywistym
Koniec z ciągłym zapisywaniem i czekaniem na załadowanie się podglądu. Jeśli klikniesz ikonkę trzykropka w prawym górnym rogu edytora (Fig. 2), możesz włączyć podzielony widok za pomocą opcji Start new prewiew tab to the side for the current wikitextJeśli klikniesz jeszcze raz tę samą ikonkę, mając aktywne okno z podglądem, dostaniesz kilka nowych opcji, z czego najważniejsza jest opcja Toggle backend of current preview tab (ftml/wikidot), bo pozwala na zobaczenie nieco zbugowanego, ale dokładniejszego podglądu strony. Ostatecznie i tak przed publikacją warto sprawdzić stronę na sandboksie.
- Pobieranie i aktualizowanie stron z edytora
Dzięki tej opcji nie musisz już nawet patrzeć na Wikidota, żeby skopiować sobie źródło strony do tłumaczenia, czy wrzucić poprawioną wersję raportu na stronę, plugin zrobi to za ciebie, korzystając z twojego konta Wikidot.Tworząc plik, na początku strony należy wstawić następujący kod:
--- site: <adres strony> page: <nazwa strony> ---
Jako adres strony musisz wstawić adres w formie scp-pl.wikidot.com lub krócej scp-pl, a nazwa strony to po prostu jej tytuł, chociaż większą pewność daje wpisanie końcowego fragmentu linku do pracy np. ostatnie-sosny-jesieni dla Ostatnich dębów jesieni.Następnie, żeby pobrać zawartość strony, wystarczy, podobnie jak w przypadku podglądu, kliknąć trzy kropki w prawym górnym rogu (Fig. 2) i wybrać opcję Fetch current page from Wikidot. W górej części ekranu pokaże się pole tekstowe, które poprosi cię o login i hasło do Wikidotu. W razie wątpliwości dotyczących bezpieczeństwa tego plugina możecie przejść do jego repozytorium, do którego link znajduje się poniżej i sprawdzić co dokładnie dzieje się z waszymi danymi. Logować trzeba się tylko za pierwszym razem, bo VSC zapamięta wasze konto. Żeby się wylogować, wystarczy klinknąć ikonkę ludzika w lewym dolnym rogu (Fig. 3), wybrać swoje konto i użyć opcji Sing Out.
Oprócz zawartości tej strony, w nagłówku pojawią się także dodatkowe informacje m.in. tytuł, numer wersji, tagi, stronę nadrzędną itd. Je także można modyfikować z poziomu edytora. Kiedy masz już gotową stronę i chcesz ją wrzucić na wiki, wystarczy, że po raz kolejny skorzystasz z magicznych 3 kropeczek i użyjesz opcji Push current page to Wikidot. Gratuluję, właśnie zrobiłeś coldposta.
Tutaj znajdziesz repozytorium tego dodatku autorstwa
Dodatkowe dodatki
Reszta tego działu poświęcona jest moim osobistym sugestiom w jaki sposób można polepszyć sobie pisanie w VSC.
- Zrób sobie folder na szkice
To serio ci pomoże, szczególnie jeśli masz dużo pomysłów, których nigdy nie kończysz. Możesz potem otworzyć ten folder w VSC, przechodząc do Plik > Otwórz folder… (File > Open Folder…) w lewym górnym rogu lub używając skrótu klawiszowego Ctrl+K Ctrl+O, dzięki czemu będziesz mieć dostęp do wszystkich szkiców z panelu po lewej stronie (Ctrl+Shift+E). - Zwijanie tekstu
Domyślnie tekst będzie trzymał się jednej linii, dopóki nie klikniesz Enter. Wygodniej i praktyczniej jest włączyć sobie zwijanie tekstu skrótem Alt+Z. Teraz tekst nie będzie wychodził poza widok, tylko przechodził do nowej linii. - Autozapis
Wystarczy kliknąć opcję Plik > Autozapis (File > Auto Save), żeby oszczędzić sobie kiedyś kłopotu z utratą pracy. Domyślnie plik będzie zapisywał się minutę po wprowadzeniu jakichś nowych zmian. Żeby to zmienić można wejść ustawienia skrótem Ctrl+,, wpisać u góry "Auto Save" w wyszukiwarkę i zmienić wartość Auto Save Delay na coś innego. Czas zapisywany jest w milisekundach, więc trzeba dodać kilka zer. - Tryb Zen
Dla maksymalnego skupienia możesz włączyć sobie tryb Zen Ctrl+K Z. Idealne, kiedy większość czasu, który poświęcasz na pisanie, spędzasz w rzeczywistości, czytając co się dzieje na keterowni. - Motywy
W menu dodatków możesz znaleźć też motywy, wpisując słowo kluczowe Theme. Osobiście używam domyślnego, ciemnego motywu, ale jeśli masz zamiar spędzać sporo czasu, pisząc w tym edytorze, to możesz równie dobrze znaleźć sobie taki motyw, który spełnia twoje potrzeby estetyczne. - LanguageTool
W taki sam sposób, w jaki pobrałeś dodatek do składni Wikidotu, pobierz LanguageTool for Visual Studio Code, languagetool i Polish Support for LanguageTool. Te 3 dodatki powinny pomóc ci w trzymaniu się zasad gramatyki. Niestety sprawdzanie pisowni nie działa z automatu i trzeba będzie zmienić ustawienia, ale za to działa (w przeciwieństwie do Wikidotu).
Wejdź znowu w zakładę z dodatkami i kliknij na LanguageTool for Visual Studio Code. Otworzy ci się strona tego dodatku, musisz tam kliknąć ikonkę zębatki (Fig. 4), która znajduje się trochę pod nazwą dodatku i wybrać opcję ustawień dodatku. Otworzą ci się wtedy z kolei ustawienia, w których musisz zmienić jedną wartość z en na pl.
Żeby użyć LanguageToola musisz użyć komendy Run LanguageTool. Najlepiej zrobić Ctrl+Shift+P i wpisać tam komendę. Jeśli nie chce ci się tyle pisać za każdym razem, kiedy chcesz sprawdzić pisownię, to przed wciśnięciem Enter, najedź na ikonkę zębatki przy komendzie i utwórz sobie skrót klawiszowy, który będzie ją wykonywał.
Wikitext Previewer
Wikitext Prewiever wykorzystuje dodatek FTML/Wikidot Workshop do tworzenia podglądu kodu Wikidotu w przeglądarce. Dociekliwy czytelnik może podrapać się po głowie i spytać: "Skoro mam używać przeglądarki, to czemu po prostu nie używać Wikidota?". Bo Wikidot to syf, jak ustaliliśmy na wstępie.
Wikidot Prewiever daje ci podgląd na żywo i zapisuje wszystko, co robisz, więc jest pod tym względem "bezpieczniejszy" i na pewno szybszy. Nie mogę jednak zagwarantować, że twoja praca, którą napisałeś rok temu w Wikidot Previewerze, nadal tam jest. Nie ma tam też wykrywania błędów językowych w języku polskim, czy innych bajerów dostępnych w Visual Studio Code, tak więc najlepiej używać go jako uzupełnienie do innego edytora tekstowego lub jeśli piszesz z jakiegoś powodu na urządzeniu mobilnym.
Dziękuję Manganian za podzielenie się ze mną faktem istnienia tej strony.
Notepad++
Jeśli nie lubicie aplikacji od Microsoftu (ale z jakiegoś powodu nadal używacie ich systemu), to Notepad++ może być dla was spoko opcją. Może po prostu jesteście leniwi, nie oceniam. W każdym razie zrobiłem plik UDL dla języka FTML.
Co to znaczy? Możecie go pobrać sobie stąd, po czym dodać do swojego Notepada, przechodząc do zakładki Język (Language) i wybierając ostatnią opcję ze strzałką User Defined Language > Define your language. Po prawej otworzy ci się dodatkowe okno, gdzie możesz zrobić import języka, wybierając plik, który przed chwilą pobrałeś. I gotowe. Jeśli otworzysz jakiś plik i w zakładce języka wybierzesz FTML/Wikidot, to Notepad będzie kolorował i formatował (o ile to możliwe) składnię Wikidotu.
Jest to dosyć średnie rozwiązanie, ale hej — nikt nie mówił, że leniwe rozwiązanie ma być dobre. Zawsze możesz połączyć je z wcześniej wspomnianym Wikidot Previewerem, żeby nieco poprawić swoją sytuację.
Znasz jeszcze jakąś alternatywę dla pisania szkiców na Wikidotcie?
Podziel się nią w dyskusji.
Raporty
@supports(display: grid) { :root { --sidebar-width-on-desktop: calc((var(--base-font-size) * (14 / 15)) * 19); --body-width-on-desktop: 45.75rem; } @media only screen and (min-width: 769px) { #side-bar .close-menu { display: block; position: fixed; top: 0.5rem; left: 0.5rem; width: 3rem; height: 3rem; opacity: 1; pointer-events: all; z-index: -1; } #side-bar .close-menu img { color: transparent; } #side-bar .close-menu::before, #side-bar .close-menu::after { content: ""; box-sizing: border-box; position: fixed; display: block; top: 0.5rem; left: 0.5rem; width: 3rem; height: 3rem; padding: 0; margin: 0; text-align: center; pointer-events: all; cursor: pointer; transition: opacity var(--sidebar-transition-timing); } #side-bar .close-menu::before { --mask:url("data:image/svg+xml,%3C%3Fxml version='1.0' encoding='utf-8'%3F%3E%3Csvg xmlns='http://www.w3.org/2000/svg' xmlns:xlink='http://www.w3.org/1999/xlink' id='Hamburger' x='0' y='0' baseProfile='tiny' overflow='visible' version='1.2' viewBox='0 0 32 32' xml:space='preserve'%3E%3Cpath d='M4 10h24c1.1 0 2-.9 2-2s-.9-2-2-2H4c-1.1 0-2 .9-2 2s.9 2 2 2zm24 4H4c-1.1 0-2 .9-2 2s.9 2 2 2h24c1.1 0 2-.9 2-2s-.9-2-2-2zm0 8H4c-1.1 0-2 .9-2 2s.9 2 2 2h24c1.1 0 2-.9 2-2s-.9-2-2-2z'/%3E%3C/svg%3E"); z-index: -1; background-color: var(--toggle-icon-color, rgb(var(--sidebar-links-text))) !important; -webkit-mask: var(--mask); mask: var(--mask); -webkit-mask-repeat: no-repeat; mask-repeat: no-repeat; -webkit-mask-position: 50% 50%; mask-position: 50% 50%; -webkit-mask-size: 60%; mask-size: 60%; } #side-bar .close-menu::after { z-index: -2; background-color: var(--toggle-button-bg, rgb(var(--sidebar-bg-color))) !important; border-radius: var(--toggle-roundness, 50%); border: var(--toggle-border-color, rgb(var(--sidebar-links-text))) var(--toggle-border-width, 0.25rem) solid; } #side-bar:focus-within .close-menu, #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover .close-menu { pointer-events: none; } #side-bar:focus-within .close-menu::before, #side-bar:focus-within .close-menu::after { opacity: 0; pointer-events: none; } #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover .close-menu::before, #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover .close-menu::after { opacity: 0; pointer-events: none; } #side-bar { display: block; position: fixed; top: 0; left: calc(var(--sidebar-width-on-desktop)*-1); z-index: 10; transition: left 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; height: 100%; overflow-y: auto; overflow-x: hidden; margin-top: 0; } #side-bar:focus-within { left: 0; } #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover { left: 0; } #side-bar .side-block { margin-top: 1rem; background-color: rgb(0, 0, 0, 0); border-radius: 0; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; } #main-content::before { content: ""; display: block; position: fixed; top: 0; right: 0; z-index: -1; opacity: 0; transition: opacity 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms, width 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; margin-left: var(--sidebar-width-on-desktop); background: rgba(var(--swatch-menubg-black-color), .3) 1px 1px repeat; padding-right: 0; width: 100%; height: 100vh; pointer-events: none; z-index: 99; } #side-bar:focus-within ~ #main-content::before { width: calc(100% - var(--sidebar-width-on-desktop)); opacity: 1; pointer-events: all; } #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover ~ #main-content::before { width: calc(100% - var(--sidebar-width-on-desktop)); opacity: 1; pointer-events: all; } @supports (-moz-appearance:none) and (background-attachment:local) and (not (-moz-osx-font-smoothing:auto)) { #side-bar { padding: inherit; } } #content-wrap { display: flex; flex-direction: row; width: calc(100vw - (100vw - 100%)); min-height: calc(100vh - calc(var(--final-header-height-on-desktop, 10.125rem))); flex-grow: 2; height: auto; position: relative; margin: 0 auto; max-width: inherit; } #main-content { width: 100%; position: initial; max-height: 100%; padding: 2rem 1rem; width: var(--body-width-on-desktop, 45.75rem); max-width: var(--body-width-on-desktop, 45.75rem); margin: 0 auto; } #page-content { max-width: min(90vw, var(--body-width-on-desktop, 45.75rem)); } @supports (-webkit-hyphens:none) { #side-bar { transition: left 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms, padding-right 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms, background-color 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; padding-right: 0; background-color: rgb(0, 0, 0, 0); pointer-events: all; overflow-x: visible; overflow-y: visible; z-index: 999; } #side-bar::-webkit-scrollbar { opacity: 0; -webkit-transition: opacity 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; transition: opacity 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; } #side-bar .close-menu::before { z-index: 999; } #side-bar .close-menu::after { z-index: 998; } #side-bar:hover .close-menu::before, #side-bar:hover .close-menu::after { opacity: 0; } #side-bar:hover { left: 0; background-color: rgba(var(--swatch-menubg-color), 1); padding-right: 0; } #side-bar:hover::-webkit-scrollbar { opacity: 1; } #side-bar:hover~#main-content::before { width: calc(100% - var(--sidebar-width-on-desktop)); opacity: 1; pointer-events: all; } } } }
Przewidywana Data Neutralizacji: 08.12.2301 r.

SCP-PL-001
Specjalne Czynności Przechowawcze: Z uwagi na walory historyczne oraz załugi sir Sigmunda Charlesa Parkera w kształtowaniu się współczesnych badań nad obiektami anomalnymi, SCP-PL-001 powinien być przechowywany w siedzibie głównej CR&N Solutions jako eksponat do wglądu każdego pracownika firmy, wraz z biografią S.C. Parkera. Eksponat należy zabezpieczyć przed nieautoryzowanym użyciem.
Specjalne Czynności Neutralizacyjne: Byt, zidentyfikowany przez Międzynarodowy Instytut Badań ds. Eschatologii jako dusza S.C. Parkera, zostanie wyegzyrcozmowany z SCP-PL-001 przez kwalifikowanego agenta MIBE pod nadzorem niezależnego obserwatora Komisji Etyki ONZ, a sam eksponat powróci na swoje miejsce w siedzibie SC&N Solutions.
Opis:
Dodatek:
Identyfikator podmiotu: SCP-PL-198
Klasa podmiotu: Bezpieczne
Specjalne Czynności Przechowawcze: Każdy pracownik Fundacji odwiedzający SCP-PL-198 we śnie powinien natychmiastowo po przebudzeniu zapisać swoje doświadczenia oraz zgłosić się do Dowódcy Mobilnej Formacji Operacyjnej Pi-9 "Przebudzeni". W celu zachowania poufności obiektu, wszystkie środki komunikacji powinny być filtrowane pod względem opisów SCP-PL-198, a osoby pamiętające obiekt powinny być przesłuchane i wystawione na działanie środków amnezyjnych klasy A.
Opis: SCP-PL-198 to lokacja o niepotwierdzonym istnieniu pojawiająca się w nieokreślonych odstępach czasu w snach wszystkich ludzi, niezależnie od kultury, systemu moralnego, czy wierzeń. Nie udało się jak do tej pory ustalić żadnych szczególnych czynników determinujących szansę pojawienia się SCP-PL-198 w śnie, jednak możliwe jest syntetyczne odwzorowanie lokalizacji ze wspomnień, więcej w dokumentach MFO Pi-9.
Wszystkie marzenia senne zawierające SCP-PL-198 rozpoczynają się od widoku wysokiego budynku stojącego pośrodku niezidentyfikowanej piaszczystej pustyni, do którego obserwator zbliża się w tempie chodu. Budynek zdaje się wykonany z prostych materiałów, prawdopodobnie wysuszonej gliny, jednak jego kształt jest niemożliwie precyzyjny, stanowi idealny prostopadłościan, nie ukazujący śladów degradacji. W budowli znajduje się jedynie jeden otwór, przez który obserwator wchodzi do środka. Następnie śniący dokonuje eksploracji budowli, porusza się po wysokich, słabo oświetlonych pomieszczeniach, zbudowanych w przemieszanych stylach architektonicznych, nie posiadających żadnego wyraźnego celu. Każde z pomieszczeń posiada wiele sposobów jego opuszczenia, można poruszać się zarówno w kierunku pionowym, jak i poziomym. Z perspektywy obserwatora ta część snu wydaje się trwać około 30h, jednak po przebudzeniu większość osób pamięta jedynie fragmenty. Raport z eksploracji SCP-PL-198 można znaleźć w dokumentach MFO Pi-9.
Opis SCP-PL-198 jest subiektywny, jednak wśród wszystkich osób doświadczających fenomenu przejawia się zawsze uczucie zaniżenia wartości własnego życia, przygnębienie, a rzadziej strach. Uczucia te wynikają wyłącznie z faktu obserwowania SCP-PL-198, obserwatorom podczas snu nigdy nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo.
W większości przypadków doświadczenie SCP-PL-198 nie ma żadnych negatywnych skutków na zdrowiu psychicznym obserwatora, sporadycznie osoby obserwujące obiekt doznają kryzysu na tle wiary lub wartości, jednak można temu zapobiec podając takim osobom środki amnezyjne.
Dodatek:
-
- _
Odkrycie SCP-PL-198
Prekursorem projektu jest dr Ostracki, który doświadczył pierwszego udokumentowanego przypadku wystąpienia SCP-PL-198 w 2015 roku, jednak oficjalnie Fundacja zainteresowała się nim dopiero w 2018, kiedy doktor zaprezentował swojemu przełożonemu dokumenty sugerujące szersze występowanie SCP-PL-198, które zebrał we własnym zakresie.
Aktualnie dr Ostracki nadzoruje projekt SCP-PL-198 i zajmuje się wyszukiwaniem osób, które doświadczyły SCP-PL-198. Udokumentowano do dzisiaj ponad 150 przypadków, jednak przewiduje się, że liczba ta jest znacznie większa.
-
- _
Mobilna Formacja Operacyjna Pi-9 "Przebudzeni"
Aby dokonać klasyfikacji SCP-PL-198 jako obiektu anomalnego, należało uzyskać rzetelne dowody na występowanie podobieństwa między snami. W tym celu powołano pierwszą polską Mobiną Formację Operacyjną zajmującą się psioniką, Pi-9, kryptonim "Przebudzeni". Z ich pomocą udało opracować się sposób na ponowne odtworzenie snów zawierających SCP-PL-198 i na stałe przypisano ich do projektu. Oprócz tego zajmują się także stale wyszukiwaniem nowych potencjalnych anomalii sennych, mogących mieć jakiś związek z SCP-PL-198.
-
- _
Procedura "Sieć Hypnosa"
Procedura wykorzystująca energię psioniczną do odtworzenia wspomnień i marzeń sennych osób o niskiej wytrzymałości psionicznej
-
- _
Raport operatora Mikołaja K.
« SCP-PL-197 | SCP-PL-198 | SCP-PL-199 »
Identyfikator podmiotu: SCP-PL-151
Klasa podmiotu: Euclid
Specjalne Czynności Przechowawcze: Wszystkie transmisje SCP-PL-151, za wyjątkiem serwisu strumieniującego Fundacji, powinny być blokowane, aby zapobiec dekonspiracji. W mediach powinna zostać umieszczona również informacja o tym, że audycja jest wytworem fikcji.
Trwa śledztwo w sprawie identyfikacji "Producentów".
Opis: SCP-PL-151 to program telewizyjny dokumentujący pracę oraz życie dwóch mężczyzn określających siebie mianem "Oswajaczy Anomalii". Program pojawia się od kwietnia 1999 roku na kilku stacjach o tematyce popularnonaukowej, a od 2007 roku jego odcinki można znaleźć również na wielu serwisach strumieniujących filmy. Do dnia dzisiejszego wyemitowanych zostało 20 sezonów programu, każdy po 16 odcinków o długości ok. 20 minut.

SCP-PL-151-2 patrzący na wybuch, podczas gdy operator kamery wykonuje unik.
Poza głównymi bohaterami serialu (dalej oznaczonymi jako SCP-PL-151-1 oraz SCP-PL-151-2) w jego produkcji biorą udział operator kamery i realizator dźwięku, którzy starają się nie ingerować w przebieg wydarzeń, chyba że są bezpośrednio wystawieni na niebezpieczeństwo. Dodatkowo SCP-PL-151-1 odbył rozmowę telefoniczną z "Producentami" w 15 odcinku 3 sezonu, podczas której próbował wynegocjować większe wynagrodzenie za pozwolenie na nagrywanie ich pracy1.
SCP-PL-151-1 i SCP-PL-151-2 nie posiadają stałych imion, zamiast nich posługują się rymującymi się2 pseudonimami, które zmieniają się w każdym odcinku. Mimo licznych konfliktów3, mężczyźni wydają się utrzymywać ze sobą przyjacielskie relacje. SCP-PL-151-1 jest widocznie starszy od swojego współpracownika i w wywiadach na osobno określa się "mózgiem zespołu", wykazał się sporą wiedzą na temat anomalii oraz często opowiada historie z nimi związane4. SCP-PL-151-2 jest małomówny, przez co niewiele o nim wiadomo. W zespole spełnia rolę pomocnika SCP-PL-151-1, zdobywając dla niego potrzebne do wykonania danego zadania narzędzia. Jego cechą charakterystyczną jest to, że w żadnym z odcinków nie nosi podkoszulka.
W trakcie trwania programu podmioty wielokrotnie zwracają uwagę na próby zabezpieczenia, wypowiadając wulgaryzmy i groźby skierowane w stronę Fundacji, jej pracowników oraz ich [ZREDAGOWANO].
Odkrycia SCP-PL-151 dokonał Dr Bojczewski, podczas nocnej zmiany 17 maja 2001 roku. Anomalną naturę transmisji odkrył dopiero miesiąc później, kiedy podczas jednego z odcinków podmioty złapały inny obiekt5, który uciekł z Ośrodka ██, a nad którym doktor prowadził badania.
Fundacja jest w posiadaniu cyfrowych kopi wszystkich odcinków SCP-PL-151. Dostęp do nich mają pracownicy z poziomem upoważnienia 2 lub wyższym.
Dodatek:
« SCP-PL-150 | SCP-PL-151 | SCP-PL-152 »

SCP-PL-119
Identyfikator podmiotu: SCP-PL-119
Klasa podmiotu: Bezpieczne
Specjalne Czynności Przechowywawcze: SCP-PL-119 zabezpieczono na miejscu, z powodu nieudanej próby przeniesienia jednej z części instalacji, która utraciła swoje zdolności anomalne. Obiektu strzeże dwóch nieuzbrojonych ochroniarzy Fundacji, zakonspirowanych jako zagraniczni biznesmeni, którzy odkupili mieszkanie od ostatniego właściciela.
Opis: SCP-PL-119 to okno balkonowe znajdujące się na 4 piętrze bloku mieszkalnego. Obiekt jest pomalowany białą farbą olejną i został zamontowany najprawdopodobniej przez pierwszego właściciela mieszkania, gdyż żadne inne mieszkanie nie posiada balkonu zamkniętego. SCP-PL-119 nie wykazuje anomalnej odporności na uszkodzenia i ulega eksploatacji, tak jak zwykłe drewniane okno.
SCP-PL-119 manifestuje swoje anomalne właściwości, kiedy jakakolwiek osoba zacznie obserwować przez obiekt świat zewnętrzny. Po dłuższym czasie obserwator zacznie zgłaszać występowanie halucynacji wzrokowych. Czas potrzebny do wywołania manifestacji zależy od samopoczucia, wieku, stanu zdrowia, stanu majątkowego, stanu cywilnego, wyznania oraz osobowości obserwatora. Dla przeciętnego pracownika personelu klasy D czas ten wynosi ok. 13 minut. Omamy zwykle przedstawiają indywidualne wyobrażenie życia pośmiertnego.
Podczas manifestacji obiektu testerzy zgłaszali także obecność postaci osób bliskich, które zmarły. Udało się ustalić, że postaci są jedynie odzwierciedleniem wspomnień obserwatora i nie pojawiają się więcej po użyciu środków amnezyjnych. Obserwatorzy opisują postaci jako "czekające na nich". Zbyt długie wystawienie na działanie obiektu może doprowadzić do pogorszenia zdrowia obserwatora, który będzie starał się dokonać próby samobójczej.
Obiekt został odnaleziony po śmierci Mateusza K███████████. Agent, który podczas badania miejsca zdarzenia uległ efektowi anomalnemu SCP-PL-119, zgłosił ten fakt Fundacji, która przejęła sprawę. W trakcie dochodzenia z działaniem obiektu powiązano kilkanaście spraw nagłego wystąpienia choroby psychicznej oraz samobójstwa. Więcej informacji w Dodatku.
Dodatek:
Alfred B████████ był pierwszym właścicielem mieszkania w którym zainstalowany jest obiekt. Mimo iż mężczyzna prawdopodobnie sam zamontował SCP-PL-119, zdawał się nie być świadomym jego anomalii.
Długo zwlekałem z tą decyzją, męczyłem się myślami, nie jadłem, wstawałem w nocy, a jak już spałem to o tym śniłem. Myśli doganiały mnie wszędzie - na spacerze, w bibliotece, parku i aptece, a szczególnie tutaj na balkonie. Trzeci raz zaczynam pisać ten list, który ma być pożegnaniem, ale i prośbą o zrozumienie i wybaczenie. Kiedyś się Tam zobaczymy, wtedy będę mógł wam wszystko wyjaśnić osobiście.
Przykro mi, że to wszystko runie na was tak szybko, ale wiem że próbowałybyście mnie powstrzymać. Nie dziwię się wam i nie chcę waszego cierpienia oraz łez, ale nie chcę też trwać jak teraz, nie mogę. Proszę was, żebyście się tym nie zamęczały, nie mówiły: "Mogłyśmy poświęcać Tacie więcej uwagi, to nasza wina, że zostawiłyśmy go samego w takiej chwili".
To nie jest chwila. To wszystko, co w chwili kiedy to piszę ma się dopiero wydarzyć, jest świadomym wyborem, moim wyborem, którego konsekwencję poniosę ja sam.
To nie jest wasza wina, wzbierało się to we mnie od dłuższego czasu, odkąd waszą mamę zabrała choroba. Umarło coś we mnie, można też powiedzieć, że coś zrozumiałem, może oszalałem. Zwyczajnie straciłem nadzieję, przestały mnie cieszyć małe rzeczy, musiałem was okłamywać, żeby was nie martwić. I wiem, że ta logika może być pokrętna i głupia, ale w nią wierzę, nawet teraz. Już się nie zmienię.
Patrzę teraz przez szybę i myślę o tym, jak Tam będzie. Nadal się waham, ale sam sobie już powiedziałem, że wybór został podjęty. Znacie mnie, wasza matka zawsze rozpowiadała, że "jak się czegoś uprę to już nie ma rady". Nie chcę z tym zwlekać, ale z każdą sekundą pojawiają się nowe obawy, które zaraz rozmywam powtarzając: "Tam nie będę się o to martwił. Tam będzie mi lepiej. Tak będzie lepiej dla mnie, dla was i dla wszystkich". Może to błahe pocieszenie, ale mi wystarcza. Nigdy nie miałem w sobie duszy romantyka, wasza mama czasami mi to wypominała.Nie wiem właściwie, czy wiele zrozumiecie z tego co tu napisałem, trochę się denerwuję i trudno mi składać zdania. Nie denerwuje się jednak, że mam Tam przejść, bardziej boje się waszej reakcji. Dlatego wystarczy mi, żebyście posłuchały mojej prośby, proszę was tylko o to.
Widzę waszą matkę. Czeka Tam na mnie. Chyba mnie zobaczyła. Macha do mnie, a ja do niej. To już. Tutaj skończę, muszę przejść na Drugą Stronę.
Rodzina Weroniki S█████████ wprowadziła się do mieszkania 2 lata po śmierci pierwszego właściciela. W międzyczasie mieszkanie było niezamieszkałe, gdyż rodzina zmarłego zdecydowało się go nie wynajmować.
Mamo, Tato: przepraszam.
Ja już tak nie mogę. Nie mogę znieść jak wszyscy się ze mnie naśmiewają, nie chcę żeby ze mnie się naśmiewali. Słyszałam jak się z tego powodu kłócicie. Nie chcę być dla wszystkich problemem.
Ostatnio jedyne co sprawia mi przyjemność to samotność, chcę być sama Tam. Chcę mieć spokój od wszystkiego, chcę żeby wszyscy spokój ode mnie. Nie martwcie się o mnie, dobrze?
Widziałam jak Tam jest. Tak jak u babci w wakacje - ogródek z sadem, niedaleko lasek. Słońce nie razi w oczy, nawet wiatr wieje tak samo, szumiąc liśćmi. Babci nie widziałam, ale czułam że tam była. Pewnie poszła do Pani Marzeny, w wakacje też z nią chodziłam. Pani Marzena zawsze miała sporo kotów, dawała mi je głaskać.
To nie jest aż tak wysoko, trawa jest miękka. Co najwyżej pobrudzę dżinsy. Jak wtedy, gdy bawiliśmy się w chowanego, a ja wyszłam na dwór przez okno. Całkiem jak wtedy.
Przepraszam jeśli pobrudzę dżinsy.
Mateusz K████████ wynajął mieszkanie wraz z dwoma innymi osobami trzy miesiące przed zabezpieczeniem go przez Fundację. Pozostali lokatorzy są pod obserwacją psychologa, na wypadek gdyby ulegli oni efektowi obiektu.
Jak wrócicie z imprezy i to znajdziecie to pewnie mnie już nie będzie. Przekażcie ten list mojemu ojcu. Dużo we mnie włożył czasu i pieniędzy, należą mu się chociaż wyjaśnienia.
Trudno mi właściwie wytłumaczyć dlaczego. Nie wiem, czy pamiętasz taką dziewczynę - Weronikę. Jej mama była u nas w radzie rodziców w gimnazjum, razem z naszą. Chyba nawet razem jeździłeś z nią i mamą po jakieś tam balony na Andrzejki.
W drugiej klasie, gdzieś w środku roku, zniknęła. Wychowawczyni powiedziała nam, że wyprowadziła się do innego miasta, ale poszła plotka, że się zabiła. Skoczyła z okna, żeby być dokładniejszym.Nikt o tym potem już nie mówił, bo było dosyć niezręcznie. Kilka osób się nad nią znęcało, nie pamiętam już właściwie z jakiego powodu. Ja nie chciałem mieć z tym nic wspólnego, ale widziałem codziennie jak coś jej robią. Było mi jej żal, ale z drugiej strony nie mogłem nic zrobić. Gdyby zgłosił to nauczycielowi, to chłopaki nie chcieli by zapraszać mnie na imprezy. Nawet jakbym zrobił to anonimowo mogłoby się komuś innemu oberwać.
Starałem się o wszystkim zapomnieć i nawet mi się udało. Teraz ostatnio przypomniało mi się jak zobaczyłem ją przez okno. Mogą mi wmawiać, że zwariowałem, ale jestem pewien, że to ona. Najpierw stała gdzieś tam na chodniku, patrzyła się centralnie w nasze okno, kiedy rozwieszałem pranie. Widziałem ją coraz częściej, coraz bliżej. Teraz stoi tuż za oknem, patrzy się na mnie jak piszę.
I się uśmiecha. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby się uśmiechała.Nic nie mówi, ale wiem czego chce. Należy jej się, za to czego nie zrobiłem. Przepraszam jeśli cię rozczaruję, Tato.
« SCP-PL-118 | SCP-PL-119| SCP-PL-120 »
Opowiadania
- ...
- Wystawa "Toy 07/11"
- Konferencja Liderów Medycyny Altnormalnej
- Plaga
- ...
- Ja
- Czwartowymiarowy Patrol (Rewrite)
@supports(display: grid) { :root { --sidebar-width-on-desktop: calc((var(--base-font-size) * (14 / 15)) * 19); --body-width-on-desktop: 45.75rem; } @media only screen and (min-width: 769px) { #side-bar .close-menu { display: block; position: fixed; top: 0.5rem; left: 0.5rem; width: 3rem; height: 3rem; opacity: 1; pointer-events: all; z-index: -1; } #side-bar .close-menu img { color: transparent; } #side-bar .close-menu::before, #side-bar .close-menu::after { content: ""; box-sizing: border-box; position: fixed; display: block; top: 0.5rem; left: 0.5rem; width: 3rem; height: 3rem; padding: 0; margin: 0; text-align: center; pointer-events: all; cursor: pointer; transition: opacity var(--sidebar-transition-timing); } #side-bar .close-menu::before { --mask:url("data:image/svg+xml,%3C%3Fxml version='1.0' encoding='utf-8'%3F%3E%3Csvg xmlns='http://www.w3.org/2000/svg' xmlns:xlink='http://www.w3.org/1999/xlink' id='Hamburger' x='0' y='0' baseProfile='tiny' overflow='visible' version='1.2' viewBox='0 0 32 32' xml:space='preserve'%3E%3Cpath d='M4 10h24c1.1 0 2-.9 2-2s-.9-2-2-2H4c-1.1 0-2 .9-2 2s.9 2 2 2zm24 4H4c-1.1 0-2 .9-2 2s.9 2 2 2h24c1.1 0 2-.9 2-2s-.9-2-2-2zm0 8H4c-1.1 0-2 .9-2 2s.9 2 2 2h24c1.1 0 2-.9 2-2s-.9-2-2-2z'/%3E%3C/svg%3E"); z-index: -1; background-color: var(--toggle-icon-color, rgb(var(--sidebar-links-text))) !important; -webkit-mask: var(--mask); mask: var(--mask); -webkit-mask-repeat: no-repeat; mask-repeat: no-repeat; -webkit-mask-position: 50% 50%; mask-position: 50% 50%; -webkit-mask-size: 60%; mask-size: 60%; } #side-bar .close-menu::after { z-index: -2; background-color: var(--toggle-button-bg, rgb(var(--sidebar-bg-color))) !important; border-radius: var(--toggle-roundness, 50%); border: var(--toggle-border-color, rgb(var(--sidebar-links-text))) var(--toggle-border-width, 0.25rem) solid; } #side-bar:focus-within .close-menu, #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover .close-menu { pointer-events: none; } #side-bar:focus-within .close-menu::before, #side-bar:focus-within .close-menu::after { opacity: 0; pointer-events: none; } #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover .close-menu::before, #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover .close-menu::after { opacity: 0; pointer-events: none; } #side-bar { display: block; position: fixed; top: 0; left: calc(var(--sidebar-width-on-desktop)*-1); z-index: 10; transition: left 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; height: 100%; overflow-y: auto; overflow-x: hidden; margin-top: 0; } #side-bar:focus-within { left: 0; } #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover { left: 0; } #side-bar .side-block { margin-top: 1rem; background-color: rgb(0, 0, 0, 0); border-radius: 0; border-left-width: 0px; border-right-width: 0px; } #main-content::before { content: ""; display: block; position: fixed; top: 0; right: 0; z-index: -1; opacity: 0; transition: opacity 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms, width 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; margin-left: var(--sidebar-width-on-desktop); background: rgba(var(--swatch-menubg-black-color), .3) 1px 1px repeat; padding-right: 0; width: 100%; height: 100vh; pointer-events: none; z-index: 99; } #side-bar:focus-within ~ #main-content::before { width: calc(100% - var(--sidebar-width-on-desktop)); opacity: 1; pointer-events: all; } #side-bar:not(:has(.close-menu:hover)):not(:focus-within):hover ~ #main-content::before { width: calc(100% - var(--sidebar-width-on-desktop)); opacity: 1; pointer-events: all; } @supports (-moz-appearance:none) and (background-attachment:local) and (not (-moz-osx-font-smoothing:auto)) { #side-bar { padding: inherit; } } #content-wrap { display: flex; flex-direction: row; width: calc(100vw - (100vw - 100%)); min-height: calc(100vh - calc(var(--final-header-height-on-desktop, 10.125rem))); flex-grow: 2; height: auto; position: relative; margin: 0 auto; max-width: inherit; } #main-content { width: 100%; position: initial; max-height: 100%; padding: 2rem 1rem; width: var(--body-width-on-desktop, 45.75rem); max-width: var(--body-width-on-desktop, 45.75rem); margin: 0 auto; } #page-content { max-width: min(90vw, var(--body-width-on-desktop, 45.75rem)); } @supports (-webkit-hyphens:none) { #side-bar { transition: left 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms, padding-right 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms, background-color 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; padding-right: 0; background-color: rgb(0, 0, 0, 0); pointer-events: all; overflow-x: visible; overflow-y: visible; z-index: 999; } #side-bar::-webkit-scrollbar { opacity: 0; -webkit-transition: opacity 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; transition: opacity 500ms cubic-bezier(0.4, 0, 0.2, 1) 100ms; } #side-bar .close-menu::before { z-index: 999; } #side-bar .close-menu::after { z-index: 998; } #side-bar:hover .close-menu::before, #side-bar:hover .close-menu::after { opacity: 0; } #side-bar:hover { left: 0; background-color: rgba(var(--swatch-menubg-color), 1); padding-right: 0; } #side-bar:hover::-webkit-scrollbar { opacity: 1; } #side-bar:hover~#main-content::before { width: calc(100% - var(--sidebar-width-on-desktop)); opacity: 1; pointer-events: all; } } } }
19.01.2007 r. — "Głębia obrazu"
Praca autorstwa ShMiTa, obraz 11″ x 77″, farby olejne na płótnie. Obraz przedstawiał nadmorski klif widziany z perspektywy osoby stojącej na jego zboczu, wraz ze zbliżaniem się do niego obserwatora, pogłębiał się efekt paralaksy, fale wydawały się uderzać o skały, rozpryskując się na tysiące białych kropel, kontrastujących ze zbitą, czarną masą skał. W odległości ok. 1,5 m od dzieła obserwator doznawał nagłego przypływu emocji, głównie melancholii, a także słyszał szum morza, a czasami skrzek mew w oddali. Po przekroczeniu odległości 0,5 m od obrazu obserwator, z punktu widzenia osób bardziej oddalonych, tracił przytomność i instynktownie kroczył w kierunku obrazu, po czym "przechodził na jego drugą stronę", żeby podobnie jak autor tego niezwykłego dzieła — rzucić się w przepaść. Praca została bezpowrotnie zniszczona za pomocą ostrego narzędzia, kiedy znajdywała się w galerii sztuki w Poznaniu. Straty wyceniono na ponad 50 milionów dolarów, nie wliczając w to kosztów remontu galerii zalanej morską wodą. Sprawca zostawił na obrazie napis: "Jestem Toy."
4.10.2008 r. — "Nieskończona Żądza"
Praca autorstwa Ms. Paint, rzeźba odlana z brązu. Rzeźba była dokładnym odwzorowaniem autorki w skali 2:1 i stanowiła część prywatnej kolekcji anonimowego kolekcjonera z Gdańska. Rzeźba bez przerwy generowała ciepło, łamiąc przy tym zasady termodynamiki, wymagając systemu stałego chłodzenia, bez którego uległaby samoczynnemu roztopieniu, a także była w stanie poruszać się i mówić, mimikując charakter najbliższego obserwatora. Wykazywała w ten sposób pewien stopień inteligencji, będąc w stanie prowadzić i inicjować dyskusje z odwiedzającymi posiadłość kolekcjonera. Rankiem feralnego dnia większą część figurki znaleziono ustawioną w replice gilotyny, z brakującą głową, która znajdowała się wtedy wewnątrz jelita grubego kolekcjonera, z czego zdał sobie on sprawę dopiero podczas najbliższej wizyty w ubikacji. Straty wyceniono na około 350 milionów dolarów oraz jeden zwieracz. Sprawca zostawił po sobie ulotkę lokalnej pizzerii, na której widniał napis: "I jestem zwykłym Toyem."
07.07.2009 r. — "Sicut in terris, et quoque in caelis"
Praca autorstwa Pioggia Dorata, interaktywna instalacja artystyczna. Na dzieło składał się pokój 5 m x 6 m w Warszawskiej galerii sztuki. Pomieszczenie wypełnione było kłębami pary wodną oraz oświetlone niebieskim światłem. Za pomocą znajdującego się w środku czytnika fal mózgowych, odwiedzający mogli porozumiewać się z cząsteczkami pary wodnej, które traktowały ich jak bóstwa, oddając cześć, modląc się oraz składając ofiary w ich intencji, jednocześnie żywiąc się ich martwym naskórkiem oraz włosami z nóg. Instalacja została czasowo zamknięta, po tym, gdy rano, przy otwieraniu wystawy, okazało się, że pokój został zdewastowany. Z sufitu zwisał przemysłowy odkurzacz do tapicerek, który całą noc był podłączony do gniazdka elektrycznego piętro wyżej i włączony. Szczątki cywilizacji mieszkającej w pomieszczeniu znaleziono na filtrze wewnątrz odkurzacza. Nieliczni, którzy przetrwali wessanie przez odkurzacz, cofnęli się w rozwoju do poziomu zwykłej pary wodnej. Starty wyceniono na 500 milionów dolarów oraz setki lat kultury. Sprawca pozostawił na podłodze napis za pomocą keczupu w saszetkach z McDonalda, ułożonych w zdanie: "Niszczę cudze prace"
10.05.2010 r. — "XKAAXJLJJA;IWKBAVA"
Projekt autorstwa JOI3HKDKGQPO, transmisja radiowa, w której każdego dnia wypowiadane jest jedno słowo, składające się wyłącznie z losowych liter. Wypowiedziane na antenie słowa stawały się prawdziwymi ideami, przedmiotami, zwierzętami lub osobami i zamieszczane były następnie na stronie internetowej projektu, wraz ze zdjęciami i opisem. Autor/ka pewnego dnia, bez ostrzeżenia zaprzestał/a nadawanie programu i ponownie go wznowił/a po tygodniu, tym razem jednak składał się z 24-godzinnego bloku reklamowego leków na choroby grzybicze miejsc intymnych w formie maści. Kontakt z autorem/ką został od tamtej pory utracony. Straty spowodowane zakończeniem projektu zwrócą się, jeśli transmisja będzie kontynuowana przez najbliższe 25 lat. Strona internetowa projektu przestała istnieć, wpisanie jej domeny w przeglądarkę, powoduje przekierowanie użytkownika na stronę kontaktową Polskiej Policji i automatyczne kliknięcie przycisku "Tweetnij" znajdującego się na dole strony. W Tweecie, automatycznie opublikowanym na profilu użytkownika, oprócz łącza do strony Policji, znajdują się również słowa: "Bo sam nic nie umiem."
18.03.2011 r. — "Tańcem Wielbić boga"
Happening autorstwa Joachima Zvergieszkiewicza. Autor przebrał 30 ludzkich szkieletów w ornamenty typowe dla najpopularniejszych w tamtym czasie religii oraz kultów, a następnie wytresował je w tańcu synchronicznym do piosenki "Na szczycie" autorstwa GrubSona. Występy odbywały się w każdy czwartek w kawiarni należącej do brata autora i cieszyły się sporą popularnością wśród jej klientów. Pod koniec ostatniego z występów, szkielety nagle przestały tańczyć, a zamiast tego rzuciły się na nic niepodejrzewających klientów oraz samego artystę, zabijając większą część na miejscu, a każdego z nich obdzierając ze skóry, potem wyrywając mięśnie oraz narządy wewnętrzne, żeby na koniec włączyć pozostały szkielet w szeregi swojej trupy tanecznej. Całość tego zdarzenia zarejestrowało kilka kamer należących do widowni, a także kamery ochrony kawiarni. Starty wyceniono na 50 dusz oraz 2 miliardy dolarów, uwzględniając spadek obrotów lokalu. Przed rozpadnięciem się na pojedyncze kości i starciem na proch, grupa taneczna szkieletów przez 5 minut powtarzała jedno zdanie za pomocą języka migowego: "I jestem z tego znany."
Poniższy tekst jest transkryptem nagrania z konferencji na temat medycyny altnormalnej, z dnia 26.04.2020 roku, pozyskany automatycznie przez algorytm Fundacji przeszukujący Internet, w poszukiwaniu wzmianek o anomaliach. Wideo zostało udostępnione 27.04.2020 w prywatnych wiadomościach użytkowników mediów społecznościowych oraz na kilku forach poświęconych teoriom spiskowym. Większość osób, które obejrzały film, zostało zatrzymanych przez agentów Fundacji, przesłuchanych, a następnie podano im preparaty amnezyjne. Żadna z nich nie uczestniczyła osobiście w wydarzeniu, ani nie potrafiła wskazać miejsca spotkania.
[POCZĄTEK TRANSKRYPTU]
Kamera skierowana jest na stolik, stojący na scenie, w tle plakat z napisem "Konferencja Liderów Medycyny Altnormalnej 2020". Po chwili z prawej strony kadru zaczynają wchodzić 3 osoby - 2 niezidentyfikowane - PoI-PL-724 i PoI-PL-725, a także PoI-PL-278 - Jarosław Zimorodek. Mężczyźni zajmują miejsca przy stole.PoI-PL-724: puka w mikrofon dwukrotnie Tak, sądzę że możemy zaczynać. Proszę państwa, witamy na naszej dorocznej konferencji, dziękuję że zechcieliście się pojawić mimo tych ciężkich okoliczności. Cieszy nas to, że tak wiele osób uważa poszerzanie swojej wiedzy za potrzebę wyższą i myślę, że na początek możemy złożyć oklaski dla wszystkich na tej sali, którzy odważyli się zebrać w większej grupie.
Słychać oklaski, które po chwili ustają
PoI-PL-725: Ten rok z całą pewnością nie rozpoczął się najlepiej, co więcej zaczął się, za przeproszeniem, chujowo. pauza Wspólnie z kolegami od samego początku pracowaliśmy wspólnie nad rozwiązaniem naszego wspólnego problemu i chcielibyśmy zreferować wyniki naszych badań, a trzeba przyznać, że było tego nie mało. Nie będę was teraz trzymał w niepewności i odpowiem na najważniejsze pytanie: Czy mamy lekarstwo na wirusa? Tak, mamy.
Z sali ponownie słychać oklaski trwające dłuższą chwilę
PoI-PL-724: Właściwym wydaje się teraz poinformowanie państwa o tym jak doszliśmy do naszego odkrycia, zaczniemy więc od początku. Zdobyliśmy próbkę wirusa i najpierw zabraliśmy się za jej strukturyzację, żeby lepiej można było sprawdzić stan jego bioenergii. Wykazało to konflikt w budowie jego białek, związany z luźną budową, który potem przenosił się na pacjentów, powodując rozluźnienie obyczajów, a także niewydolność układu oddechowego. Złagodzenie konfliktu w życiu pacjenta poprzez post, spowolniło rozwój choroby, jednak wirus pozostawał w ciele, aż w końcu zainfekował wszystkie jego czakry bioenergetyczne, niwelując efekty kryształów leczniczych.
PoI-PL-725: Sytuacja zrobiła się ciężka, nie pomagały nawet wlewy z wyprostowanej witaminy C. Kilka tygodni próbowaliśmy tego cholernego wirusa w jakiś sposób zmusić do reakcji jonami nanosrebra, okładami z zrestrukturyzowanej wody, suplementami molekularnymi, a także wstrząsami bioenergetycznymi. Wtedy raczej oczywisty stał się fakt, że przede wszytskim ten wirus nie powstał naturalnie, naturalny wirus dałoby się zwalczyć naturalnymi metodami, powiedzieliśmy sobie, że mamy do czynienia z aurą co najmniej okultystyczną. Ustalenie jego pochodzenia było już jednak poza nasze siły, bo skupiliśmy całą swoją uwagę na zwalczanie jego efektów, aż w końcu czwartego tygodnia doszło do przełomu.
PoI-PL-724:
"Wybiła godzina dziewiętnasta, pora na wiadomości z kraju. Mieszkańcy wielu miejscowości odcięci od świata, z powodu ulewnych burz, które nawiedzają południe kraju. Wszystkie służby robią co w ich mocy, żeby powstrzymać falę powodzi, podjęto decyzję o całkowitej ewakuacji ludzi oraz zwierząt z najbardziej zagrożonych obszarów. Tymczasem w okolicach Lublina pojawiła się trąba powietrzna, która spustoszyła kilkadziesiąt gospodarstw. Prezydent na posiedzeniu sztabu kryzysowego wzywa Polaków do…"
Mężczyzna przekręcił kluczyk i samochód zgasł. Elegancka czarna sylwetka auta stanęła na małym parkingu, otoczonym gęstym murem drzew, całą scenę dopełniały ciemne chmury kłębiące się na niebie. Zanosiło się na deszcz. Kierowca także wpasował się w chwilę, był ubrany w białą koszulę, która kontrastowała z jego czarnymi włosami i czarnymi spodniami oraz lakierkami. W ręce trzymał granatową parasolkę. Zamknąwszy samochód, schował kluczyki do kieszeni i ruszył w stronę tajemniczego, masywnego kompleksu budynków.
Kiedy tylko przestawił nogę nad progiem ośrodka, został poproszony o ukazanie dokumentów potwierdzających tożsamość oraz wykonanie szybkiego skanu linii papilarnych, takie były procedury. Po chwili dostał swój identyfikator z powrotem. Od razu skierował się korytarzem do windy, a potem na piętro -3, kolejny korytarz, na którego końcu znajdowała się tymczasowa przechowalnia ich najnowszego problemu. Za drzwiami znajdowała się mała przestrzeń biurowa, oddzielona kilkoma centymetrami plexiglassu i metalu od prawie całkowicie białego, dobrze oświetlonego pomieszczenia wypełnionego chrząszczami, latającymi w chaotycznych chmarach. W kącie, na szpitalnym łóżku leżał podłączony do kroplówki mężczyzna. Przyznano mu numer AA289. Mimo pozorów było z nim wszystko w porządku, był jedynie pod obserwacją. Przywieziono go do szpitala miejskiego po, dziwnym zgłoszeniu, mianowicie kiedy wracał z zakupów i czekał na przystanku na autobus do domu, zwymiotował około 5 litrów żywych insektów. Po tym jak zwymiotował po raz kolejny w szpitalu, sprawą zajęła się Fundacja. Przeszedł kilka prześwietleń, wiele badań, ale w centrum zainteresowania doktora Urbańskiego były chrząszcze. Codziennie przyglądał się najnowszym próbkom.
Na pierwszy rzut oka insekty nie wyróżniały się niczym szczególnym, ciekawie robiło się, jeśli spojrzeć na ich cykl rozwojowy. Każdy owad posiada parę narządów płciowych męskich i żeńskich, typowy przykład gygantromorfizmu. Do samozapłodnienia dochodzi w pobliżu innego organizmu żywego, w wyniku którego owad wywołuje wewnątrz własnego ciała reakcję chemiczną, rozsadzając je i roznosząc w ten sposób zapłodnione jajeczka. Te zaczną rozwijać się dopiero wewnątrz wybranego żywego organizmu, najczęściej w układzie oddechowym lub pokarmowym. Obecność larw nie powoduje dyskomfortu, czy prowadzi do jakichkolwiek powikłań zdrowotnych, wydaje się że organizm jest wobec nich całkowicie bierny, dopóki nie osiągną wieku rozrodczego. Wtedy chrząszcze próbują same opuścić ciało "nosiciela" lub sprowokować u niego odruchy wymiotne, odkrztuśne lub kichania podrażniając jego wnętrze. Cały cykl zajmuje około dnia, ale liczba gotowych do rozpłodu insektów jest zależna od obecności innych, jeszcze nie wykorzystywanych przez owady organizmów.
Woda w czajniku zagotowała się i doktor zalał nią torebkę herbaty, a następnie posłodził i wymieszał. Czekając aż ostygnie, zaczął przeglądać wyniki badań, które wczoraj zlecił.
Choć jego obiekt badań wydawał się groźny, to Fundacji udało się wyłapać wszystkie osoby z jakimi mógł mieć styczność, kiedy tylko odkryto że anomalia może się przenosić. Udało się nawet opracować metodę leczenia, choć dosyć czasochłonną. Nosiciela umieszcza się w obecności dużej ilości zwierząt, a kiedy dorosłe osobniki opuszczą jego ciało, jest od nich odseparowywany. Powtarza się to do skutku. Obecnie tylko kilka osób jest pod obserwacją, oprócz AA289, ale wkrótce powinny wrócić do domów.
Wśród dokumentów natrafił na zapakowane w papierową kopertę zdjęcie z prześwietlenia klatki piersiowej, razem z wersją cyfrową. Zostawił je dla swojego współpracownika.
Na chwilę obecną niewiadome jest tylko skąd owady się wzięły i skąd biorą substancje odżywcze. Badania na chwilę obecną sugerują, że chrząszcze pobierają je z innego wymiaru, co potwierdzałyby wahania w stabilności rzeczywistości, ale równie dobrze mogą być one wywoływane samym faktem ich istnienia, z tego co tłumaczył mu znajomy fizyk.
— Jak się dzisiaj czujesz? — zapytała miło wyglądająca kobieta z kasztanowymi włosami.
— Słabo, pani doktor i do tego trochę nudno, ale jest lepiej niż na początku — odpowiedział mężczyzna siedząc w łóżku. — Wydaje mi się, że to kwestia przyzwyczajenia.
— Nie masz jakichś nowych dolegliwości? — zapisała, notując coś na karcie pacjenta.
— Nie, wszystko po staremu.
— Cieszę się — powiedziała uśmiechając się i stawiając kilka kresek.
Odwróciła się na krześle biurowym w stronę doktora Urbańskiego.
Doktor Jolanta Stępień była znakomitym ekspertem w dziedzinie psychologii i pulmologii, zajmowała się wraz z nim obserwacją nietypowej choroby. Podał jej kopertę, którą otworzyła i chwilę oglądała jasne kropki, skupiające się wokół jednego punktu. Powód takiego zachowania pozostawał nieznany i trudny do zbadania, przez ruchliwość owadów. Mógł to być zarówno jakiś mechanizm obronny, jak i zwykły przypadek. Trudno oddzielić przyczynę od korelacji, kiedy chodzi o anomalie.
Doktor Stępień odłożyła dokumenty na swoje biurko:
— Wszystko w normie, jak tak dalej pójdzie to szybko Pan z tego wyjdzie — znów się uśmiechnęła. — Jeśli czegoś będzie potrzeba lub chciałby Pan po prostu porozmawiać to cały czas tu jesteśmy.
Wstała i zasunęła rolety oraz wyłączyła interkom, żeby dać pacjentowi oraz sobie trochę prywatności.
— A przełomu jak nie było, tak nie ma — rzuciła smętnie.
Doktor Urbański spojrzał na nią znad dokumentu, który wypełniał.
— Metoda naukowa jest długa, nudna i systematyczna, gdybyśmy polegali na chwilowych natchnieniach to nasza praca nie miałaby racji bytu.
— Ale jednak dobrze by było, gdyby takie natchnienia nam się trafiały.
— Dobrze, ale póki któreś z nas nie dostanie nagłego olśnieni, myślę że powinniśmy skupić się na wykonywaniu naszych obowiązków.
Westchnęła. Wielu ludzi, po usłyszeniu o tym jak naprawdę działa nasz świat, nagle zaczyna myśleć o sobie jak o postaci z filmu, że od tego momentu całe ich życie będzie pełne przygód, z zwrotami akcji i dobrym zakończeniem, ale jedyne co się zmienia to perspektywa. Według Urbańskiego i tak ich praca w porównaniu z zwykłymi biologami była o niebo ciekawsza, i to poczucie mu wystarczyło. Im dłużej pracuje się w tym zawodzie, tym bardziej człowiek cieszy się z normalności oraz tych zwykłych dni w pracy, gdzie wieczorem wraca się do domu i można w spokoju zjeść kolację. W jego przekonaniu doktor Stępień należała jeszcze do tych bardziej romantycznych, którzy nie wiedzą czego chcą, dopóki tego nie dostaną.
Wtedy usłyszeli piknięcie i przed drzwi do pomieszczenia wbiegł zziajany ochroniarz:
— Jest ich więcej.
Urbański i Stępień stali w holu ośrodka, patrząc jak szereg wystraszonych ludzi prowadzony jest pod eskortą oddziału MFO do prowizorycznej, masowej przechowalni. Cały personel ośrodka miał na sobie białe skafandry, z maskami oddechowymi, wyglądało to jak wielki bal astronautów, tylko że nikt się dobrze nie bawił. Dyrektor ośrodka ściągnął wszystkich ludzi z urlopów i przydzielił ich do zabezpieczania ognisk epidemii, która zaczęła wybuchać w pobliskim mieście. Oprócz tego wydał ostrzeżenie do innych ośrodków znajdujących się w okolicy. Wszystko według protokołów, wedle których anomalia, którą się zajmowali dostała właśnie priorytet o kilka stopni wyższy, niż na początku jej nadano. Ich zespół badawczy w ciągu godziny miał się powiększyć o kilkunastu członków, a aktualnie oboje mieli nadzorować zabezpieczanie oraz dawać instrukcje co do zwalczania skutków choroby.
Jeden ośrodek nie był w stanie pomieścić całego miasta, dlatego utworzono dodatkowe, tymczasowe w szpitalu miejskim oraz kilku szkołach z salami gimnastycznymi. Wszystkich ludzi trzeba było poddać zabiegowi, który już wcześniej opracowano, a do tego potrzeba było całą masę szczurów laboratoryjnych i cysterny środków amnezyjnych klasy C i wyżej, co powinno przyprawić Departament Logistyki o silne bóle głowy.
— Najbardziej zastanawia mnie jak ci wszyscy ludzie zostali zarażeni prawie w tym samym momencie — powiedziała przytłumionym głosem Stępień. — Mogę sobie wyobrazić, że mobilni zwalili sprawę w szpitalu, choć to mało prawdopodobne, ale nie możliwe żeby jedna nieświadoma, zarażona osoba zaraziła potem resztę bez zwrócenia na siebie uwagi lub chociaż zgłoszenia się do lekarza.
— Mało prawdopodobne, prawda, chyba że coś przegapiliśmy — odpowiedział Urbański.
Jedna starsza pani, idąca śród tłumu zaczęła nagle wymiotować, ludzie dookoła szybko się rozstąpili, jednostka sprzątająca z odkurzaczami szybko do niej przystąpiła, kiedy operatorzy MFO uspokajali resztę ludzi. Urządzenia jednak po kilku czknięciach zamilkły całkiem, widząc co się dzieje do pomocy przystąpiła druga grupa. Przykuło to zainteresowanie Urbańskiego, który podszedł do zespołu, żeby spytać co się stało. Odsłonili wnętrze maszyny ssącej, które było widocznie zniszczone. Wyglądało to na szereg małych eksplozji. Urbański poczuł jak zimny dreszcz rozlewa się po jego karku.
— Gdzie jest wasz dowódca? — zwrócił się do członków Mobilnej Formacji Operacyjnej.
Korytarze ośrodka były pełne różnego rodzaju szumu. Szumiły elektryczne lampy owadobójcze, płytkie oddechy ludzi w kombinezonach i wszechobecny, jakby wydobywający się z każdej ściany, przytłumiony odgłos insektów. W jednym szczególnym pomieszczeniu słychać też się dało ciche skwierczenie.
Kilkanaście mizernie wyglądającyh osób siedziało pod strażą ludzi w białych kombinezonach naprzeciwko rozpalonego pieca. Co jakiś czas ktoś z zarażonych podchodził do niego i pozbywał się pasożytów z organizmu, wprost w ogień, po czym opuszczał pomieszczenie pod eskortą, a jego miejsce zajmował ktoś inny. Ludzi podzielono ze względu na czas od ostatnich torsji, przemieszczano ich co pewien czas do innych pomieszczeń, tak żeby dało się łatwiej utylizować insekty. Wcześniejsze metody po prostu nagle przestały działać, wyglądało na to, że owady potrafią się uczyć, choć ich struktura wcale się nie zmieniła, co potwierdziły kolejne próbki badane przez Urbańskiego.
Podczas gdy pacjent zero spał, po drugiej stronie szyby cały skład naukowców szukał nowych metod na uśmiercanie insektów lub chociaż ograniczenie ich emisji. Część z prowizorycznych rozwiązań została już zaimplementowana przez MFO, jednak daleka droga dzieliła jeszcze ich od całkowitego rozwiązania problemu, a ten z każdą minutą robił się coraz poważniejszy.
Pojawiły się przypadki zarażeń w innych częściach Polski, ogłoszono stan alarmowy. Oprócz tego sama obecność robaków widocznie wpływała na stabilność rzeczywistości, ponieważ zaczęły się pojawiać inne, drobniejsze anomalie, które na bierząco były zwalczane. Filie krajów sąsiednich przygotowywały się na ewentualne pojawienie się ognisk epidemii na ich terenie.
tutaj typ krzyczy itd.
W całym Poznaniu nigdy nie było miejsca bardziej nacechowanego ekscentrycznością, niż mały pokój znajdujący się na poddaszu pewnej kamienicy. Wszystkie szafki przytłaczających wielkością mebli wypełnione były po brzegi różnego rodzaju wydrukami, szkicami oraz religijnymi drobnostkami. Nie dziwi więc zaduch oraz bardzo mała ilość światła docierająca do wnętrza tego zatęchłego pomieszczenia, wdzierającego się do środka jedynie za sprawą małego lufciku umieszczonego tuż na łóżkiem, które odstawało atmosferą od reszty za sprawą czystej, śnieżnobiałej pościeli. Na prawo od łóżka znajdował się mały stół z sosnowego drewna, a na nim stała dosyć sporych gabarytów maszyna do pisania. Po drugiej stronie stołu siedział mężczyzna mieszkający w tym miejscu, zajmujący się jednym z artykułów, który napisał do gazety, którą prowadził z swoim dobrym znajomym.
Bardzo natrudzili się z znalezieniem materiału do "Tygodnika Nadzwyczajnego" i dzisiaj miało się ukazać jego pierwsze wydanie. Kazimierz, bo takie imię nosił mężczyzna, był jednak w dosyć złym nastroju. Nie obawiał się tego, że ich mały projekt mógłby nie przynieść dobrych owoców, miał oszczędności, a nawet jeśli to nie samym chlebem żył człowiek. Przemyślenia przerwały mu schody trzeszczące pod naporem kogoś, kogo akurat tego dnia spodziewał się zobaczyć:
— Maria powiedziała mi, że od rana nie wychodziłeś — zagadał na powitanie mężczyzna w wieku Kazimierza, czyli jeszcze dosyć młodym, ale zdecydowanie bardziej zadbany. — Może więc w końcu zaspokoję twoją ciekawość?
— Siadaj i mów.
Grzegorz był jego jedynym kolegą, ale przede wszystkim przeciwieństwem. Poznali się przez jego inny artykuł, który ktoś zamieścił najprawdopodoniej jako żart, a spodobał się Grzegorzowi na tyle, że wiedział, że musi poznać autora tekstu. Możliwe, że uratował go w ten sposób od zostania neoromantykiem lub czymś jeszcze gorszym. Artykuł traktował o pozaziemskim pochodzeniu członków pewnej spółki handlowej.
— A więc porozmawiałem z matką tej panny, trochę wstydliwa kobieta, trzeba przyznać, po godzinnej rozmowie o pogodzie i podobnego typu niuansach, otworzyła się przede mną zupełnie, tak że zaczęła płakać.
Dopiero po takiej wiązance mężczyzna przysiadł na taborecie, w międzyczasie musiał wygrzebać go z hałdy rupieci.
— No i się zgodziła na naszą wizytę
Kap, kap. Płyn powoli, za sprawą grawitacji spada, chlapiąc na wszystkie strony, a następnie pędzi cienką rurką do mojego krwioobiegu. Czuję jak moje ciało pożera substancje odżywcze, spalając je. Słyszę jak każda komórka mojego ciała trzeszczy, kiedy powoli rośnie; słyszę jak każda z nich obumiera i odradza się na nowo. Słyszę trzaski elektryczności przemykającej przez moje neurony i widzę ich migotanie. Każdy oddech zalewa moje uszy falą szumu, a każdemu uderzeniu serca wtóruje plusk krwi, którą pompuje. Czuję się najgłośniejszą istotą we Wszechświecie, ale wystarczy tylko że pomyślę o czymś innym, a nagle zaczynam słyszeć chociażby ten męski, nerwowy szept, który ma się nijak do tego śpiewu spod prysznica. Dźwięk silników odrzutowych zlewa się z falą zimna oraz dziesiątkami twarzy przemierzającymi ulice jakiegoś wielkiego miasta, skupiając się na każdej z nich jednocześnie potrafię zobaczyć każdy fragment ich życia, momenty których sami nie pamiętają lub pamiętać nie chcą.
Widzę tysiące idących na rzeź, słyszę dziesiątki krzyków i tylko kilka zmartwionych wyrazów twarzy, a to wszystko tylko kilka pięter wyżej i niżej. Przynajmniej wydają się wolni, bo mają ten wybór, którego ja nie mam, chociaż to ja nie mam ograniczeń. Ktoś otworzył butelkę szampana w tym samym momencie, kiedy kolejne dziecko dokonało swojego żywota. Zaglądam w jego przeszłość, ale tylko tyle mogę zrobić. Ode mnie nie zależy nic, jestem tylko biernym obserwatorem, najbierniejszym z nich.
Nie spałem odkąd tylko zostałem przeklęty. Próbowałem liczyć owce i teraz wiem dokładnie ile jest ich na świecie, ile ich było, i ile ich będzie. Przeanalizowałem każdy moment mojego życia, ludzi dookoła mnie, całej tej planety, ale wydaje się że ma żadnej możliwości, żeby coś dla mnie się zmieniło. Boję się patrzeć dalej, nie wiem czy potem się odnajdę albo co tam znajdę, boje się. W takich chwilach skupiam się tylko na tej sali - na łóżku, na którym leżę, na białych prześcieradłach, którymi jestem przykryty, na wszystkich szafkach, monitorach, wszystkich 129 płytkach kryjących podłogę. Przypomina mi to o tym jak mało znaczę i sprawia mi przyjemność. Wydaje mi się wtedy, że jestem normalny, nawet jeśli nadal wiem że cały personel medyczny, administracja i kilka niepowołanych osób myśli inaczej.
Teoretycznie jestem w stanie to przerwać, ale mimo wszystko nadal boję się śmierci. Wystarczyłoby tylko wyobrazić sobie coś takiego, co zabija człowieka samym spojrzeniem, widziałem już takie rzeczy, ale one nie robią na mnie wrażenia. To musiałoby być coś całkiem nowego, problem polega tylko na tym, że nie pamiętam już jak to jest coś sobie wymarzyć. Wszystko już było, więc nie mogę już nic stworzyć. To jest jedynie jeden powód, drugi jest moją tajemnicą, ale przed samym sobą i tak nie mogę mieć tajemnic. Boję się tak naprawdę, że Bóg jest taki jak ja - tylko patrzy i nie może nic zrobić - albo co gorsza - ja nim jestem.
Zza zakrętu wyłoniła się kanciasta sylwetka dużego Fiata - perły polskiej myśli technicznej. Samochód z gracją, na jaką stać pijanego robotnika wracającego do domu, pędził przed siebie asfaltową ulicą, kaszląc i plując. Kolory nadwozia oświetlonego słabym, pomarańczowym świetle ulicznej latarni wskazywały, że pojazd należy do jednej z najbardziej znienawidzonych instytucji Polski Rzeczpospolitej Ludowej - Milicji Obywatelskiej. Kierowcą tego wehikułu był oficer Mariusz Wojciechowicz, wracający służbowym autem i w służbowym mundurze do domu. Kończyła się właśnie jego zmiana i pędził prosto do żony i śpiących już dzieci, nie zwracając uwagi na stan mokrej po październikowym deszczu nawierzchni. Nagły rozbłysk światła i przed maską milicyjnego radiowozu pojawiło się wielkie metalowe jajo.
Milicjant wcisnął hamulec i nagle zaczął żałować swoich ateistyczno-materialistycznych poglądów.
— O kurw… — tyle zdążył z siebie wydusić, zanim stracił przytomność.
Obudził się na mokrym asfalcie, cały poobijany. Na szczęście nie zapiął pasów, bo nie byłoby co zbierać. Starszy mężczyzna dźwignął się i powoli podszedł do metalowego obiektu, który nagle wydał dźwięk rozprężającej się butelki z napojem gazowanym. Wtedy od jego boku odpadła klapa, której nie można było wcześniej dojrzeć gołym okiem, a wraz z nią młody chłopak, kurczowo trzymający się żółto-czarnej dźwigni umieszczonej od środka podejrzanego pojazdu.
Nie czekając na rozwój wypadków stróż prawa podbiegł do niego, żeby zakuć go w kajdanki. Po tylku latach służby miał już w tym wprawę i szybko uwinął się z robotą, po czym zlustrował chłopaka wzrokiem. Na oko wyglądał na studenta, był całkiem szczupły w porównaniu z panem Mariuszem i miał na sobie czerwono-czarny kombinezon z geometrycznym wzorem.
— Może jakiś ruski astronauta? — powiedział milicjant, drapiąc się po głowie.
Wtedy chłopak się obudził, a kiedy spostrzegł, że jest skuty zaczął się wierzgać i głośno protestować. Funkcjonariusz zaczął swój monolog:
— Obywatelu! Dopuściliście się próby zamachu na życie oraz zdrowie funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej w Lublinie…
— Pan nie rozumie! Maszyna jest niestabilna! Musimy…
— Próbujecie rozkazywać przedstawicielowi władzy państwowej?
— Nie o to mi chodzi! To dopiero prototyp. Nie wiem co może się stać po…
Nagle maszyna chłopaka rozbłysła silnym światłem, które oślepiło funkcjonariusza i chłopaka. Po chwili było po wszystkim.
— O nie… — wymamrotał chłopak.
— Dosyć tego jedziemy na komendę — powiedział mundurowiec szukając butki telefonicznej. — Dziwne, dałbym przysiąc, że tu stała.
Agent Michał Wróblewski jak co wieczór siedział na Komendzie Miejskiej Policji w Lublinie i czekał na nietypowe zgłoszenie, zabijając czas czytając wiadomości ze świata. Tak naprawdę patrzył tylko na gazetę odliczając minuty do końca zmiany. Chciał już tylko położyć się w swoim łóżku, a następnego dnia zabrać Julię na jakąś kawę, czy coś w tym stylu. Jak to zwykle bywa, ktoś musiał wejść do sklepu 5 minut przed zamknięciem. W tym wypadku do komisariatu wszedł starszy mężczyzna w milicyjnym stroju, z chłopakiem zakutym w kajdanki, akurat kiedy Michał zmierzał w stronę wyjścia. Milicjant chwilę rozglądał się jakby szukając czegoś, a po chwili zaczepił stojącego obok młodego aspiranta:
— Czy to jest Komenda Miejska Milicji Obywatelskiej?
— Co? — odpowiedział zmieszany młodzik.
Wróblewski podsłuchał konwersację i od razu podjął rozmowę:
— Witam, oficer Wróblewski — powiedział podając milicjantowi dłoń. — Czego Pan szuka?
— Witajcie, oficer Wojciechowicz. Wracałem z patrolu, kiedy ten element — spojrzał na chłopaka z którym wszedł na komendę — rozbił państwowy samochód.
— Niech Pan posłucha — powiedział chłopak. — Jestem z przyszłości, testowałem…
— Proszę się nie przejmować on tak bredził całą drogę.
— Jak to rozbił pański samochód?
— W sumie to sam nie wiem. Nagle przed maską pojawił się dziwny pojazd, a chłopak był w środku.
— Ciekawe. — powiedział agent robiąc krótką pauzę. — Mógłby Pan pojechać gdzieś ze mną?
Po krótkiej jeździe byli już na miejscu. Ze względu na swoje położenie "Schodziński Car Parts" miało więcej włamywaczy, niż klientów, ale to nie było ważne. Najważniejszym było, że nikt nie mógł nawet domyślać się co znajdowało się tuż pod ziemią.
ZAPIS Z KAMER MONITORINGU OŚRODKA-18
24.11.2017 22:21:04 Agent W████████ oraz Mariusz W████████████ kierują się razem w stronę stołówki.
24.11.2017 22:23:12 Mariusz W████████████ przystaje i opiera się o ścianę, trzymając się za głowę.
24.11.2017 23:23:14 [PLIK USZKODZONY]
24.11.2017 23:23:15 Agent oraz transportowany mężczyzna zniknęli.
Analiza miejsca zdarzenia wykazała ślady ogromnego wyładowania elektromagnetycznego - Dr O███
W stołówce na agenta i mundurowca czekało kilku strażników oraz doktor Okoń, który wyglądał nieco starzej niż przed kilkoma minutami, czego dowodził rudy wąs pod jego nosem.
— Witajcie. Agencie Wróblewski, pan pójdzie ze mną.
Lekko zdziwiony tajniak wykonał polecenie i razem z doktorem udał się do najbliższego biura. Nie mógł wtedy wiedzieć, że za chwilę jego życie zmieni się nie do poznania.
Wystrój biura znacznie różnił się od oprawy reszty placówki. Urządzono je nowocześnie. Starą farbę olejną przykryto nową biało-czarną tapetą w geometryczny wzór. Jedną ze ścian zakryto białą szafą na akta i raporty, a na środku pokoju stało charakterystyczne ciemne biurko wykonane z drewna. Doktor zasiadł za nim na szarym fotelu biurowym, a agent usiadł na nieco zniszczonym, lecz pasującym kolorystycznie drewnianym krześle obitym tkaniną. Doktor wyją z kieszeni mały kluczyk, otworzył jedną z szuflad biurka i grzebał w niej chwilę, żeby po kilku minutach wyciągnąć bladożółtą teczkę z numerem 150.
— Przejdę do sedna. Pan Mariusz od czasu wypadku wywołuje anomalie czasowe — powiedział rudzielec w fartuchu, po czym podał agentowi teczkę. — Został sklasyfikowany jako SCP-PL-150 i to pan, z racji swojej sytuacji ma go pilnować.
Po krótkiej pauzie kontynuował.
— Mamy obecnie rok 2030. Od 13 lat oficjalnie pan nie istnieje. Jeśli spróbuje pan odmówić będziemy zmuszeni podać panu preparat amnezyjny klasy D i przeprowadzić program resocjalizacji. Rozumie pan?
— Rozumiem.
— Jedyne o co prosimy to prowadzenie notatek oraz nie dopuszczenie do śmierci obiektu. Jest to o tyle ważne, iż wtedy musielibyśmy zaczynać cały projekt od nowa.Przygotowaliśmy już wszystkie potrzebne rzeczy, jeśli potrzebuje pan jeszcze czegoś na proszę o tym poinformować. Wszystkie niejasności wytłumaczone są w raporcie, który pan otrzymał.
Doktor wstał wtedy znad biurka i spojrzał na agenta.
— Cóż. Rozkaz, to rozkaz. — westchnął Wróblewski, po czym razem z doktorem wrócił na korytarz.
Pół godziny później Michał leżał na dolnej pryczy w celi oznaczonej numerem 150. Przeczytał raport. On razem z milicjantem odwiedzili Fundację w roku 2027. Mieli czas, żeby wszystko przygotować. Wiedzieli, że im nie odmówi. Przenieść mieli się około godziny 10 rano. Miał czas na sen, jednak nie zmrużył oka. Całą noc rozmyślał co się stało z Julią. Miał się jej oświadczyć jeszcze w tym miesiącu. Pewnie dawno o nim zapomniała i zdążyła sobie ułożyć życie z innym. Wiedział, że już jej nie zobaczy i musi jakoś sobie z tym poradzić. Nawet nie zauważył jak zasnął, mimo głośnego chrapania swojego współlokatora.
Rano wypił trzy duże kawy i rozmyślał o tym w jakie gówno się wpakował. Później niby od niechcenia sprawdził ekwipunek. Musiał przyznać, że ten robił wrażenie. Ubrania, narzędzia, broń, racje żywnościowe - słowem wszystko, na każdą okazje. Resztę dnia spędził na siedzeniu w kantynie i udawaniu, że popija kawę. Czas leciał dla niego powoli, ale wkrótce nawet on miał przestać się liczyć.
Pan Mariusz nie wiedział co myśleć. Wczoraj ten cały Wróblewski powiedział, że wszystko jest w porządku, ale teraz nie był tego taki pewien. Mówił też coś o jakiś anomaliach, zakrzywieniach czasu, ale biedny milicjant mało co zrozumiał z tego naukowego bełkotu i bał się przyznać. Przynajmniej mógł się w spokoju wyspać. Nikt nie chciał mu nic powiedzieć, tylko dali mu identyfikator i plecak z jakimiś rzeczami. Wyglądało na to, że razem z Wróblewskim gdzieś jadą, bo on też taki dostał. Chcieli mu zabrać jego mundur, ale odmówił. Wstyd się przyznać, ale bez niego czuł się jak bez ręki. W końcu to on jest oznaką jego władzy.
Około godziny 10 zamknęli go razem z tym agentem w pokoju, w którym wczoraj spali. Tamten wydawał się przygnębiony i Mariusz nie chciał zamęczać go pytaniami. Zagadał tylko, żeby przerwać niezręczne milczenie:
— To gdzie jedziemy? — zapytał milicjant.
— Czas pokaże.
Tym razem "przeniesienie" wyglądało inaczej. Przez kilka sekund przed oczami obu mężczyzn przewijały się obrazy pokazujące jak to miejsce zmieniało się z biegiem lat. Po chwili było po wszystkim i milicjant oraz agent Michał stali między kilkoma kamienicami na skraju miasta. Wzdłuż szerokiej ulicy wyłożonej kocimi łbami stało kilka kamienic. Agent i milicjant stali chwilę w miejscu i przyglądali się temu miejscu.
— Gdzie my znowu jesteśmy? — zapytał mundurowiec.
— W tym samym miejscu, tylko że z jakieś 600 lat wstecz. Mówiłem panu, że powstają anomalie czasowe.
— Tak, oczywiście. Wie pan już nie ta sama pamięć co kiedyś.
— Nie wiadomo jak długo tu zostaniemy — powiedział agent bacznie rozglądając się po okolicy. — Warto by było zorganizować jakiś nocleg.
Po ulicy przechadzało się kilkanaście osób, a wśród nich był starszy facet w łachmanach, którego Wróblewski zdecydował się zapytać o drogę. Przedtem agent wyjął z plecaka jeden z gadżetów opisanych w raporcie. Skonstruował je Arxem - chłopak z przyszłości, którego przywiózł do ośrodka razem z milicjantem. Wyglądem urządzenie przypominało słuchawkę bezprzewodową, lecz w rzeczywistości był to uniwersalny tłumacz, który nie wymagał ładowania. Agent nie pozna szczegółów konstrukcji, ale najważniejsze było, że wynalazek działa i to całkiem dobrze.
— Przepraszam. — zaczął agent. — Wie pan gdzie jest najbliższy nocleg?
— A co to panic opowiada! Jaki pan! Jam jest Żyrosław z Kurowa. — powiedział radośnie mężczyzna. — Czemuż cny pan podchadza do takiego chłopa jak ja?
— Szukam miejsca, gdzie można przespać kilka dni.
— A to karczma niedaleko za rogiem, ale ja bym nie radził tej drogi obierać. Na placu leży lichy
kamień, co powiadają, że nieszczęścia i klątwy same przynosi. — wytłumaczył chłop robiąc pod koniec znak krzyża prawą dłonią.
— Dziękuję. — odpowiedział agent. — A tak przy okazji, który mamy rok?
— Będzie jedna wiosna odkąd król Król Jagiellończyk skończył się wojować z Krzyżakami.
— Jeszcze raz dziękuję.
Potem agent Michał razem z milicjantem poszli w stronę placu, nic nie robiąc sobie z przestrogi spotkanego mężczyzny. Tamten tylko spojrzał ze strachem w oczach na znikających za rogiem kamienicy dziwnie ubranych jegomości.
Żyrosław miał rację i za rogiem jakieś 500 metrów od placu ,na którym byli, widać było szyld karczmy. Cały plac był pusty, widocznie nie tylko tamten chłop wiedział o właściwościach przeklętego kamienia. Głaz leżał spokojnie na środku placyku i nie wyróżniał się niczym od zwykłej skały, lecz agent po kilku latach pracy w Fundacji wiedział, że nie należy oceniać książki po okładce, a szczególnie jeśli ta książka zabijała ludzi.
— Niech pan nie podchodzi do tego kamienia — rzekł Wróblewski do oficera.
— Czemu? Toż to najzwyczajniejszy kamień — zapytał zdziwiony milicjant.
Tajniak nie udzielił mu odpowiedzi, lecz zdjął swój plecak i wygrzebał z niego coś czym każdy polski budowlaniec potrafiłby załatać każdą dziurę i połączyć dwie dowolne płaszczyzny - puszkę pianki poliuretanowej przymocowanej do pistoletu.
— No to do roboty — powiedział sam do siebie agent.
Po kilkunastu minutach pracy biała pianka na kamieniu zaczęła lekko żółknąć, co oznaczało, że można było już spokojnie podnieść kamień i powtórzyć to samo na z drugiej strony. Później, kiedy cały kamień został zabezpieczony wziął czarną torbę z plecaka i zapakował w nią kamień, który ważył może ponad 25 kilo. Dla młodego agenta i milicjanta nie był to kłopot i razem zawlekli go aż pod karczmę "Pod Złotym Koniem". Była to mała gospoda z dobudowanym tak zwanym "stanem" czyli stajnią razem z wozownią. Budynek prezentował się całkiem nieźle, a w stajni stało kilka koni oraz jeden wóz.
Nie wiedząc co z nim zrobić, zostawili kamień obok wejścia do stajni.
— Później go schowamy. Teraz zorganizujmy sobie nocleg — powiedział agent.
Weszli do karczmy. Uderzył w nich zapach spalonego tłuszczu i silnego alkoholu, który przed przyjęciem akcyzy był tańszy od barszczu. Po pomieszczeniu porozkładano kilka drewnianych stolików wraz z ławami. Przy stolikach siedziało paru mężczyzn, lecz w półmroku panującym w pomieszczeniu ciężko było dojrzeć rysy ich twarzy. Mimo to agent wiedział, że to na nich skierowany jest wzrok wszystkich zgromadzonych. Wróblewski wraz z mundurowcem przysiedli się do najbliższego stolika pod ścianą. Podeszła do nich młoda dziewczyna z ciemnobrązowymi włosami, która była prawdopodobnie córką gospodarza i próbowała przyjąć zamówienie:
— A cuż to pana sprowadza pod tę gospodę? — rzekła mrugając swoimi długimi rzęsami.
—Ja razem z moim towarzyszem — powiedział pochylając się w stronę Mariusza. — Chcieliśmy przenocować kilka dni.
— To ojciec takich rozlicza. — powiedziała, po czym wskazała na drewniane drzwi naprzeciwko tajniaka
— Dziękuję. — powiedział i gestem pokazał milicjantowi, żeby zaczekał.
Michał wstał od stołu i udał się w kierunku wskazanym przez dziewczynę, która przypomniała mu o jego smutku. Tak bardzo przypominała mu Julię. Agent opanował się dopiero, kiedy zobaczył jej ojca. Był mniej więcej wzrostu chłopaka, bo to najlepsze określenie na Wróblewskiego przy tej żywej górze mięśni. Jego głowę zdobiła piękna łysina, a twarz żłobiły głębokie zmarszczki. Można było pomyśleć, że pan domu przekłada siłę mięśni nad inteligencję, lecz wystarczyło spojrzeć w jego pełne powagi, bystre oczy, żeby zmienić zdanie. Prawdopodobnie robił jednocześnie za ochroniarza, skarbnika, dostawcę oraz oczywiście gospodarza karczmy. Jednym zdaniem, facet budził respekt.
Agent chwilę stał w milczeniu próbując uspokoić emocje, gdy mężczyzna przemówił:
— Czego? — warknął gospodarz.
— Chciałem zapytać o nocleg.
— Jeden grosz krakowski za jedną noc.
— Chyba coś się znajdzie — powiedział Michał przeszukując torbę. — O! Proszę.
Wtedy wyciągnął złotą płytkę o grubości 5 mm. Karczmarz wybałuszył oczy i rzekł do agenta:
— Proszę za mną.
Niedługo potem milicjant razem z agentem siedzieli w ich półtorej pokojowym apartamencie. Na przeciwko drzwi stało solidne dębowe łóżko z przykryte kilkunastoma warstwami różnokolorowych koców. Na lewo stała ogromna szafa z ciemnego drewna szafa, a obok niej na ścianie wisiał krzyż. Po drugiej stronie stał świecznik z na wpół wypaloną woskową świecą. Schowali plecaki do szafy, a sami zeszli po schodach na parter, żeby podziwiać piękno staropolskiej knajpy. Nie wzbudzili tym razem zainteresowania stałych bywalców i mogli w spokoju obserwować.
Milicjant po kilku minutach przemówił:
— Może byśmy coś zjedli?
Pomysł nie był zły, w końcu od śniadania nic nie zjedli. Agent przystał na jego propozycje, a po długim błaganiu zgodził się także zakupić odrobinę alkoholu, do którego milicjant najwidoczniej miał słabość.
Po kilku godzinach wspólnego biesiadowania drewniane misy świeciły pustkami, a trzeźwy był tylko agent, który nie chciał narażać swojej misji dla odrobiny gorzkiego trunku. Obok niego zasnął milicjant, który dobrym trunkiem nie pogardził. Michał westchnął i szturchnął mężczyznę.
— Panie Mariuszu.
Mundurowiec nagle podniósł głowę i zaczął rozglądać się dookoła.
— Gdzie? — wymamrotał pijany oficer.
— Późno jest może niech pan idzie do pokoju.
— Ty chcesz rozkazywać władzy ludowej? Pałowanie się… eee należy — powiedział szukając ręką swojej gumowej pałki. — Zaraz. Kurwa, zajeb…
— To ja może pomogę — przerwał mu agent, asystują przy wstawaniu od stołu.
Udało mu się wejść z na wpół przytomnym mężczyzną po schodach i wkrótce milicjant rozłożył się na łóżku i głośno chrapał. Wróblewski w tym czasie układał plan. Miał zamiar zrobić coś z przeklętym kamieniem, nie mógł przecież leżeć sobie przed karczmą. Udało mu się wygrzebać z plecaka składaną saperkę, która może nie była zbyt poręczna, ale nadawała się do kopania. Wychodząc z pokoju cicho zamknął za sobą drzwi i ruszył na dół. W Karczmie siedziało jeszcze kilku facetów z mocniejszymi głowami, więc Wróblewski nie wzbudził zainteresowania. Kamień leżał tam, gdzie go zostawili. Na zewnątrz było ciemno i słychać było jedynie parskanie koni dochodzące stajni, a kiedy się do niej zbliżył usłyszał śmiech. Nie radosny śmiech dziecka, ale szyderczy rechot bandytów zaczepiających córkę gospodarza dającą paszę koniom.
— Zostawcie mnie! — krzyknęła dziewczyna, kiedy jeden z nich przyciągnął ją do siebie.
Tamci tylko głośniej się śmiali. Nagle z karczmy wybiegł ojciec dziewczyny. Kiedy zobaczył grupkę napastujących jego córkę mężczyzn wściekł się i ruszył w ich stronę z zamiarem wyrównania rachunków. Wtedy w świetle księżyca dostrzegł błysk metalu pod gardłem własnego dziecka.
— Ani kroku! Chyba, że chcesz zobaczyć tę panienkę w mogile.
— Dość tego. — powiedział stanowczo agent.
— A ty kto? Taki jesteś chojrak? — powiedział wypuszczając dziewczynę, która od razu podbiegła do ojca.
Cała grupa ruszyła wtedy w stronę Michała. Tamten jednak zachował spokój, wiedział że w razie ostateczności może użyć swojego pistoletu.
— Nie zmuszajcie mnie do tego.
— Ha! — krzyknął bandzior, który trzymał dziewczynę, po czym rzucił się na Michała z nożem.
Ten zrobił unik w lewo wpadając na innego zbira. Widząc to gospodarz postanowił pomóc chłopakowi i prawym sierpowym powalił zachwianego przeciwnika. Tymczasem lider bandy ponownie ruszył do ataku. Szybkim cięciem zranił Michała w ramię, po czym odskoczył i planował kolejne posunięcie. Reszta grupy ruszyła na gospodarza i chłopaka. Michał wykorzystał jednak swoją saperkę i powalił jednego z nich. Pozostali dwaj zaatakowali karczmarza, który zaciekle się bronił. Wróblewski korzystając z chwili spokoju ocenił sytuację. Wtedy dostrzegł przywódcę bandziorów, który próbował zajść pana domu od tyłu. Nie czekając na rozwój wypadków jednym susem podbiegł do łotra i jednym ciosem w tył głowy pozbawił go równowagi, po czym dla pewności uderzył jeszcze raz. Ten leżał już na ziemi nieprzytomny, najprawdopodobniej ze wstrząsem mózgu. Kiedy jego towarzysze zobaczyli jaki spotkał go los porzucili zamiar walki i najzwyczajniej w świecie pobiegli w miasto. W stajni zostały tylko spłoszone konie, gospodarz wraz z córką oraz tajniak z raną ciętą.
— Dziękujemy panu za pomoc. Możemy jakoś pomóc?
— Właściwie to tak — powiedział agent uciskając ranę.
Nawet jeśli kamień został zakopany, to nie zakopano jego legendy. Ludzie wymyślali przeróżne historie na temat tego co stało się z diabelską skałą. Z czasem coraz trudniej było odróżnić te plotki od prawdziwej historii. Tak właśnie z anomalnego przedmiotu powstała legenda. Obecnie uważa się, że kamień stoi sobie na starówce, jednak co się stało z tym prawdziwym? Przeczytajcie sami.
Następnego dnia mocno skacowany milicjant i opatrzony agent opuścili gospodę. Nigdy nie wiadomo, czy zbiry nie będą chciały się zemścić na Wróblewski, w końcu wiedzą gdzie nocuje. Według jego prośby gospodarz zakopał kamień w stodole i przysiągł na Boga, że nie wyjawi tajemnicy. Michałowi to wystarczyło. W tych czasach ludzie wierzyli jeszcze w honor i mieli jakieś zasady. Wyszli na ulicę i nagle wszystko jakby się zatrzymało i powróciło znajome uczucie, kiedy po raz trzeci przenieśli się w czasie. Przez te kilka chwil widać było urywki historii tego miejsca. Czuło się tylko lekki chłód, a świadomość, że tamte czasy poszły już w niepamięć napawała spokojem. Zostało tylko jedno pytanie: "Gdzie wylądują tym razem?".
— Czas pokaże.
Tłumaczenia

Sluice.
Item #: SCP-PL-043
Object Class: Euclid
Special Containment Procedures: Object is currently virtually impossible to secure, therefore it will be done once complex is fully examined. Technical entrence to the object is guarded by three guards 24/7. In the basement, in which sluice is located, there is also Research Cell 27; disguised as town hall security post. A Housing Sector 12 was also built in the city, which is used by employees assigned to SCP-PL-043. Mobile Task Forces look for remaining three entrences to the object on a daily basis.
It is planned to transform the complex into a full-fledged facility, if it is examined in its entirety.
Only five-person groups can enter the complex (two scientists, two guards, one medic). Due to danger in some parts of the complex, it is obligatory to equip all participants of the expediton with copies of short firearms, after previous training, as well as Geiger counters, water and dry provisions. Medic must have enough supply of Lugol's iodine, which they can administer for specified time to appropriate number of explorers.
Explorers are to be equipped with lead suits. In the case of expeditions to the Fourth Room, it is also required to distribute noise canceling headphones to the expedition members, and to the Habitat — additional night vision googles.
It is strictly forbidden to:
- restore SCP-PL-043's power;
- go up to the fifth floor, in the Second Room;
- go to the Fifth Room;
- try to open the door to the Sixth Room;
- make contact with entities from Sixth Room without project manager's permission.
Revision #218: In year 2009 revised SCP protocol was implemented, which places safety of valuable employees above scientific benefits. The reason for the introduction of new procedures was unacceptable number of deaths inside facility and outdated methods of exploration, applied to SCP-PL-043. The reason for the late introduction of the new protocol were longlasting metodological research, which minimalized damage to human resources and specialized training for workers assigned to the object. In accordance with the revision, since 1 January 2009, following procedures will come to life:
- Exploration of unknown regions is to be conducted by Mobile Task Force Alpha-18, which in case of discovery of nuclear weapons, can defuse and secure it until further O5 Councils's decision.
- Personel of the "D" assignment is not to be used in regions, which was not searched by MTF Alpha-18 for possible nuclear weapon caches. Utilization of the "D" class presonel, in accordance with revision, is to be concluded in regions of SCP-PL-043, which despite previous exploration, may pose a threat to members of scientific expeditions.
- Rejony zabezpieczone zostają połączone systemem komunikacji przewodowej (telefony wewnętrzne, z którymi połączyć można się z Komórki Badawczej 27), odpornym na działanie reflektorów ochronnych kompleksu.
- Skład wypraw badawczych zostaje powiększony o pracowników technicznych, celem dodatkowego poszukiwania mechanizmów mogących kontrolować reflektory ochronne kompleksu.
- Dystrybucja broni palnej krótkiej pracownikom wypraw naukowych może mieć miejsce wyłącznie po ich obowiązkowemu, sześciomiesięcznemu szkoleniu z zakresu poprawnego jej wykorzystania, którego pozytywne zakończenie musi zostać potwierdzone zdaniem egzaminu. Niezdolność do poprawnego używania broni palnej przez pracowników przydzielonych do SCP-PL-043 stanowi podstawę ku odebraniu zezwolenia, a następnie przeniesieniu do innego projektu bądź wydaleniu z Fundacji.
Po zakończeniu eksploracji, pracownicy poddawani są specjalistycznym badaniom radiobiologicznym i ewentualnej terapii antymemetycznej lub ewaluacjom psychologicznym bądź psychiatrycznym.
Description: SCP-PL-043 to podziemny kompleks, znajdujący się na wysokości około 450—100 [m] p.p.m. SCP-PL-043 został zbadany zaledwie częściowo (szacunkowo w niecałych 3%). Mapy kompleksu informują, iż łączne pole wszystkich pomieszczeń użytkowych wynosi około 12 000 000 000 [m2]. Długość SCP-PL-043 to w przybliżeniu 20 [km], a szerokość około 50 [km], do tego dochodzi suma pól wszystkich dwunastu pięter.
Obiekt znajduje się pod terenem właściwym oraz otaczającym miejscowość [ZMIENIONO] (pracownicy z upoważnieniem poziomu 3 i wyższego mogą poznać dotychczasowe rezultaty prób oznaczenia lokalizacji obiektu na mapach geograficznych, po przedstawieniu odpowiedniego wniosku menedżerowi projektu — dr. hab. ███████ █████████████).
Wejście konserwacyjne do kompleksu zostało odkryte w roku 2004, w piwnicy ratusza ww. miejscowości, przez architektów, którzy dokonywali pomiarów budynku, by w przyszłości go rozszerzyć i poddać wymaganym pracom technicznym. Fundacja weszła w posiadanie tych informacji, kiedy algorytm przeczesujący wybrane źródła informacyjne w Polsce odnalazł artykuł, który miał następnego dnia zostać wydrukowany w prasie lokalnej. Fundacja wstrzymała wydruk artykułu do czasu weryfikacji natury obiektu, a kiedy potwierdzone zostały jego właściwości anomalne, media oraz osoby zainteresowane tematem zostały od niego odwiedzione. Najistotniejsze odkrycia eksploratorów kompleksu miały miejsce przed rokiem 2009; aktualne badania prowadzone są w tempie znacznie wolniejszym, ponieważ wykorzystuje się zrewidowane procedury bezpieczeństwa, które nacisk kładą na zachowanie zdrowia i życia przez eksploratorów.
W związku z tragiczną wyprawą dr. Popielnickiego i treścią odzyskanego dziennika naukowca, wejście do tunelu na IX piętrze zostało zablokowane w dniu implementacji zrewidowanych procedur bezpieczeństwa.
Investigation: Zewnętrzne badania SCP-PL-043 skupiały się głównie na jego znaczeniu w czasie II wojny światowej, jako że według wielu analiz właśnie w tamtym okresie był on najaktywniejszy. Nie pozostawiono jednakże bez odpowiedniego śledztwa powiązań samego ratusza oraz pracowników urzędu.
Samo miasto, [ZMIENIONO], w czasie II wojny światowej było przez wrogie armie traktowane jako nic nieznaczący przystanek, który zamieszkiwali jedynie rolnicy. Miejscowość ta nie stwarzała żadnego zagrożenia wobec okupantów. Jednakże lata wcześniej, w roku 1932, dowództwo Wojska Polskiego sporządziło projekt o nazwie "Efekt Domina", który był utajniony do stopnia, przez który nawet Fundacja nie była świadoma istnienia planów. Sama dokumentacja projektu wydaje się niekompletna i lakoniczna w doborze słów, a osoby mające nim zarządzać w istocie nosiły nazwiska od dawna nieżyjących. Najważniejsze informacje, jakie zdołano pozyskać na temat projektu:
- Zakładał wykorzystanie najnowszej technologii "GHG" (skrótowiec ten pozostaje niewiadomą) w miejscu o największym potencjale.
- Jego ukończenie przewidziane było na rok 1946, a w związku z wojną czas ten się wydłużył.
- Przygotowania miejsca pod kompleks rozpoczęły się w roku 1923, jednakże wtedy "GHG" nie było jeszcze gotowe do użytku.
- W roku 1950 projekt został ukończony, ale tego samego dnia doszło w kompleksie do katastrofy. Projekt porzucono, a kompleks zamknięto.
W czasie trwania wojny najprawdopodobniej wzmożono prace nad projektem, ponieważ jego dowództwo było skore zakończyć wojnę przy jego wykorzystaniu. Według wielu raportów, mieszkańcy [ZMIENIONO] w latach 1923—1950 wielokrotnie skarżyli się na trzęsienia ziemi w okolicy, nieznane światła na niebie, buczenie, a także na niezrozumiały nieurodzaj pól znajdujących się nad kompleksem.
Według danych archiwalnych, wejście w ratuszu jest zaledwie jednym z czterech i nigdy nie było wykorzystywane, ponieważ miało charakter wyłącznie tunelu konserwacyjnego. Inne wejścia mają znajdować się w miejscowościach: [ZMIENIONO], [ZMIENIONO] oraz [ZMIENIONO].
[[footnoteblock]]
Inne
Info
SCP-XXXX: TITLE
NAME OF TALE/GOI-FORMAT
Author: Author
Original: LINK TO ORIGINAL
Translator: Translator
Image: Put any licensing information for images here
Add anything else you'd like the reader to know
Opublikowane
- AWCY? Hub
- Narodziny Fajności
- Propozycja projektu 2014-234: "Zewnętrzny Obiekt Zwyczajności"
- Wzdłuż Srebrnej Rzeki
- Adam jest bezużyteczny - Wybierz Yokima
- SCP-3688
- Przedmiot Zwyczajności
- SCP-4514
- MFO Sigma-5 "Pumpkin Punchers"
- Miłość i Względne Wymiary w Przeznaczeniu: Dr Clef/Doktor Who
- Ubikaz
- SCP-461
- Autoerotyczne Zabójstwo